Polityka przetargowa

Z Adamem Jareckim, radnym II kadencji Rady Miejskiej w Łodzi i przewodniczącym komisji ds. informatyzacji Urzędu Miasta Łodzi, rozmawia Sławomir Kosieliński.

Z Adamem Jareckim, radnym II kadencji Rady Miejskiej w Łodzi i przewodniczącym komisji ds. informatyzacji Urzędu Miasta Łodzi, rozmawia Sławomir Kosieliński.

Zdaniem wielu informatyków samorządowych, sukces w informatyzacji gminy rozkłada się równo na nich samych, zarząd i radnych. Ci ostatni mogą się okazać jednocześnie promotorem zmian w zarządzaniu, ale również z przyczyn politycznych mogą się temu przeciwstawiać. Czy radny jest w stanie sam przeforsować projekt informatyzacji i zarazić ideą nowoczesnego zarządzania radę miasta lub gminy wraz z jej zarządem?

Radny nic nie zdziała w pojedynkę. Nie przekona do informatyzacji urzędu ani innych radnych, ani zarządu, zwłaszcza gdy w strukturze magistratu nie ma wyodrębnionego wydziału informatyki czy chociażby referatu. Praktycznie rzecz biorąc radny nigdy nie jest stroną inicjującą. Raczej wspiera lub - co zdarza się częściej - krytykuje działania urzędników samorządowych. Prawie idealna sytuacja występuje wtedy gdy urzędnik, który potrafi przebić się ze swoimi pomysłami do władz miasta, natrafi na radnego zainteresowanego informatyzacją. Razem są w stanie podjąć sensowne działania na rzecz przyjęcia przez radę miasta i zarząd strategii informatyzacji urzędu. Tak wygląda sytuacja w małych gminach.

W przypadku dużych miast nie ma możliwości, aby pojedynczy radny miał jakikolwiek wpływ na proces informatyzacji w urzędzie. Radni w specjalnych komisjach ds. informatyzacji (tak było właśnie w Łodzi) debatują nad dokumentami, przygotowanymi przez zarząd, czyli najczęściej przez dyrektora lub kierownika właściwego wydziału czy referatu. Efektem ich pracy są co najwyżej poprawki w przedkładanych projektach. Sami z siebie nic nie wymyślą. Poznawszy wielu radnych, mogę dodać tylko: i na szczęście...

W artykule "Na radnego nie ma rady", który ukazał się w 19 numerze Computerworlda z tego roku, Rafał M. Gęślicki dzieli radnych na ekspertów, ignorantów, bezradnych, demagogów i partnerów. Czy rzeczywiście radny jest bezradny?

Tak, to prawda. Jeżeli dyskutowany projekt ma na celu wyłącznie ułatwienie pracy urzędników poprzez np. zakup nowych komputerów z oprogramowaniem biurowym, to w tym momencie radny nie jest w stanie przekonać nikogo do budowy sieci. Inaczej to wygląda, gdy zostaną przygotowane założenia kompleksowej strategii informatyzacji, a jego twórcy przekonają doń choć kilku radnych. Projekt zaopiniowany przez komisję (czyli organ rady miasta) ustawia dyrektora Wydziału Informatyki na lepszej pozycji do rozmów z zarządem.

Czy polityka ma wpływ na informatyzację?

Oczywiście! Bez układów politycznych i zabiegania o sojusze nie ma mowy o sukcesie w informatyzacji - przynajmniej w dużych miastach. Doraźna komisja ds. informatyzacji Urzędu Miasta Łodzi składała się z 6 osób, po dwóch przedstawicieli najważniejszych klubów radnych: Łódzkiego Porozumienia Obywatelskiego - Ligi Łódzkiej (głównie Zjednoczenie Chrześcijańsko-Narodowe) i Nowej Łodzi (czyli Unia Wolności), które tworzyły wówczas rządzącą koalicję, oraz Sojuszu Lewicy Demokratycznej. Po wyborze przewodniczącego, którym zostałem ja (UW), dyskusja w komisji ograniczała się wyłącznie do spraw merytorycznych. Rozważaliśmy wszelkie aspekty Zintegrowanego Systemu Informatycznego Urzędu Miasta Łodzi - koncepcji informatyzacji przygotowanej przez dyrektora Wydziału Informatyki Adama J. Kępę, którą w skrócie określamy jako Magistrat 2000. W wyniku naszych prac została ona przedstawiona zarządowi miasta jako wieloletnia strategia informatyzacji urzędu, z harmonogramem, określonymi kosztami i ze sprecyzowanymi wymogami technicznymi. Ale kiedy została przyjęta przez zarząd, znowu wkroczyła na arenę polityka. W tym czasie zmienił się układ sił politycznych w Łodzi. Liga Łódzka przeszła do opozycji, a SLD zaczęło nieformalnie wspierać inicjatywy prezydenta miasta, przewodniczącego łódzkiej Unii Wolności. Tak więc nowa opozycja rozpoczęła frontalny atak na Magistrat 2000, mimo że przecież brała udział w opracowywaniu strategii. Ba! Radni Ligi, którzy brali udział w pracach komisji, wstrzymali się od głosu podczas głosowania Rady Miejskiej nad stosowną uchwałą o informatyzacji urzędu, w ten sposób zapewniając sobie typowy polityczny glejt lojalności wobec macierzystego klubu. Zresztą takie sytuacje zdarzają się przy każdym projekcie uchwały Rady Miejskiej przygotowanej przez zarząd. Opozycja głosuje przeciw. W Łodzi wynikało to z przyjętego przez nich założenia, że "im gorzej, tym lepiej".

W tej chwili dobiega końca procedura przetargowa na jeden z modułów Magistratu 2000. Jak wyglądają relacje między radnymi, informatykami a firmami informatycznymi, starającymi się o zdobycie kontraktu?

Zanim odpowiem na to pytanie, chciałbym przedstawić pewien znamienny mechanizm, który pojawia się przy przetargach w trybie Ustawy o Zamówieniach Publicznych. Na naszą prośbę Magistrat 2000 opiniowało dwóch niezależnych konsultantów, m.in. Andrzej Gogolewski z Grupy Antares. Następnie grupa ta złożyła swoją ofertę na zarządzanie projektem (ustaliliśmy, że Wydział Informatyki przy realizacji Magistratu 2000 będzie wspomagać zewnętrzna firma). Gdy jej oferta została odrzucona, a przyjęta firmy Positive SA, ta ostatnia podnajęła do tego zadania ... Grupę Antares i trzeciego konkurenta. I niech mi teraz ktoś wytłumaczy, po co była ta cała, kosztowna przecież, procedura przetargowa, skoro i tak wszyscy przy tym pracowali...

Ad rem. Zdarzyło się, że dwie firmy startujące w przetargach Magistratu 2000 składały członkom komisji przetargowej niedwuznaczne propozycje finansowe za wybór ich oferty. Bezskutecznie, za to zamknęły sobie drogę do wygrania jakiegokolwiek przetargu Urzędu Miasta Łodzi. Gdy zostały przeanalizowane wszystkie oferty, osoby z komisji wiedzące już o sprawie, uświadomiły sobie skąd wzięły się próby przekupstwa. Był to sprzęt albo gorszy i droższy, albo bardzo dobry, lecz stanowczo za drogi. Stało się jasne, że takie oferty nie miały szans bez łapówki.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200