Polska coraz bardziej mobilna

Jedno z kluczowych pytań, jakie trzeba postawić w epoce Internetu i globalizacji, brzmi: czy dla Polski istnieje tylko alternatywa - zacofanie jako ostoja tożsamości lub nowoczesność naśladowcza bez tożsamości? Czy możliwy jest kompromis, a jeśli tak, to jaki?

Jedno z kluczowych pytań, jakie trzeba postawić w epoce Internetu i globalizacji, brzmi: czy dla Polski istnieje tylko alternatywa - zacofanie jako ostoja tożsamości lub nowoczesność naśladowcza bez tożsamości? Czy możliwy jest kompromis, a jeśli tak, to jaki?

Polska staje się coraz bardziej mobilna w przestrzeni cyfrowej. Ponad 40% Polaków deklaruje korzystanie z Internetu. Faktycznie jest ich nawet więcej, statystyki dotyczą bowiem populacji powyżej 15 roku życia, a przecież wiadomo, że kompetencji komunikacyjnych w odniesieniu do tego medium nabywa się już w wieku wczesnodziecięcym, często przedszkolnym.

Ponad 40 mln telefonów komórkowych to nowa jakość nie tylko w modelu komunikacji społecznej. Na jednego mieszkańca kraju przypada jedna karta SIM. To już poważna skala mobilności. Łącznie z telefonami stacjonarnymi jest to dobrze ponad 50 mln przyłączeń.

Infrastrukturalnie stajemy się społeczeństwem sieciowym. Dla pokolenia urodzonego w wolnej Polsce Internet, a także komórka, to już nie są tylko media, to jest środowisko społeczne, w którym się "osiedlają" i dają upust swej energii. To jest świat równoległy. Jak Polacy będą dzielić swe życie między te dwa światy? Internet z pewnością w sposób istotny zmienia uwarunkowania komunikacji między Polakami - stwarza szanse słabszym, dotychczas nieobecnym dyskursom mniejszościowym - ale także rodzi wyzwania.

Jaka tożsamość Polaków?

Interesujące jest pytanie, co wynika ze zderzenia społeczeństwa statusowego z mobilnymi technologiami? Co to wszystko oznacza dla kodu komunikacyjnego, czy - szerzej - kulturowego Polaków? Rewolucja informacyjna między Bugiem a Odrą dokonuje się w czasie, gdy toczą się żywe dyskusje polityczne o tym, jaka powinna być międzypokoleniowa transmisja kultury, wychowanie patriotyczne, polityka historyczna itp. Słowem, jest to pytanie o to, jaka będzie tożsamość internetowego pokolenia always on line.

W tej sprawie można się spotkać z dwoma skrajnymi poglądami. W myśl jednego, wyrażanego w kręgach narodowych i katolickich, powinniśmy za wszelką cenę uchronić nasze Patrymonium, niczego zeń nie roniąc. Rzecznicy drugiego nie przywiązują zbytniej wagi do kwestii tożsamości w przekonaniu, że liczy się tylko produktywność, twórczość, konkurencyjność i sprawna gospodarka oraz zdrowa demokracja - słowem: atuty rozwojowe, reszta to ozdobniki. Jedni i drudzy nie mają racji.

Tożsamość Polaków to wyrażone w polskim kodzie znaczeń, właściwym tylko dla naszej kultury, ekspresywne sposoby zachowania i komunikacji zawarte w języku, tradycyjnym systemie pokrewieństwa, transmisji międzypokoleniowej, instytucjach, sposobie przeżywania religii, sztuce, stylu ekspresji, więziach, obyczaju, wzorcach poznania i działania, dominujących wartościach i normach społecznych. Wyraża się ona w tym, co Alexis de Tocqueville nazywa "nawykami serca", a Edward Hall "ukrytym wymiarem kultury".

Tożsamość tak pojmowana daje poczucie pionu, porękę w burzliwych czasach, gdy wiele sił chce przyciągać naraz i gdy łatwo się pogubić w biegunach przyciągania. Jakaż więc jest tożsamość Polaków tu i teraz?

Internet wprowadza nowe podziały. Musimy baczyć na to, aby nie zafundować sobie digital divide po polsku. W miarę bowiem, jak rośnie ilościowo infomasa, grupy o wyższym statusie społeczno-ekonomicznym i wyższym poziomie wykształcenia przyswajają nową wiedzę szybciej niż grupy o niższym statusie, słabiej wykształcone, co zwiększa lukę kompetencyjną między obiema grupami. Dowodem na istnienie tej luki jest m.in. fakt, że ok. 1/3 Polaków nie rozumie symbolu @.

