Równaj w dół

Idea pracy zespołowej służy niektórym do realizacji następującej zasady: jak nie można być od kogoś lepszym, to należy go zniszczyć.

Idea pracy zespołowej służy niektórym do realizacji następującej zasady: jak nie można być od kogoś lepszym, to należy go zniszczyć.

Koncepcja organizacji pracy, która łączy ludzi w zespoły zadaniowe, ma bardzo mądre podstawy. Zakłada bowiem, że pracownicy o różnych zdolnościach, różnych predyspozycjach, różnej wiedzy lepiej ten potencjał wykorzystają pracując wspólnie niż wtedy, gdy będą w jednorodnym towarzystwie, czyli ludzi o takich samych kwalifikacjach i podobnych charakterach. Różnorodność wzmacnia ich cechy indywidualne, wytwarza w zespole specyficzne twórcze napięcie, które sprzyja znajdowaniu mądrych i ciekawych rozwiązań. Innymi słowy, ta koncepcja zakłada, że sprawniej osiąga się cel, dodając różną wiedzę i pomysły od początku do końca pracy nad danym zagadnieniem, niż dodając do siebie efekty wypracowywane poprzez poszczególne wyspecjalizowane grupy. Korzystniej jest tworzyć zamknięte koło współpracy, która na zewnątrz przekaże gotowy produkt (osiągnięty cel), niż budować łańcuch dodawania celów cząstkowych.

Ale ta koncepcja ma pułapki. Wynikają one - jak większość pułapek w mądrych koncepcjach - z ludzkiej niegodziwości. Otóż nawet w grupie zadaniowej tworzą się pewne hierarchie: ktoś wyróżnia się pomysłowością, akceptacją środowiska albo szybkością uczenia się, kto inny wyróżnia się zaradnością w realizacji zadań, a kto inny zmysłem do negocjacji. Niby w tej koncepcji o to chodzi, żeby każdy miał mocną stronę, inną niż wszyscy, ale zdarzają się ludzie, którzy albo nie mają żadnych mocnych stron, albo je mają, tylko ich nie zauważają, nie doceniają. Rzadko się zdarza, żeby ktoś nie miał żadnych talentów, ale często - mimo swoich talentów - nie może znieść, że ktoś w grupie też jest utalentowany, a czasem nawet bardziej. Taka jednostka potrafi wszystko popsuć, zaprzepaścić dotychczasowe efekty i osiągnięcia grupy tylko po to, aby zniszczyć wyimaginowanego przeciwnika. W imię własnych egoistycznych interesów gotowa jest poświęcić interes całej grupy, interes projektu, zapomnieć o celu swojej pracy. A tak naprawdę wszystko dlatego że nie chce się jej uczyć, rozwijać talentów, podejmować odpowiedzialności.

Niszczenie drugiego człowieka, zwłaszcza zdolnego, pracowitego, życzliwego i zawsze otwartego na współpracę, jest sprawą dziecinnie łatwą, bez porównania łatwiejszą niż praca nad podnoszeniem swojej wartości. Arsenał środków i metod jest bardzo bogaty, rozbudowywany przez pokolenia miernot. Podstawowym sposobem jest lekceważenie pracy i pomysłów niszczonej osoby. Lekceważenie polega na pomijaniu milczeniem pytań i pomysłów, demonstracyjnej obojętności wobec niej po wywiązaniu się z zadań, tworzenia atmosfery pogardy wobec jej zaangażowania, komunikowaniu, że "przecież ten człowiek nie zrobił nic szczególnego, każdy to potrafi". Niezwykle skutecznym sposobem niszczenia jest sugerowanie, że praca tego człowieka to właściwie są jego prywatne przedsięwzięcia, w żadne sposób nie służące grupie. Nawet jeśli wcześniej publicznie powierzyło mu się tę pracę, mówiąc głośno, że wykonując ją, ratuje grupę w trudnej sytuacji. Potem można się tego wyprzeć, mówiąc, że przecież bierze za to wielkie pieniądze, więc żadnej łaski nie robi.

Niszczonej osobie na pewno nie należy pomagać, wspierać jej, choćby dobrym słowem, nie należy okazywać zainteresowania, nie należy szanować, zwłaszcza w obecności współpracowników. Tak traktowany człowiek na pewno w końcu się załamie. Jest też nadzieja, że popełni błąd, w końcu zawiedzie i okaże się, że jest do niczego. Wszak bazując na jego zdolnościach i pracowitości, obarczono go zbyt dużą liczbą obowiązków. W takiej atmosferze z pewnością nie da sobie rady. Skuteczne jest też lansowanie i hołubienie tych członków grupy, którzy nie wyróżniają się szczególnym talentem, a jeszcze lepiej wylewne zaproszenie kogoś z zewnątrz o podobnych kwalifikacjach i sugerowanie, że nie ma ludzi niezastąpionych.

Najbardziej odrażające w tym procederze jest to, że na ogół realizowany jest pod hasłem budowania zespołowej atmosfery, w której wszyscy są jednakowo wartościowi i nie ma miejsca dla wyróżniających się.

Podłego jego podłość nie boli, bo jest jego sposobem na istnienie. Czasem jest nieudolną samoobroną przed rzeczywistością, która go przerosła. Boli tych, których dotyka. Ale oni na pocieszenie mogą sobie powiedzieć, że ten ból jest ceną za zdolność do wielkich uczuć i wielkich czynów. I tę cenę warto zapłacić.

Tylko ile wspaniałych, pożytecznych projektów nie zostało zrealizowanych, dlatego że ktoś postanowił nie uczyć się, tylko zniszczyć tego, który się nauczył?

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200