Raport dzienny

Podtrzymywanie pozytywnego nastroju wpływa na ludzi kojąco, mobilizuje ich do większej efektywności działań. Jeżeli zadbamy o odpowiedni nastrój psychiczny wśród kręgów decyzyjnych, to pokłosie tego będą zbierać zapewne podwładni pod postacią spływającej z góry aury życzliwości. Mniej będzie pretensji, za to premie większe, przynajmniej do momentu, gdy Zarząd, spoczywający na laurach zachwytu, będzie je w stanie jeszcze płacić.

Podtrzymywanie pozytywnego nastroju wpływa na ludzi kojąco, mobilizuje ich do większej efektywności działań. Jeżeli zadbamy o odpowiedni nastrój psychiczny wśród kręgów decyzyjnych, to pokłosie tego będą zbierać zapewne podwładni pod postacią spływającej z góry aury życzliwości. Mniej będzie pretensji, za to premie większe, przynajmniej do momentu, gdy Zarząd, spoczywający na laurach zachwytu, będzie je w stanie jeszcze płacić.

Lokalny Informatyk od dłuższego czasu myślał, jakim sposobem mógłby dokonać cudownego przeobrażenia nastroju decydentów w swej firmie. Ale u licha, od czego w końcu są zdobycze nowoczesnej techniki? Napisał więc stosowny program i załączył go do procedury startowej komputerów Zarządu. Treść programu była niezbyt skomplikowana, mniej więcej w tym sensie: "if sobota or niedziela then print else print endif".

Lokalny Informatyk postąpił o tyle rozsądnie, że podpisywał się tylko pod pomyślnymi wieściami, które pojawiały się jedynie w dni powszednie, to znaczy wtedy, gdy był on w pracy. W soboty i niedziele darował sobie chwalenie Zarządu. Po pierwsze - dlatego że nie bywał wówczas w pracy i zupełnie nie był zainteresowany nastrojami Zarządu w te dni, po drugie - sprawozdania nie zawsze powinny być bałwochwalcze, co niewątpliwie wzbudziłoby przedwczesne podejrzenia samych zainteresowanych. Proces psychologicznego motywowania wydawał się przebiegać bardziej niż zadowalająco. Pracownicy aż dziwili się, jakie ku temu mogą być powody, ale Lokalny może nie ze skromności, tylko z czujności nie rozpowiadał o zastosowanych środkach dopingujących. Nie chciał sprawy rozdmuchiwać, tym bardziej że sam zbierał z procederu sygnowanego swoim nazwiskiem niezłe pokłosie. A to premia, a to upominek rzeczowy czy nawet życzliwe słowo od przełożonych. Wszystko przebiegało nadzwyczaj udanie. Niestety, do czasu.

Pewnego, niezbyt pięknego dnia pracy wszystko się pokiełbasiło. Zamiast uznania, gromy z jasnego nieba. Lokalny Informatyk myślał, myślał i nie bardzo mógł logicznie wywnioskować przyczyn zjawiska. Drugiego dnia sytuacja się powtórzyła. Zdesperowany poszedł zerknąć na komputery Zarządu. Uruchomił procedurę startową. Patrzy na ekran, jak wół na malowane wrota, i własnym oczom nie wierzy. Jasność myśli zaburzył mu napis kolorowo wyświetlony na ekranie: "Raport dzienny - wyniki finansowe firmy są tragiczne. Program napisałem ja - inteligentny system Windows, bo nie mogłem zdzierżyć podstępu waszego informatyka".

Lokalny z wściekłości chciał w pierwszym odruchu komputer przez okno wywalić. Po chwili jednak puknął się w czoło i z uśmiechem usunął system z dysku. Po czym zainstalował zwykłego DOS-a, myśląc sobie: "Głupi jest, to i swoje będzie robił bez szemrania i obrazoburczych zapędów".

Piotr Schmidt (agent zakładowy)

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200