Poza prawem

Rosnąca konkurencja na rynku komputerowym powoduje, że producenci, szczególnie oprogramowania, chwytają się wszelkich możliwych metod, aby zdobyć przewagę nad "przeciwnikiem". Nową bronią zaciekle, choć skrycie zwalczających się nawzajem potentatów stają się "drużyny" adwokatów, uzbrojonych po zęby w sterty papieru i wynajdujących kruczki prawne, na podstawie których można się "uczepić" konkurujących firm. Przeciętnemu obserwatorowi może się to wydać dość desperacką metodą zdobywania przewagi, ale przy olbrzymich sumach pieniędzy, jakie wchodzą w grę, "wszystkie chwyty są dozwolone".

Rosnąca konkurencja na rynku komputerowym powoduje, że producenci, szczególnie oprogramowania, chwytają się wszelkich możliwych metod, aby zdobyć przewagę nad "przeciwnikiem". Nową bronią zaciekle, choć skrycie zwalczających się nawzajem potentatów stają się "drużyny" adwokatów, uzbrojonych po zęby w sterty papieru i wynajdujących kruczki prawne, na podstawie których można się "uczepić" konkurujących firm. Przeciętnemu obserwatorowi może się to wydać dość desperacką metodą zdobywania przewagi, ale przy olbrzymich sumach pieniędzy, jakie wchodzą w grę, "wszystkie chwyty są dozwolone".

Borlandzie, czy ci nie żal?

Ziarnem niezgody między firmami komputerowymi najczęściej staje się kwestia łamania praw autorskich (praw własności intelektualnej bądź elementów prawa patentowego). "Kampanię sądową" można rozpocząć nawet z byle powodu. Przejdźmy jednak do faktów: pretekstem do wytoczenia procesu przez Lotus Development Corp. okazała się opcja umożliwiająca użytkownikom Quattro Pro korzystanie z makroinstrukcji napisanych w języku arkusza 1-2-3. Lotus zarzucił Borlandowi złamanie praw własności intelektualnej i zażądał rekompensaty w kwocie 100 mln USD. Sądzę, że zarzut ten jest tylko pretekstem służącym osłabieniu pozycji konkurenta.

Od wielu lat użytkownicy komputerów korzystają z różnego rodzaju języków. Stworzone w nich programy stają się własnością autora, zaś twórca samego języka, po uprzednim udostępnieniu podstawowych jego elementów programiście, nie rości sobie praw do powstałych w ten sposób produktów. Tak więc, równie dobrze autorzy języka w którym napisano np. kod źródłowy 1-2-3 mogliby zarzucić Lotusowi nielegalną działalność wiążącą się z łamaniem ich praw własności intelektualnej.

Zastanówmy się, dlaczego Lotus występuje z tak, przepraszam za wyrażenie, bzdurnymi zarzutami ...i wygrywa. Tak, tak... sędzia zajmujący się sporem między Lotus Development Corp. a Borland International zdecydował, że język makroinstrukcji 1-2-3 jest własnością intelektualną Lotusa i nie może być użyty w Quattro Pro bez zgody właściciela. Odpowiedź jest prosta - gra toczy się o pieniądze i klienta. Każde wykorzystanie języka makroinstrukcji Lotusa w jakimkolwiek innym programie mogłoby skłaniać dotychczasowych użytkowników 1-2-3 do przejścia na produkt konkurencji. Wynikiem wygranego procesu jest zaś osłabienie pozycji Borlanda; czyż nie o to chodziło?

Oj, nieładnie Lotusie, nieładnie. Gdyby w ten sposób postępowały wszystkie firmy zajmujące się produkcją oprogramowania, rynek komputerowy jako taki w ogóle nie mógłby istnieć. Wszystkie produkty musiałyby bowiem być diametralnie różne i dotyczyć całkowicie odmiennych aspektów informatyki. Ten "niekoleżeński" gest Lotusa można jednak zrozumieć; każdy autor broni praw do swojego dzieła, przydałoby się jedynie trochę więcej tolerancji, wedle zasady "nie rób drugiemu, co tobie niemiłe".

Jako ciekawostkę warto zauważyć, że Lotus już nie po raz pierwszy "czepia się" produktów konkurencji. Jeszcze stosunkowo niedawno pretekstem do sprawy sądowej było wykorzystanie (pochodzącego z 1-2-3) interfejsu poleceń z zastosowaniem "slasha" w produktach firm Paperback Software i w Borland Quattro Pro. Interfejs ten nie jest rozwiązaniem nowatorskim, zaś prawdopodobnie jedynym powodem procesu był fakt, że wykorzystanie interfejsu ułatwiłoby pracę tysiącom użytkowników porzucającym Lotusa na korzyść innych arkuszy kalkulacyjnych.

Zastanawiające jest jednak, że Lotus nie zauważył tego samego interfejsu wykorzystanego w Microsoft Excel... - prawdopodobnie nie chciał narazić się najsilniejszemu konkurentowi. W odwecie Microsoft mógłby zażądać od Lotusa rekompensaty za korzystanie z intelektualnej własności firmy jaką jest system operacyjny MS DOS... To zaś mogłoby się okazać dla Lotusa wysoce nieopłacalne, pomijając fakt, że zarzut taki byłby wyjątkowo śmieszny.

