Perełki dla przyszłości

O polskiej gospodarce na pewno nie można powiedzieć, że jest innowacyjna. Po prostu nie osiągnęła jeszcze tego etapu rozwoju, na którym innowacyjność jest naturalnie narzucającą się koniecznością i staje się z czasem normą. Ten etap zaczyna się wtedy, gdy jest takie nasycenie kapitałem w firmach i takie nasycenie produktami oraz usługami na rynku, że aby dalej rozwijać się trzeba szukać nowych pomysłów, aby w nie zainwestować. Polskie firmy są niedokapitalizowane, a rynek daleki od nasycenia nawet w podstawowych sprawach. Nasz rynek nie generuje potrzeby bycia innowacyjnym. Są oczywiście pojedyncze produkty, świetne pomysły polskich konstruktorów czy informatyków, ale wynikają ze splotu różnych okoliczności, a nie z wymogów rozwoju gospodarczego kraju. Uważam że powinniśmy przyjrzeć sie uważnie, jak inne kraje dochodziły do tego wspomianego etapu. Nie sądzę, aby doraźne działania typu ulgi podatkowe, dały jakieś efekty. Skuteczniejsza mogłaby być stabilność ekonomiczna i polityczna za

O polskiej gospodarce na pewno nie można powiedzieć, że jest innowacyjna. Po prostu nie osiągnęła jeszcze tego etapu rozwoju, na którym innowacyjność jest naturalnie narzucającą się koniecznością i staje się z czasem normą. Ten etap zaczyna się wtedy, gdy jest takie nasycenie kapitałem w firmach i takie nasycenie produktami oraz usługami na rynku, że aby dalej rozwijać się trzeba szukać nowych pomysłów, aby w nie zainwestować.

Polskie firmy są niedokapitalizowane, a rynek daleki od nasycenia nawet w podstawowych sprawach. Nasz rynek nie generuje potrzeby bycia innowacyjnym. Są oczywiście pojedyncze produkty, świetne pomysły polskich konstruktorów czy informatyków, ale wynikają ze splotu różnych okoliczności, a nie z wymogów rozwoju gospodarczego kraju. Uważam że powinniśmy przyjrzeć sie uważnie, jak inne kraje dochodziły do tego wspomianego etapu. Nie sądzę, aby doraźne działania typu ulgi podatkowe, dały jakieś efekty. Skuteczniejsza mogłaby być stabilność ekonomiczna i polityczna zachęcająca do długokresowego planowania oraz inwestowania. No i fundusze wysokiego ryzyka, które wszędzie na świecie finansują innowacje.

Lepiej ulepszać

W Inwarze stworzyliśmy pięcioosobowy dział badawczo-rozwojowy, aby śledził światowe trendy rozwoju technologii komputerowej, podglądał jak inni doskonalą swoje produkty oraz po to, aby przeprowadzał analizy i testy sprzętu oraz podzespołów, które my używamy w naszej produkcji. W bardzo wielu przypadkach wykryliśmy istotne usterki albo po prostu niedoskonałości w ofercie naszych, nawet najbardziej renomowanych dostawców. Nasze uwagi były uwzględniane. Na przykład ASUS wykorzystał nasze wskazówki dotyczące współpracy kart grafiki i płyty głównej. Również przyczyniliśmy się do udoskonalenia monitorów, zasilaczy i myszy. Dzięki temu, że nasze uwagi były uwzględniane przez dostawców i kooperantów, również nasz sprzęt stawał się coraz lepszy.

Choć zaczynaliśmy jako firma software'owa (oprogramowanie do zarządzania przedsiębiorstwem), to jednak dopiero dzięki produkcji i sprzedaży sprzętu byliśmy w stanie zarobić na własne poważne inwestycje w dziedzinie oprogramowania. Utworzyliśmy zespół do tworzenia aplikacji na systemie Oracle. Mamy porozumienie z tą firmą na aplikacje służące do zarządzania produkcją. Uważam że na tego typu oprogramowanie wkrótce będzie ogromny popyt, nikt natomiast w Polsce się tym specjalnie nie zajmuje. Dlatego w to weszliśmy. Na samo szkolenie pracowników w Oraclu wydaliśmy ponad miliard złotych, nie mówiąc już o kosztach na stworzenie odpowiednich miejsc pracy. Stąd wniosek, że wszelka własna twórczość, nawet potencjalnie zyskowna, wymaga od firmy nie lada determinacji i finansowego wysiłku.

Są talenty

Udało nam się przyciągnąć do Inwaru zdolnych programistów, a następnie rozwinąć ich umiejętności w licznych szkoleniach w firmach. Są jednak perełki: wielkie talenty, dla których praca w najlepszej nawet firmie będzie marnowaniem unikalnych zdolności. Przez naszą firmę przewinęło się co najmniej dwóch młodych ludzi, którzy odznaczali się niepospolitym talentem. Wygrywali olimpiady (np. europejską informatyczną czy języka angielskiego), mimo że uczyli się w prowincjonalnych liceach czy szkołach technicznych. Pomagaliśmy im finansowo (pochodzą z bardzo ubogich rodzin) choć były małe szanse, że zostaną w naszej firmie. Teraz studiują na warszawskich uczelniach. Uważam że ich wielkie talenty w bardzo małym stopniu mogą być wykorzystane w polskim biznesie. Oni powinni - i chcą, marzą o tym - by mierzyć się z problemami informatycznymi czy sprzętowymi, z którymi nikt nie może sobie poradzić, a nie robić jakieś małe robótki na potrzeby krajowego rynku. Powinni uczyć się, wyjechać za granicę, otrzeć się o najlepszych, a potem ewentualnie wrócić i tworzyć innowacyjne firmy z prawdziwego zdarzenia. Dzisiaj na to za wcześnie. Moim zdaniem, nie powinniśmy zazdrośnie strzec tych wielkich talentów, bo i tak nasza gospodarka nie jest w stanie ich wykorzystać. Najlepszym dowodem na słuszność tej tezy jest fakt, że na przykład ja i moi koledzy, twórcy Inwaru też byliśmy uważani na niezwykle utalentowanych. Zawiązaliśmy firmę, robimy produkty na wysokim poziomie, ale tak naprawdę nasze talenty zmarnowały się. Jesteśmy zwyczajnymi ludźmi.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200