Programy pod specjalnym nadzorem

Potrzeba prawnej ochrony oprogramowania nie podlega żadnej dyskusji. Do tej pory w rozkradaniu programów uczestniczyły zarówno poważne instytucje, jak i bywalcy giełd komputerowych, czyli oficjalnych zlotów software'owych paserów. Pod hasłem „wszystkie programy są nasze" kwitnie nielegalny handel i obrót oprogramowaniem. Tylko czasem przez mur cynizmu i bezczelności docierają głosy nawołujące do umiarkowania i rozsądku.

Potrzeba prawnej ochrony oprogramowania nie podlega żadnej dyskusji. Do tej pory w rozkradaniu programów uczestniczyły zarówno poważne instytucje, jak i bywalcy giełd komputerowych, czyli oficjalnych zlotów software'owych paserów. Pod hasłem „wszystkie programy są nasze" kwitnie nielegalny handel i obrót oprogramowaniem. Tylko czasem przez mur cynizmu i bezczelności docierają głosy nawołujące do umiarkowania i rozsądku.

W krajach, gdzie wprowadzanie techniki komputerowej odbywało się na zdrowych, normalnych zasadach, nabywcy oferowano oprogramowanie, serwis i poradnictwo, czyli wszystko, co jest niezbędnym warunkiem pełnego wykorzystania możliwości sprzętu.

Niestety u nas komputerowy boom przerodził się w pogoń za światem bez zwracania uwagi na konsekwencje i poniesione straty. Pogoń zakończyła się zadyszka i rozczarowaniem. Brakowało serwisu, oprogramowania, a ceny odstraszały potencjalnych klientów. Przypominało to kupowanie telewizora w kraju, w którym nikt nie emituje programów. Udowodniliśmy, że nas stać, tylko niewiele z tego wynika.

Kiedy wreszcie większość użytkowników uświadomiła sobie, że zakupienie najlepszego nawet sprzętu bez oprogramowania jest bezsensownym wydawaniem pieniędzy, rozpoczęły się nieudolne próby ratowania sytuacji. Powstał pseudorynek, którego jedynym mechanizmem regulacji był poziom tupetu i cwaniactwa ludzi oferujących pirackie kopie. Nielegalne kopiowanie stało się procederem tak powszechnym, że prawie niezauważalnym. Prawa autorskie, zasady uczciwości, etyka to pojęcia, z których nie nauczyliśmy się jeszcze korzystać. A przecież tym językiem mówi cywilizowany świat. Nic dziwnego, że chwilami tak trudno przychodzi nawiązywanie kontaktów na skalę międzynarodową.

Stosowanie nowoczesnej techniki komputerowej jest niewątpliwie krokiem naprzód, ale programowe złodziejstwo, niefrasobliwość i indolencja - krokiem wstecz. Skutek może być tylko jeden - drepczemy w miejscu.

Komputerowe piractwo rozwinęło się u nas na olbrzymią skalę. Większość użytkowników nielegalnych kopii nie chce zrozumieć, jak wiele ryzykuje i traci. Chęć zysku spycha na dalszy plan rozsądek i logiczne myślenie. W zderzeniu z obojętnością i brakiem wyobraźni, nawet najlepsze argumenty nie są w stanie odnieść pożądanego skutku. Poniesione z tego tytułu straty są praktycznie nie do oszacowania. Straty w szerszym, międzynarodowym wymia-

rze to utrata zaufania i brak zainteresowania poważnych firm sprzedażą oprogramowania w Po Tam, gdzie nie skutkuje perswazja, musi wkroczyć prawo.

Jesteśmy jednym z ostatnich krajów w Europie, w którym oprogramowanie nie jest chronione prawem autorskim. Choć w świetle starej ustawy z 1952 roku programy komputerowe są w Polsce chronione, tyle tylko że do tej pory nikt nie próbował egzekwować swych praw w tym względzie. Brzmi to paradoksalnie, ale w pełni potwierdza istniejącą lukę informacyjna i brak stabilnych podstaw do sprawnego i dynamicznego rozwoju.

Dlatego optymizmem napawa pojawienie się na forum Sejmu inicjatywy poselskiej zmierzającej do nowelizacji prawa autorskiego i objęcia nim programów komputerowych. Projekt ustawy ma niewielkie szansę, by trafić pod obrady Sejmu bieżącej kadencji. Lista ustaw oczekujących na rozpatrzenie jest bardzo długa. Poza tym nie wszystkie środowiska zdołały ustosunkować się do projektu.

Jednak perspektywa ratyfikacji traktatu o stosunkach gospodarczych i handlowych między Polską a Stanami Zjednoczonymi może wydatnie przyspieszyć prace nad ustawą. Blisko rok temu w liście towarzyszącym traktatowi Dariusz

Leduchowski, ówczesny podsekretarz stanu, a obecny minister współpracy gospodarczej z zagranicą zapewnił, że „...Rzeczpospolita Polska w sposób wyraźny rozciągnie ochronę praw autorskich na programy komputerowe w terminie do 31 grudnia 1991 roku". Pracom nad formalno-prawnymi rozwiązaniami problemu towarzyszy przychylny klimat, poparcie ze strony Polskiego Towarzystwa Informatycznego, polskich i zagranicznych firm Software owych i wsparcie ze strony premiera.

Sprawą podstawową jest wprowadzenie do ustawy przepisów sformułowanych w sposób jednoznaczny i nie zawierający wyjątków, zagwarantowanie silnej pozycji producenta i twórcy. Specyfika problemu zmusza do rozwiązań innych niż na przykład w przypadku ochrony dzieła literackiego. Zwięzłość, jasność i komunikatywność powinny być pierwszoplanowymi przymiotnikami ustawy. Niemniej ważne będą sankcje przewidywane za naruszenie ustawy. Powinny być proporcjonalne do popełnionego wykroczenia i, o ile jest to możliwe, stanowić zadośćuczynienie dla poszkodowanych.

Wreszcie kwestia okresu przejściowego. Z różnych powodów ustawa nie może wejść w życie ze skutkiem natychmiastowym. Potrzebny będzie czas na legalizację używanych programów, likwidację nielegalnych kopii, zabiegi natury formalnej i rozstrzygnięcie kwestii spornych. W tym czasie istotnym czynnikiem będzie polityka firm software'owych. Już dziś wiadomo, że niektóre z nich są zainteresowane rejestracją nielegalnych kopii, inne natomiast będą stosowały atrakcyjne, promocyjne ceny na swoje produkty.

Oto najważniejsze problemy, z jakimi przyjdzie się zmierzyć w najbliższej przyszłości. Gra idzie o wielką stawkę, o stworzenie prawdziwego rynku oprogramowania, o możliwie skuteczne wyeliminowanie komputerowego piractwa. Rozwiązania prawne są nie tylko potrzebą chwili, są absolutnie konieczne do tego, aby stać się rzetelnym i wiarygodnym partnerem dla świata.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200