Ocalić od zapomnienia

Maszynowe nośniki danych imponują swoimi rosnącymi pojemnościami. Globalny dostęp do nich za pośrednictwem sieci teleinformatycznych potęguje jeszcze wrażenie, że jako ludzkość zyskaliśmy potężne narzędzia wzmacniające naszą zbiorową pamięć. Czy jednak przyszli historycy końca XX wieku nie trafią w tym okresie na ''cyfrową lukę'', wynikającą z metod zarządzania komputerowymi mediami?

Maszynowe nośniki danych imponują swoimi rosnącymi pojemnościami. Globalny dostęp do nich za pośrednictwem sieci teleinformatycznych potęguje jeszcze wrażenie, że jako ludzkość zyskaliśmy potężne narzędzia wzmacniające naszą zbiorową pamięć. Czy jednak przyszli historycy końca XX wieku nie trafią w tym okresie na ''cyfrową lukę'', wynikającą z metod zarządzania komputerowymi mediami?

Wiedza z przeszłości

Nasza cywilizacja nie mogłaby się rozwijać, gdybyśmy nie potrafili korzystać z doświadczeń poprzednich pokoleń - również dorobek teraźniejszości zostanie przekazany przyszłym generacjom. Owszem, mając tylko pamięć genetyczną nie różnilibyśmy się od zwierząt, których rozwój ograniczony jest do kolejnych mutacji, wyznaczanych przez zmiany środowiskowe. Dysponujemy jednak także pamięcią pozabiologiczną, zarówno w wymiarze jednostkowym, jak i społecznym. Cechy owej pamięci cywilizacyjnej definiowane są poprzez określone medium, będące zarówno nośnikiem, jak i sposobem przekazywania informacji.

Oczywiście, człowiek korzystał z pamięci od zarania swojej historii. Istniał przekaz ustny, rytuały i zachowania, materialne wytwory pracy ludzkiej. Sytuacja ta zmieniła się w sposób fundamentalny z chwilą wynalezienia pisma. Jednakże początki masowej pamięci społecznej wiążą się z powstaniem druku w końcu XV wieku - najpierw wydawano książki, a od początku XVII wieku gazety. Obecnie, oprócz drukowanych, możemy wyróżnić następujące grupy mediów (wraz z najważniejszymi wynalazkami):

  • telekomunikacyjne (telegraf, aparat Morse'a, telefon, telefax, ISDN)

  • obrazowe (fotografia, kinematograf, film dźwiękowy)

  • elektroniczne (radio, telewizja, magnetofon, magnetowid, płyta CD, DVD)

  • komputerowe (komputer osobisty, multimedia, Internet).
Zwłaszcza to ostatnie medium wydaje się idealną wręcz skarbnicą wiedzy i wszystkich informacji o naszej cywilizacji. Czy rzeczywiście wszechświatowa sieć komputerów, korzystających z magnetycznych bądź optycznych dysków, to lepsza pamięć dla ludzkości niż papierowe biblioteki?

Elektroniczna skleroza

Przyjmijmy, że w Internecie jest 100 milionów komputerów, z których każdy dysponuje gigabajtowym dyskiem. Nie kłóćmy się o założenia przyjęte dla tego szacowania i zaokrąglijmy o rząd wielkości w górę wynik mnożenia: do jednego tryliona bajtów, czyli 1 EB (E = eksa). Osiemnaście zer po jedynce to arytmetyka wielkich liczb, zbyt sucha, abyśmy mogli mieć tu pewne plastyczne skojarzenia. Porównajmy zatem ten ogrom danych z zasobami największego księgozbioru świata, jakim jest Biblioteka Kongresu Stanów Zjednoczonych, licząca ok. 100 milionów książek. Ściślej rzecz biorąc chodzi tu o tzw. jednostki biblioteczne, czyli różnego typu skatalogowane obiekty, np. mapy.

Pozostańmy wszakże przy książkach, przyjmując, że każda z nich ma 500 standardowych stron ASCII o rozmiarach 2 KB. Daje to jeden megabajt na książkę, czyli trzeba by dziesięciu tysięcy takich bibliotek, aby konkurować z Internetem. Oczywiście tego typu porównania są natury czysto statycznej i statystycznej, nie uwzględniają bowiem dynamiki zjawiska oraz istniejących tendencji. Te zaś są oczywiste. "Wojna o papier" (jeśli takową ktoś prowadzi) została już przegrana. Ten nośnik danych dominuje jeszcze w skali światowej, ale Internet i media komputerowe rozwijają się w niepohamowanym tempie. I właśnie owo tempo, siłą rzeczy wymykające się spod kontroli, stwarza również problemy.

"Wojna o papier" (jeśli takową ktoś prowadzi) została już przegrana. Ten nośnik danych dominuje jeszcze w skali światowej, ale Internet i media komputerowe rozwijają się w niepohamowanym tempie.

Cóż z tego, że internetowe wyszukiwarki epatują nas tysiącami adresów znalezionymi w związku z poszukiwanym hasłem, jeśli wiele z nich to tylko martwe linki, czyli odsyłacze do nie istniejących stron czy serwerów. "Przepraszamy, ale ten dokument znajduje się właśnie w fazie modyfikacji", "Error, URL not found" i tym podobne komunikaty to codzienny chleb każdego internauty. Internet to jeden wielki plac budowy, a czasami widoczny na ekranie znaczek robót drogowych urasta do rangi symbolu dla całej Sieci. Nie dziwi w tym kontekście przeciętna żywotność internetowej strony, oceniana akurat na dwa miesiące.

Innymi słowy mówiąc: co kilka tygodni cały Internet po prostu znika... tworząc się jednocześnie w tym samym czasie na nowo, w jeszcze okazalszej postaci! Wspaniałe. Ale też to jest właśnie ów syndrom cyfrowej amnezji. Internet okazuje się w znacznym stopniu medium "na teraz", a nie "na zawsze": to co widzimy jest chwilowe, to co minęło jest nie do zrekonstruowania. Czy taki paradygmat funkcjonowania komputerowych nośników danych nam wystarcza?

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200