Nie taki Hindus straszny

Jeśli dojdzie do skutku przynajmniej część ogłaszanych przez Hindusów zapowiedzi dotyczących inwestycji w naszym kraju, Polska już wkrótce stanie się głównym przyczółkiem technologicznych firm z subkontynentu w Europie Środkowej. Zdetronizujemy w ten sposób Czechy i Węgry - kraje, którymi indyjskie firmy interesują się już od początku dekady.

Jeśli dojdzie do skutku przynajmniej część ogłaszanych przez Hindusów zapowiedzi dotyczących inwestycji w naszym kraju, Polska już wkrótce stanie się głównym przyczółkiem technologicznych firm z subkontynentu w Europie Środkowej. Zdetronizujemy w ten sposób Czechy i Węgry - kraje, którymi indyjskie firmy interesują się już od początku dekady.

Zapowiadana przez nas fala inwestycji indyjskich firm IT i BPO (Business Process Outsourcing) nad Wisłą staje się faktem. Nieco ponad tydzień temu podczas targów Dni Kariery AIESEC na Akademii Ekonomicznej w Krakowie zamiar zatrudnienia tysiąca osób ogłosili przedstawiciele indyjskiego koncernu Tata Consultancy Services. Firma już w listopadzie ub.r. podpisała listy intencyjne z dwiema najważniejszymi krakowskimi uczelniami - Uniwersytetem Jagiellońskim i Akademią Górniczo-Hutniczą.

Nie tylko Tata

To jednak nie koniec indyjskich inwestycji. Jak dowiedzieliśmy się nieoficjalnie, właśnie finalizowane są rozmowy o kolejnej inwestycji na terenie Małopolski.

Tymczasem we Wrocławiu swoje centrum usług informatycznych i księgowych chce otworzyć hinduska firma KPIT Cummins, producent oprogramowania do samochodowych podzespołów elektronicznych. Mówi się o rekrutacji najpierw 70, a potem 300, a nawet 500 osób.

Kilka tygodni temu w Polsce gościł także S. Satish Das, dyrektor zarządzający SGS Technologie, informatycznej części działającego od lat 70. indyjskiego koncernu SGS. Firma będzie świadczyć w Polsce usługi outsourcingowe, realizując na zlecenie projekty informatyczne.

Zainteresowanie Polską ze strony firmy indyjskich stale rośnie. "Miesięcznie mam 2-3 zapytania od indyjskich firm technologicznych, które interesują się Polską. W ostatnim czasie zmienił się charakter tych propozycji. Nie są to już zapytania o możliwość potencjalnego zbytu systemów produkowanych przez indyjskie firmy czy ewentualnego wynajmu ludzi dla polskich przedsiębiorstw. Hindusi chcą raczej wiedzieć na co mogą liczyć w przypadku bezpośrednich inwestycji w naszym kraju" - mówi Manoj Nair, Hindus od 18 lat mieszkający w Polsce, prezes i założyciel Creative Innovation Group. Jego firma specjalizująca się we wdrażaniu systemów ERP kilka tygodni temu rozpoczęła projekt w indyjskim oddziale niemieckiego koncernu Rittal w Bangalore.

Przynajmniej część z deklaracji składanych przez indyjskich biznesmenów jest kwestionowana przez rynek. Sceptycy podkreślają, że realne zaangażowanie firm takich jak TCS zależeć będzie od skali pomocy uzyskanej od państwa, a także od możliwości pozyskania zleceń z lokalnego rynku. Na dowód swoich wątpliwości wskazują nieścisłości w zapowiedziach składanych przez indyjskie firmy.

Faktycznie, przedstawiciele TCS w ciągu kilku miesięcy zdążyli wspomnieć o inwestycji związanej z zatrudnieniem najpierw 2 tys., a potem 1 tys. czy 700 osób (w wywiadzie dla Financial Times SV Mani, szef środkowoeuropejskiego centrum TCS wspominał o 500 osobach).

Jednak zdaniem osób znających kulisy rozmów z indyjskimi koncernami te rozbieżności to część taktyki negocjacyjnej. "Hindusi trzymają nas w niepewności, bo do końca usiłują coś wytargować. Zresztą w kontaktach z nimi zwykle wszystko odbywa się skokami. Długo jest cisza, by potem sprawy nagle nabrały tempa" - tłumaczy jeden z naszych rozmówców.