Komu wolno ściskać?

Nierozstrzygnięta jeszcze "zimna wojna" toczy się między dwiema innymi firmami konkurującymi tym razem na polu oprogramowania do kompresji zbiorów. Są to: Stac Electronics, producent popularnego Stackera i Microsoft. Oczywiście chodzi tu o DoubleSpace - program kompresji dysku zastosowany w MS DOS 6.0. W styczniu br. Stac Electronics zarzucił Microsoftowi bezprawne wykorzystanie opatentowanej technologii. Microsoft szybko odparował cios, stawiając dokładnie takie same zarzuty Stacowi. Wyrok sądowy w tej sprawie ma zapaść dopiero w styczniu 1994 roku.

I znowu - można zarzucić Stackowi, że chodzi tu przede wszystkim o praktycznie dotychczas nie zachwianą (do czasu pojawienia się DoubleSpace) czołową pozycję na rynku oprogramowania do kompresji dysku; Stac trafił jednak na trudny orzech do zgryzienia - silnego i sprytnego przeciwnika. Jak dalej potoczy się akcja - zobaczymy za kilka miesięcy.

Zjednoczone Siły Anty-Microsoftowe

Inna, popularna ostatnio wśród firm komputerowych strategia ataku "w czuły punkt", to oskarżanie przeciwników o nielegalną taktykę zdobywania klienta. Takie zarzuty padły ostatnio w stosunku do firm Microsoft i IBM, a ich autorem jest nikt inny tylko konkurujący wytwórcy oprogramowania. Zanim sprawa trafi do sądu, jest analizowana przez FTC (Federal Trade Commision - Federalna Komisja ds. Handlu). Śledztwo podjęte w sprawie nielegalnych poczynań Microsoftu trwało ponad 30 miesięcy, przerywane zaś było wielokrotnie ze względu na trudności w znalezieniu dostatecznie przekonywujących dowodów. Po rezygnacji FTC z prowadzenia sprawy, przejął ją Sąd Najwyższy Stanów Zjednoczonych.

Zarzuty dotyczące Microsoftu są także rozpatrywane przez European Community Commission. W Europie sprawę tę zapoczątkowała zaledwie kilka miesięcy temu firma Novell Inc. Zarzuca ona Microsoftowi stosowanie nielegalnych ulg dla klientów zaopatrujących się w większe zestawy produktów firmy.

Oczywiście i tu można doszukiwać się chęci usunięcia Microsoftu z dominującej pozycji na rynku oprogramowania komputerowego. Jednakże należy przyznać, że działania tej firmy wzbudzają wiele podejrzeń wśród konkurencji i nie tylko; każdy handlowiec wie bowiem, że duże zyski niełatwo osiągnąć legalnymi metodami, zaś tempo ekspansji Microsoftu jest, jak wiadomo, dość duże.

Jak Zabłocki na mydle

Firmy nieustannie walczą ze sobą wszelkimi możliwymi metodami, procesy toczą się bez końca... zaraz, zaraz, a czy o kimś tu nie zapomniano? Czy nie liczy się już użytkownik? No tak, jak to zwykle bywa najbardziej poszkodowany jest przeciętny klient. Lotus walczy z Borlandem, zaś użytkownik zostaje pozbawiony użytecznego narzędzia, jakim jest opcja uruchamiania makroinstrukcji 1-2-3. Stac walczy z Microsoftem, zaś wynikiem tej bitwy może być delegalizacja sprzedaży jednego ze spornych produktów, co znowu zawęzi wybór dla klienta. Ataki na Microsoft i IBM mogą spowodować straty tych firm, co także odbije się na kieszeni użytkownika.

Największym niebezpieczeństwem jest tu jednak możliwość zawrócenia z niedawno wytyczonej drogi ujednolicenia oprogramowania. Jeżeli bowiem konkurujące firmy, zamiast współpracować ze sobą, zaczną stawiać sobie nawzajem zarzuty o łamanie praw autorskich, producenci mogą zaniechać upodabniania swoich produktów do standardów rynkowych. Najbardziej stratni będą jak zwykle użytkownicy. Produkty różnych firm staną się z powrotem niezgodne, przez co migracja z jednego systemu na drugi będzie znacznie utrudniona. Tak więc polityka wytaczania procesów sądowych z pewnością stoi w sprzeczności z interesem użytkowników.

Life is brutal and full of zasadzkas

Kończąc ten artykuł, mam tylko nadzieję, że nie zostanę oskarżony o łamanie praw autorskich przez wykorzystanie, jako tytułu i niektórych podtytułów, cytatów stanowiących "własność intelektualną" np. Jima Jermusha bądź pomysłodawcy popularnych na Rynku Starego Miasta koszulek z dwoma uroczymi myszkami zaabsorbowanymi spełnianiem "bożej powinności".

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200