Nie jesteśmy drugą Japonią!

Z dużym zainteresowaniem przeczytałem artykuł pt. ''Problemy z pracoholizmem''. Wprowadzający artykuł pt. "Infopracoholicy" sugeruje, że w Polsce to niebezpieczne zjawisko , dotyka naszą branżę w sposób szczególny.

Z dużym zainteresowaniem przeczytałem artykuł pt. ''Problemy z pracoholizmem''. Wprowadzający artykuł pt. "Infopracoholicy" sugeruje, że w Polsce to niebezpieczne zjawisko , dotyka naszą branżę w sposób szczególny.

Nie potwierdza tego moje doświadczenie, choć staram się uważnie obserwować zachodzące zmiany w moim otoczeniu. I choć sam temat uważam za ciekawy i dający wiele do myślenia, to uważam że w naszych warunkach wciąż jeszcze jest to temat marginalny. Daleko nam jeszcze do Japonii, gdzie problem ten nabrał wymiaru społecznego, a rodziny pracoholików domagają się by pracoholizm uznać za chorobę zawodową. W swoim otoczeniu obserwuje za to inne bardzo ciekawe zjawisko - pracoholizm symulowany. Myślę, że w ramach zaproponowanego cyklu warto opisać to zjawisko, dość chyba charakterystyczne dla polskiego krajobrazu. Bo jak inaczej określić te zapracowane panie Zosie, które po 14 godzin na dobę ślęczą przed komputerem robiąc zadania, które można wykonać w 15 minut? Albo panów prezesów śleczących w soboty i niedziele w biurze nad pustą kartką papieru?

Brak kompetencji, brak wiedzy i umiejętności - oczywiście w naszej sytuacji przełomu i nadrabiania strat, są wytłumaczalne. Lecz co z pozoranctwem, pracowitością na pokaz, które powinny odejść wraz z minionym systemem. Oczywiście ekonomia kapitalizmu dysponuje narzędziami umożliwiającymi efektywną ocenę pracy.Teoretycznie. W praktyce, w wielu, nawet prywatnych firmach, można spotkać zjawisko oceny pracy na podstawie wrażenia jakie sprawia osoba wykonująca dane zadanie. Sądzę, że CW, jako pismo skierowane głównie do kadry zarządzającej w naszej branży, powinno zająć się także tym problemem i uświadamiać "decydentów", że aktualna jest stara zasada, że dobry mechanizm jest niezauważalny, bo pracuje niezawodnie. Łatwo go niedocenić, bo jego "przezroczystość" powoduje proste uogólnienie, że tak jest z natury rzeczy. Dopiero katastrofa uświadamia jego wagę, ale wtedy zwykle jest już za póżno. Piszę o tym dlatego, że sam popełniłem ten błąd i zbyt późno zorientowałem się, że pozory mylą. Symulantów wziąłem za pracoholików i kosztowało mnie to sporo. Chciałbym w ten sposób ostrzec innych którzy jeszcze tego nie doświadczyli i oby nie musieli. Z oczywistych względów, proszę Redakcję o nie podawanie mojej funkcji i nazwiska, bo istotny jest problem, a nie moja osoba. Pozdrawiam serdecznie Redakcję i życzę dalszych sukcesów.

Wasz stały czytelnik.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200