Polska ma szansę

Jeśli przynajmniej część z zapowiedzi zostanie spełniona, Polska zdetronizuje Czechy i Węgry na liście krajów absorbujących najwięcej indyjskich inwestycji technologicznych. Czeskie i węgierskie centra outsourcingowe działają od kilku lat. Są jednak relatywnie małe. W Budapeszcie od 2001 r. swoje centra outsourcingowe mają TCS i Satyam Computer Services, zatrudniające odpowiednio 300 (zatrudnienie ma wkrótce wzrosnąć do tysiąca) oraz niespełna 100 osób. Czeskie centrum Infosys, kolejnego wielkiego indyjskiego dostawcy usług IT, otwarte we wrześniu ub.r. zatrudnia raptem 100 osób.

W oczach indyjskich inwestorów Polska ma wiele atutów. Oprócz niskich kosztów pracy to przede wszystkim położenie geograficzne, które pozwala na obsługę i wsparcie europejskich klientów, brak ograniczeń wizowych w podróżach po Europie. Te ostatnie są prawdziwą zmorą biznesmenów z Indii, którzy co pewien czas są wnikliwie kontrolowani przez urzędników przy wjeździe do UE.

Jeśli wykorzystamy szansę, będziemy mieli okazję na przyciągnięcie kilku atrakcyjnych partnerów. Strategię inwestycji w nearshoring, czyli lokalizację centrów obsługi i projektowania oprogramowania w pobliżu obsługiwanych klientów, deklarują wszyscy najwięksi dostawcy z Indii z najbardziej osławionym Wipro na czele. Oprócz inwestycji największych koncernów Polska ma szansę na przyciągnięcie mniejszych firm technologicznych. Manoj Nair widzi także szansę na współpracę przy różnego rodzaju joint venture.

Współpraca pomiędzy polskimi a indyjskimi firmami może być zyskowna dla obu stron. Świadczy o tym chociażby przykład Computerlandu. Jeszcze w 1999 r. spółka rozpoczęła, a w ubiegłym roku rozszerzyła współpracę z i-flex solutions, producentem systemu bankowego Flexcube, kiedyś należącym częściowo do Citibanku, a w ub.r. wykupionym w 60% przez Oracle. Na mocy porozumienia polski integrator jest "uprzywilejowanym partnerem" indyjskiej firmy w 16 krajach Europy Centralnej, w tym w Polsce i Rosji. Computerland dysponuje dziś zespołem ponad 60 wdrożeniowców oraz osób dedykowanych do sprzedaży Flexcube na tych rynkach. Umowa z i-flex solutions, od czterech lat uznawanym za najpopularniejszego dostawcę scentralizowanych systemów bankowych, okazała się świetnym interesem. "Skorzystaliśmy na tej współpracy nie tylko w sensie finansowym. Choć dzięki spółce zależnej CSBI jesteśmy w Rosji już od kilkunastu lat, to współpraca z i-flex pozwoliła nam na mocniejsze wejście z uznanym produktem do sektora bankowego. I to na tak konkurencyjnym rynku jak Rosja, gdzie są wszyscy liczący się dostawcy systemów bankowych. Z innymi systemami bankowymi mogłoby to być już znacznie trudniejsze" - mówi Piotr Dzwonnik, menedżer ds. aliansu strategicznego z i-flex solutions w Computerland.

Nie taki Hindus straszny

Na razie polskie firmy widzą w indyjskich koncernach inwestujących w Polsce konkurentów, z którymi przyjdzie walczyć im przede wszystkim o zatrudnienie dobrych ludzi. "Decyzja TCS o inwestycji w Krakowie może utrudnić nam życie. Jest to kolejna duża firma informatyczna na tym terenie. Coraz trudniej jest znaleźć w Krakowie pracowników o wysokich kwalifikacjach. Jak na razie rośnie konkurencja wśród pracodawców, co się jednak stanie, gdy zabraknie wykwalifikowanych kadr?" - zastanawia się Paweł Olech, dyrektor ds. rozwoju biznesu w firmie Ericpol Telecom.

Firma Ericpol, specjalizująca się w realizacji projektów informatycznych za granicą, przede wszystkim w sektorze telekomunikacyjnym, od lat spotyka się z indyjskimi firmami u potencjalnych klientów. "Firmy indyjskie konkurują przede wszystkim ceną. Jeszcze kilka lat temu naszym klientom, chociażby skandynawskim, wydawało się, że firmy te rozwiążą większość problemów związanych z produkcją oprogramowania. Osiągnięte rezultaty pokazują, że nie we wszystkich obszarach współpraca z firmami indyjskimi jest zadowalająca - w efekcie można zaobserwować renesans współpracy z firmami z naszego regionu" - mówi Paweł Olech.

