Niewiedza i niezrozumienie

Z Ryszardem Stockim, prezesem firmy Towarzystwo Doradcze Stocki i Spółka, zajmującej się m.in. konsultingiem w zakresie zarządzania wiedzą, rozmawia Antoni Bielewicz.

Z Ryszardem Stockim, prezesem firmy Towarzystwo Doradcze Stocki i Spółka, zajmującej się m.in. konsultingiem w zakresie zarządzania wiedzą, rozmawia Antoni Bielewicz.

Czy działające w Polsce przedsiębiorstwa potrzebują specjalnej strategii, dotyczącej zarządzania wiedzą?

Tak naprawdę nie mają wyboru. Muszą przystosować się do nieuchronnych zmian następujących na całym świecie. I jeżeli chcą utrzymać się na coraz bardziej konkurencyjnym rynku, muszą to zrobić naprawdę szybko. Obecnie nawet najnowocześniejsze firmy teleinformatyczne nie mają praktycznie żadnych mechanizmów, umożliwiających swobodny przepływ wiedzy w organizac-jach. Polskie firmy są klasycznym przykładem zjawiska nazywanego w nauce o zarządzaniu "lepkością" wiedzy. Informacje i kompetencje są ściśle związane z konkretnymi działami przedsiębiorstwa, a reszta organizacji nie ma pojęcia o tym, co wiedzą jej poszczególne komórki.

Nasze przedsiębiorstwa nie mają także nawet podstawowych mechaniz-mów, zabezpieczających nie kontrolowany odpływ wiedzy z firmy - co również jest częścią strategii knowledge management. Podejmując pracę w zagranicznym koncernie, trzeba podpisać setki aneksów do umów, zakazujących udostępniania informacji o firmie osobom z zewnątrz, pracy u konkurencji i innych temu podobnych spraw. W polskich przedsiębiorstwach wciąż jeszcze powszechne są sytuacje, gdy jeden z pracowników przechodzi do bezpośredniej konkurencji, zabierając wszystkich prowadzonych przez siebie klientów.

Dlaczego w takiej sytuacji tak mało firm tworzy mechanizmy zapobiegające utracie wiedzy?

Po części wynika to z niewiedzy. Niewiedzy tym głębszej, że nie stosujemy wskaźników, służących do pomiaru wiedzy i kompetencji komórek i organizacji. Firmy nie dysponują szacunkowymi danymi na ten temat i nie wiedzą nawet w przybliżeniu, ile tracą. Przypuszczam, że wiele z nich nie zdaje sobie sprawy z tego, iż wiedzę ich pracowników można oszacować. Zresztą jest to problem wielu firm europejskich - u nas jednak widoczny jeszcze bardziej niż gdzie indziej.

Co powinny zrobić firmy, chcące usprawnić przepływ informacji i wiedzy?

Trzeba zacząć od identyfikacji wszystkich źródeł wiedzy istniejących w firmie - swoistego audytu systemów zarządzania wiedzą. Czasem doskonałe efekty mogą przynieść nawet rzeczy tak drobne, jak wprowadzenie programu "wewnętrznych patentów" czy systemu zarządzania jakością. W tak łatwy sposób można uzyskać wiedzę o dokonaniach każdego z pracowników firmy, przydatną na przykład w realizacji kolejnych projektów.

Z jakimi problemami spotyka się Pan przy wdrażaniu koncepcji zarządzania wiedzą w polskich firmach?

Pierwszym zadaniem jest przekonanie zarządu. Jest to szczególnie trudne w przypadku osób, które na każdy wydatek w firmie patrzą jak na krótkoterminową inwestycję. Potem pojawia się kolejny problem, tj. przekonanie do moich koncepcji kierownictwa średniego szczebla i specjalistów, którzy - przynajmniej w swoim mniemaniu - stracą najwięcej na podzieleniu się informacjami. Później pozostaje już "tylko" niebagatelna kwestia znalezienia czasu na zaangażowanie w proces wszystkich pracowników. Niestety, tego typu projekty nie mają zwykle priorytetu.

Kiedy Pana zdaniem ta sytuacja się zmieni?

Już się zmienia. Wszystko zależy od sektora - branża teleinformatyczna zaczyna intensywnie interesować się koncepcją zarządzania wiedzą. Znacznie gorzej jest w sektorach tradycyjnych. Tu jednak do zmiany nastawienia już wkrótce zmusi firmy konkurencja. Widać każdą zmianę musi poprzedzać rozpacz.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200