Polskie oblicze Nowej Ekonomii
- Iwona D. Bartczak,
- 29.05.2000
Od sprawności adaptowania rozwiązań gospodarki elektronicznej zależy, czy Polska znajdzie się po tej stronie świata, która zajmuje się zyskowną dystrybucją, czy po tej stronie, która trudzi się przy kosztownej produkcji.
Od sprawności adaptowania rozwiązań gospodarki elektronicznej zależy, czy Polska znajdzie się po tej stronie świata, która zajmuje się zyskowną dystrybucją, czy po tej stronie, która trudzi się przy kosztownej produkcji.
Rozwój gospodarki elektronicznej, która najprawdopodobniej stanie się standardem ekonomicznym w rozwiniętych częściach świata, po raz kolejny stawia Polskę w sytuacji dramatycznego pościgu za uciekającą czołówką. Jeszcze nie wygasły spory, czy Polska należy właściwie do Europy czy do niej nie należy, sytuując się raczej w pobliżu azjatyckich wzorców gospodarowania, jeszcze nie skończyliśmy porównywać naszych wskaźników z krajami europejskimi, a już pojawiło się nowe wyzwanie cywilizacyjne, wyzwanie globalne. Polska gospodarka i każde przedsiębiorstwo z osobna musi spojrzeć na siebie jeszcze raz, w jeszcze inny sposób niż dotychczas i odpowiedzieć na pytanie, w której części logistycznego łańcucha powstawania wartości w biznesie chcemy zająć miejsce. I czy ma potencjał i strategię, aby znaleźć się w najzyskowniejszej jego części.
Biznes po nowemu
W tradycyjnie funkcjonującej gospodarce, a do takich należy polska gospodarka, dominujące znaczenie ma przemysł. Dużą rolę przepisuje się również usługom. Usługi są rozumiane jako działalność pomocnicza względem produkcji albo wzbogacająca jego ofertę, niejako "obudowująca" produkt dodatkowymi świadczeniami. Zatem bez względu na udział usług w przychodzie narodowym wytwórczość traktowana jest jako działalność kluczowa dla dobrobytu i rozwoju. Taka orientacja gospodarki wytwarza specyficzną kulturę organizacyjną i biznesową. Na przykład jeszcze do niedawna wielkość i znaczenie przedsiębiorstwa przemysłowego oceniało się po tym, jakie ma zatrudnienie (liczbę pracowników) albo jak dużo miejsca zajmują hale produkcyjne i magazyny. W tej chwili wielkość magazynów i liczba pracowników traci na znaczeniu, ponieważ wdrażane są koncepcje zarządzania przedsiębiorstwem, które mają za zadanie ograniczyć wszystkie procesy i prace nie dodające wartości, takie jak Just in Time czy odchudzone przedsiębiorstwo. W kulturze przemysłowej dwa zadania uważane są za najważniejsze: pierwszym jest redukcja kosztów, drugim - podnoszenie jakości. Do realizacji tych celów wymyślono wiele koncepcji zarządzania, które na długo zaprzątnęły uwagę menedżerów i ukierunkowały ich myślenie o przedsiębiorstwie. Należą do nich przede wszystkim: TQM, czyli Zarządzanie przez Jakość Totalną, głoszące konieczność permanentnego doskonalenia procesów i procedur, oraz reengineering, który głosi konieczność radykalnej zmiany w przebiegu procesu, aby uzyskać zupełnie nowy jego przebieg, znacznie podnoszący efektywność. Wiele przedsiębiorstw w najbardziej rozwiniętych krajach wdrożyło te koncepcje i odniosło wielki sukces, ale noszący w sobie zarodek kryzysu. Otóż, już znacznie więcej nie da osiągnąć, stosując metody zarządcze, realizujące tradycyjną koncepcję przedsiębiorstwa: ani w dziedzinie kosztów, ani w dziedzinie jakości. Jedne i drugie zostały wyśrubowane, przynajmniej w czołówce.
To jest ta logika rozwoju wypadków na scenie gospodarczej, która zmusza nas ponownie do odpowiedzi na pytanie, czy na pewno nasz majątek produkcyjny jest najlepszą lokatą kapitału.