Ta "moda na indyjskie IT" powoli dociera także do Polski. Na razie z usług firm outsourcingowych i programistycznych korzystają przede wszystkim wielkie międzynarodowe korporacje, takie jak General Electric, Procter & Gamble czy Nestlé. Coraz więcej słychać jednak o współpracy lokalnych przedsiębiorstw z indyjskimi firmami informatycznymi. Ostatnio wspólnie z Hindusami duży projekt informatyczny realizuje jeden z banków średniej wielkości. Przedstawiciele instytucji uchylają się od udzielania informacji na temat tej współpracy. Można jednak przypuszczać, że już wkrótce współpraca z Hindusami przestanie być wstydliwie skrywaną sprawą. Zwłaszcza gdy wiele z indyjskich firm będzie operować z terytorium Polski i przy wykorzystaniu rodzimych specjalistów.

To szansa także dla polskich firm. "W końcu indyjskie firmy równie dobrze mogą stać się naszymi partnerami, którym zlecać będziemy wykonanie wybranych prac programistycznych" - przyznaje Paweł Olech. Nawet konkurencja o zasoby nie musi wcale być taka ostra jak rysują ją pesymiści. "Przypuszczam, że firmy indyjskie będą szukać przede wszystkim wdrożeniowców i ludzi do obsługi procesów biznesowych. Tymczasem my szukamy przede wszystkim programistów niskiego poziomu. Tu, jak sądzę, nie będziemy musieli konkurować z Hindusami" - deklaruje Szymon Słupik, dyrektor ds. technologii w Wind Telecom, spółce, która otworzyła swój dział rozwoju oprogramowania w Krakowie.

Co tak naprawdę zmieni zatem wejście do Polski oddziałów indyjskich firm technologicznych? Na dobrą sprawę niewiele. Przeważająca większość informacji o inwestycjach dotyczy budowy centrów usługowych. Lokalny popyt na usługi outsourcingowe jest jednak wciąż skromny, a i polskie firmy IT są na ogół zbyt słabe, by podjąć się obsługi dużych międzynarodowych koncernów (typowych klientów dla indyjskich spółek), więc strat poniesionych sektor teleinformatyczny nie ma co demonizować.

Także konkurencja z Hindusami o kontrakty wdrożeniowe nie powinna być trudna. Przedstawiciele indyjskich firm zapowiadają co prawda chęć zdobycia kontraktów publicznych. Wydaje się jednak, że ewentualnie poza ceną nie mają żadnych atutów, które mogłyby zainteresować polską administrację. Jedynym potencjalnym polem konfliktów wydaje się konkurencja o pracowników. Ta jednak nasila się i tak od momentu wejścia Polski do UE, niezależnie od liczby indyjskich firm technologicznych, które zdecydowały się na inwestycje w Polsce. I wydaje się, że w chwili prosperity i tak niewiele można z tym zrobić.

Genpact: kolejna inwestycja w Polsce

Centrum usługowe nad Wisłą chce otworzyć kolejna firma wywodząca się z Indii - korporacja Genpact, której głównym udziałowcem jest koncern General Electric. Według wstępnych informacji w przyszłym centrum będzie pracować nawet 1500 osób.

Podobnie jak w przypadku Google szukającego lokalizacji dla swojego ośrodka R&D, nie wiadomo jeszcze w jakim mieście powstanie centrum Genpact. Firma - o czym pisał już m.in. Puls Biznesu - rozpoczęła rozmowy w sprawie lokalizacji. Być może będzie to zachodnia Polska. Zgodnie z wcześniejszymi wypowiedziami przedstawicieli korporacji Genpact, firmie zależy na lepszym dotarciu z usługami m.in. na rynek niemiecki.

Genpact specjalizuje się w usługach call center i outsourcingu procesów biznesowych. Zatrudnia ok. 20 tys. osób w Chinach, Indiach, Meksyku, Rumunii, Stanach Zjednoczonych i na Węgrzech. Teraz chce utworzyć dwa dodatkowe centra - w Polsce i na Filipinach. Korporacja Genpact w 2005 r. miała 490 mln USD przychodu, a w bieżącym roku chce przekroczyć 600 mln USD.

(job)

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200