Różne prędkości

Tu jest clou modernizacji Polski. Bez wzrostu kompetencji komputerowo--internetowych średniego i starszego pokolenia Polaków nie da się rozwiązać problemu 50+ - aktywizacji zawodowej obywateli powyżej 50 roku życia. Mamy do czynienia z wielowymiarowym digital divide po polsku i zróżnicowaniem poziomów kompetencji (operacyjne - umiejętność posługiwania się sprzętem; wyszukiwawcze oraz strategiczne - budowanie projektu życiowego dzięki Internetowi). Można mówić o rosnącym poleganiu (by nie powiedzieć: uzależnieniu) na technologicznej mediacji działania społecznego i całej kultury. To sprawia, że te kompetencje stają się coraz ważniejsze.

Na tle zróżnicowanego dostępu rodzą się odrębne formy kultury i uczestnictwa w niej, odrębne style życia. To dobrze, że środowisko cyfrowe odciąga coraz więcej młodych ludzi od oper mydlanych i Big Brotherów w TV. Nie twierdzę, że szukają oni w Internecie samych dobrych rzeczy. Niektórzy grzebią w wirtualnym śmietniku, ale robią to na własne życzenie; ten śmietnik się na nich nie wysypuje sam. Sieć przynajmniej zmusza ich do aktywności, czy interaktywności. Bzdurny chat bywa znakomitą inicjacją w coś lepszego. Ale boję się, że ten podział stworzy społeczeństwo dwóch szybkości: "braci podłączonych" i "braci odłączonych".

Zmiana tożsamości jawi się jako nieuchronna, wymuszą to bowiem procesy cywilizacyjne, w których zasięgu się znaleźliśmy. Rzecz w tym, aby dostarczała kodu porozumienia się jak największej liczbie członków naszej narodowej wspólnoty, wspólnoty - dodam - rozumianej po obywatelsku, a nie plemiennie.

Mamy kraj trzech prędkości: przednowoczesne chłopstwo, odziedziczony głównie po PRL niewydajny sektor przemysłowy oraz produkt lat 90.: podłączony do świata sektor nowych technologii, wysoko kwalifikowanych usług, edukacji, badań. Myślę, że dla ludzi z każdego z tych układów "polskość" znaczy co innego i różna jest percepcja symboli; mamy raczej do czynienia z polisemią niż semiozą znaków narodowych. W Polsce toczy się gra między tradycją długiego trwania, nowoczesnością i elementami tego, co nazywamy późną nowoczesnością. Rodzi to chaos, dezorientację normatywną i konflikty, ale też może przy pewnej dojrzałości społeczeństwa wytwarzać ożywcze napięcia, którymi karmić się będzie kultura i duchowość Polaków w XXI wieku.

Należy odrzucić skrajne stanowiska, z których jedno sprowadza się do dogmatycznej ochrony tradycji, a drugie wystawia ją na sprzedaż w przekonaniu, że kultura to tylko rozrywka i że między Europejczykami nie ma różnic kulturowych, a tylko różnice w poziomie cywilizacyjnym. Kultura jest żywa, dopóki odpowiada na wyzwania życia. Globalizacja i integracja europejska wymagają innego modelu patriotyzmu i innego sposobu bycia wiernym własnym wartościom, tradycjom i wzorom. Dla takiego modelu należy pozyskać jak najwięcej elit i najszerszych rzesz naszego społeczeństwa.

Tożsamość jest potrzebna

W epoce globalizacji i Internetu potrzebna jest tożsamość jak nigdy wcześniej. Człowiek późnonowoczesny szuka autentyczności, bo cywilizacja stworzyła sztuczny świat, który nad nami dominuje. Przyjdzie kiedyś taki czas, że większość krajów osiągnie taki standard cywilizacyjny, poziom produkcji, infrastruktury itp., że nie będzie już można dyskontować tego jako atutów promocyjnych. Wtedy będzie się liczyć coś dodatkowego: oryginalność, pomysł, kreatywność, specyfika.

Temat sieci wpisuje się w aktualne spory Polaków o tożsamość, drogi modernizacji opartej na wartościach oraz kształt patriotyzmu w warunkach obecnej fazy nowoczesności. Nie ulega wątpliwości, że przybiera na sile uniwersalny trend, zgodnie z którym patriotyzm ustępuje miejsca zdecentralizowanym tożsamościom. Nowe pokolenie formułuje pod adresem przeszłości własny kwestionariusz pytań i jedna patriotyczna narracja może w rezultacie nie trafić do nikogo. Każdy chce i ma prawo szukać własnej ojczyzny kulturowej - albo lokując ją w ojczyźnie zamieszkanej przez współziomków, albo konstruując własną, wyobrażoną.

