O co walczymy
- Sławomir Kosieliński,
- 03.03.2003
Z Tomaszem Domańskim, doradcą prezesa zarządu Polskiej Telefonii Cyfrowej, operatora sieci komórkowej Era, rozmawia Sławomir Kosieliński.
Z Tomaszem Domańskim, doradcą prezesa zarządu Polskiej Telefonii Cyfrowej, operatora sieci komórkowej Era, rozmawia Sławomir Kosieliński.
Obecna ustawa wprowadziła przełomowe zmiany w porównaniu ze stanem prawnym sprzed 1 stycznia 2001 r., wciąż jednak wymaga istotnych korekt. Nowela, będąca na etapie sejmowej debaty, jest w pewnym sensie spóźniona, ponieważ nie uwzględnia dyrektyw zawartych w najnowszym pakiecie regulacyjnym Unii Europejskiej, który zacznie obowiązywać kraje członkowskie już od 25 lipca tego roku. W niedługim czasie czeka nas więc kolejna, gruntowna rekonstrukcja ustawy, która powinna w pełnym zakresie zharmonizować normy naszego Prawa telekomunikacyjnego z prawem europejskim.
Co jest niekorzystne dla operatorów telefonii komórkowej w obecnej nowelizacji?
Prace w parlamencie wciąż trwają i trudno dziś wyrokować o ostatecznym kształcie tej noweli.
Staramy się chronić prawo przed zmianami, które mogłyby szkodzić rozwojowi rynku i sektora. Udało się nam przekonać parlamentarzystów do odstąpienia od propozycji wprowadzenia obowiązku rejestrowania abonentów korzystających z systemu usług przedpłaconych, dziś natomiast zabiegamy o właściwe unormowanie sytuacji operatorów o znaczącej pozycji rynkowej. Chodzi o propozycję rozszerzenia treści art. 62 Prawa telekomunikacyjnego na operatorów komórkowych, która jest ewidentnie sprzeczna z dyrektywami zawartymi w najnowszym pakiecie regulacyjnym Unii.
Dalsze niekorzystne zmiany zaproponowano w części normującej problematykę łączenia sieci telekomunikacyjnych oraz ustalania zasad rozliczeń między operatorami.
Z jakich powodów operatorzy komórkowi nie zgadzają się z decyzją URTiP o uznaniu ich operatorem o znaczącej pozycji rynkowej?
Postępowanie prezesa URTiP w tej sprawie jest niezgodne z zasadą łagodnej ingerencji państwa w funkcjonowanie rynku komunikacji elektronicznej przyjętą w polityce regulacyjnej Unii Europejskiej. Wydana została przedwcześnie, z naruszeniem zasad procedury administracyjnej, stwarzając poważne niebezpieczeństwo przeregulowania naszego rynku. Decyzja ta otwiera niebezpieczną ścieżkę prawną, na której może dochodzić do administracyjnego przymuszania operatorów sieci komórkowych do podejmowania współpracy z firmami o wątpliwej wiarygodności, które bez większego trudu uzyskały zezwolenia na prowadzenie działalności w charakterze wirtualnego operatora sieci komórkowej (tzw. MVNO).
Stopień złożoności problematyki związanej z oferowaniem usług przez operatorów wirtualnych wymaga starannych przygotowań po obu stronach i dochodzenia do współpracy na zasadzie swobody zawierania umów. W przeciwnym razie może dojść do bardzo poważnych zakłóceń w sektorze i na rynku usług telekomunikacyjnych.
Czyżby wątpliwa wiarygodność firm, które uzyskały zezwolenia MVNO, jest jedynym powodem oporu przed współpracą z nimi?
Powodów jest co najmniej kilka. Najważniejszy to obawa, że pojawienie się dużej liczby dość przypadkowych i nie sprawdzonych operatorów na rynku objętym dotychczas ścisłą i kosztowną reglamentacją ze strony państwa może narazić abonentów na rozczarowania i frustracje w przypadku niespodziewanego zaprzestania świadczenia usług przez te podmioty. Niskie koszty rozpoczęcia działalności MVNO umożliwiają im szybkie wejście do biznesu telekomunikacyjnego, ale również szybkie wyjście w przypadku niepowodzenia.
Przypomnijmy, że koncesje na GSM 900 i 1800 kosztowały od 200 do blisko 350 mln euro, wybudowanie każdej z trzech sieci GSM to nakłady 1,1-1,4 mld USD, za koncesję UMTS musimy zapłacić po 650 mln euro, natomiast nakłady na rozwijanie systemów 3G to dalsze 1,4-1,6 mld euro na każdego z trzech operatorów sieci komórkowych. Kosztów takich nie muszą natomiast ponosić operatorzy wirtualni.