Nowe nieuchronne

Czasem bywa tak, że wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że coś się zdarzy - coś co zmieni nasze życie, choćby zawodowe - a my siedzimy znieruchomieli jak przysłowiowa mysz pod miotłą, mając nadzieję, że zmiana przejdzie mimo i właściwie nic się nie zmieni. To ciekawy fenomen, bowiem spodziewając się wydarzeń, spodziewając się zmian, mając świadomość ich nieuchronności, rozsądniej byłoby wziąć bieg spraw w swoje ręce i tak nimi pokierować, aby skorzystać, a przynajmniej nie stracić na nich.

Czasem bywa tak, że wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że coś się zdarzy - coś co zmieni nasze życie, choćby zawodowe - a my siedzimy znieruchomieli jak przysłowiowa mysz pod miotłą, mając nadzieję, że zmiana przejdzie mimo i właściwie nic się nie zmieni. To ciekawy fenomen, bowiem spodziewając się wydarzeń, spodziewając się zmian, mając świadomość ich nieuchronności, rozsądniej byłoby wziąć bieg spraw w swoje ręce i tak nimi pokierować, aby skorzystać, a przynajmniej nie stracić na nich.

Przecież nawet jeśli oznacza to trudy i ryzyko, to istnieje szansa na powodzenie, na odmianę na lepsze, na przeżycie czegoś ważnego. Dlaczego większość ludzi tego nie robi? Dlaczego pielęgnuje w sercu nadzieję, że może jednak wszystko się ułoży bez ich udziału? Dlaczego strach paraliżuje ich wolę do tego stopnia, że przypominają zwierzątka, które udają nieżywe po to, by nie stać się łupem drapieżnika? Zwierzęta działają racjonalnie, ale czy człowiek uchylający się od zmian nieuchronnych też postępuje rozsądnie?

Mówię nie tylko o dyrektorach tuż przed emeryturą, który wstrzymują się z ważnymi decyzjami, chcąc przetrwać w starym znanym otoczeniu do końca swojej aktywności zawodowej, nie tylko o mistrzach, którzy przemykają się obok, udając, że ich nie dotyczy wielki projekt informatyczny w ich firmie, nie tylko o cwanych specjalistach czy menedżerach, którym się zwyczajnie nie opłaca angażować w wielkie przemiany w macierzystej firmie, bo tylko wypatrują bardziej atrakcyjnej oferty. Nie mówię o ludziach, którzy mają własne i jasne powody, aby bać się zmiany albo aby nie włączać się w nią. Problem dotyczy ludzi, którzy obiektywnie powinni z entuzjazmem wychylić się ku szansie na nowe, bo dotychczasowe zajęcie, styl życia czy sposób wykonywania pracy dalekie było od ideału, a nawet przyzwoitości. Chyba prawdziwe jest twierdzenie, że wszelka zmiana w życiu boli, wszelka: i ta na lepsze, i ta na gorsze.

Ten ból zmiany jest silniejszą motywacją niż niezadowolenie z dotychczasowej sytuacji i silniejszy niż nadzieja na lepsze jutro. Czasem strach przed tym bólem doprowadza życie do absurdu. Jeśli zmiana jest nieuchronna, po prostu wynika z logiki wydarzeń i nic jej nie zatrzyma, a ludzie czynią wszystko, aby ją zatrzymać, wówczas robią z życia piekło, albowiem nie dość że po staremu było źle, to powstrzymywanie zmiany jeszcze tę sytuację pogarsza, czyni nie do zniesienia.

Zdaję sobie sprawę, że nawet świadomość tego dramatycznego mechanizmu nie zmienia jego funkcjonowania. Bujamy się na krawędzi zmian nieuchronnych nie między starym a nowym, a między starym a niczym, po prostu niczym.

Dlaczego ten ból jest taki silny? Czy to nasz zawór bezpieczeństwa, żeby jeszcze raz wszystko przemyśleć i naprawiać stare, a nie zmieniać pochopnie? Czy kara za podejmowanie złych wyborów kiedyś w przeszłości i ostrzeżenie, że jeśli znowu tak źle sobie urządzimy życie lub pracę, to ten ból spotka nas ponownie? Czy to mechanizm hartowania naszych osobowości i charakterów? A może droga do godności? Może tylko człowiek, który doświadczył bólu zmiany, który go przeżył, potrafi naprawdę ocenić, ile warte jest jego życie? Wszak częściej po bólu, a nie po radości rozpoznajemy wielkość naszego przywiązania do ludzi, do miejsc, do sytuacji. Dla wielu z nas wielkość niepokoju o dziecko na dalekiej szkolnej wycieczce jest większa od zadowolenia, że coś zobaczyło ciekawego. Rozpacz po utracie ukochanej osoby jest większa od poczucia szczęścia, że się było razem. Więc może ból zmiany jest najlepszym dowodem, że świat oswojony - bez względu na jego jakość - jest zawsze przedmiotem naszych ciepłych uczuć. I to w obronie tych uczuć stajemy, nie wychodząc zmianom naprzeciw, nawet jeśli są nieuchronne, nawet jeśli są lepsze.

Jeśli to rozumowanie jest prawidłowe, to odsłania piękniejszą heroiczną stronę natury człowieka, tę bezinteresowną, wierną, stawiającą to co bliskie dużo wyżej niż to co lepsze, wygodniejsze, korzystniejsze, a nawet mądrzejsze. Szkoda, że tak rzadko się to docenia.

No tak, ale co z tego, co z tego heroizmu? Nowe, nieuchronne - jeśli musi przyjść - przyjdzie. Pewno po jakimś czasie się nim zachwycimy, oswoimy i uznamy za własne, bliskie. Pewno tak.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200