Od nas samych będzie zależeć, ile przestrzeni cyfrowej sobie zagospodarujemy, oswoimy, oznakujemy własnym kodem kultury. Tam wprawdzie nie trzeba walczyć o granice ogniem i mieczem, bo ta przestrzeń nie ma granic, ale trzeba się w niej osiedlać. Bo taki jest trend: coraz więcej ludzkiej energii, myśli, emocji tam się przenosi. Fizycznie pozostaniemy między Odrą a Bugiem i w wielu innych miejscach, ale w sieci będziemy nomadami w "pojeździe cyfrowym".

W Wielkiej Brytanii zbadano, że ponad 50% wiedzy uczeń zdobywa poza szkołą, głównie w Internecie i - jak można sądzić - podobnie jest w innych krajach. Wedle prognoz, ludzi z pokolenia, o którym mowa, oczywiście w krajach informatycznie nasyconych, będzie spędzać w cyberprzestrzeni do 80% czasu wolnego. A tam, gdzie ludzie chcą być natychmiast, pojawia się oferta. Rzecz w tym, jaka ona będzie?

Czym będzie wtedy naród, kultura? Myślę, że identyfikować z narodem będą się tylko ci, którzy tego zechcą; którzy będą Polakami nie dlatego, czy nie tylko dlatego, że się nimi urodzili, ale dlatego, że taki będzie ich wybór. I nie tylko oni, także ci, którzy urodzili się gdzie indziej, a wybrali życie w polskiej wspólnocie.

Jak zatem w tych warunkach przekazywać kulturę, polskość? Czy upierać się przy tradycyjnym przekazie międzypokoleniowym, przez zestaw lektur szkolnych, które budzą dziś tyle kontrowersji, przez kulturę druku, czyli tradycję tak bliską inteligenckiemu sercu; czy przez przekładanie jej na nowy język, który ci nowi Polacy będą rozumieć? Oczywiście jedno i drugie. Klasykę trzeba czytać, ale też można bez szkody dla odbioru dzieł tłumaczyć je na język multimedialny. Przecież już tak było wiele razy w historii, że literaturę przekładano na język radia, kina czy teatru TV. Internet to także wymusza. Dlaczego np. historia Polski, wielkie wydarzenia dziejowe, nie mogą być przełożone na gry komputerowe?

Jestem przekonany, że dorastające dziś pokolenie Polaków i następne nie przestaną być Polakami; nie przekonuje mnie wieszczenie zmierzchu patriotyzmu romantycznej proweniencji. Niech ci, którzy wieszczą koniec tak ważnego dla polskiej tożsamości romantyzmu, który ma być jakoby zmieciony przez sieciową nowoczesność, czy ponowoczesność, zaglądną na poetyckie strony WWW. Może tam już wyrasta jakiś wieszcz cyfrowy? Internet to nie tylko szkiełko i oko, to także żywioł - hiperżywioł bez początku i bez końca. Tam też można czuć....

Światowy wskaźnik dygitalizacji zasobów informacji/wiedzy/kultury zapisanych na jakimkolwiek nośniku w relacji do ogólnych zasobów jest ciągle relatywnie nieznaczny, a już się wydaje, że jest to bezmierny ocean. On będzie stale rósł, choć nie obejmie wszystkiego, i dobrze, bo nie ma takiej potrzeby. Im będzie wyższy, tym większa będzie globalna oferta informacji dostępna w każdym miejscu i czasie. Nie wiadomo, ile naszych zasobów umieściliśmy już w sieci, ale z pewnością nie jesteśmy wśród przodujących. Od tego, ile się uda wpuścić w cyfrowy obieg zależy, jak dalece bardziej będziemy kompatybilni ze światem, ile będzie on o nas wiedział, o naszej kulturze także.

Narodowa w treści, cyfrowa w formie

Coraz więcej Polaków fascynuje się Internetem. Wcześniej czy później będzie on tani i powszechny także i u nas. Ale to, czy i jak odnajdziemy się w tym środowisku, to już wyłącznie nasza sprawa. Jeśli popadniemy w zawstydzenie na tle przestarzałości naszej kultury i języka, nic nam nie pomoże. Wtedy takiej wstydliwej kultury nie warto byłoby nawet bronić. Będziemy mieć wtedy kulturę polską, bo tworzoną przez Polaków, ale nie znaczy to, że będzie ona narodowa. Chodzi o to, żeby była. I żebyhttp://www.kulturanarodowa.pl była raczej edu niż com.

Profesor Kazimierz Krzysztofek jest wykładowcą w Szkole Wyższej Psychologii Społecznej w Warszawie oraz wiceprezesem Fundacji Pro Cultura.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200