Nasza Ziemia Obiecana

Mojżesz prowadził swój lud 40 lat do Ziemi Obiecanej. My mamy za sobą 20 lat wędrówki po odrodzonym kapitalizmie. Skąd i dokąd idziemy? Jaki bagaż doświadczeń ze sobą niesiemy? Jak programujemy przyszłość?

Nasza Ziemia Obiecana
Warszawa się budziła. Pierwszy wrzask wściekłych na zakorkowane miasto kierowców rozdarł ciche o tej porze okolice Galerii Mokotów. Olbrzymie biurowce "Taurus", "Saturn", "Mars" zaczynały żyć i migotać w ciemnościach światłem monitorów LCD. Rytm nadawały kroki tysięcy korporacyjnych pracowników, którzy sunęli Wołoską w świetle gasnących powoli latarń. Zalewali wszystkie uliczki tego biznesowego centrum, szli ze wszystkich stron, zapełniali trotuary, człapali środkiem ulicy, uciekając co i rusz na boki przed zalaniem fontannami wody i błota, rozpryskiwanymi przez szczęśliwców, którzy mieli gdzie zaparkować swoje auta.

A już po chwili w setkach biur wrzało życie wysilone, gorączkowe; głuchy łoskot palców stukających pierwsze, poranne maile drżał w mglistym powietrzu. Za chwilę doszły krótkie komendy rzucane w eter do niewidocznego pana Ktosia. Miejscowy BTS grzał się od godzin przegadanych w komórkach i od milionów linijek SMS-ów. Dodatkowo, firmy wysyłały gigabajty danych, na których zarabiały krocie.

Tutaj pracowało ich trzech. Karol Borowiecki znał się na procesie produkcji multimedialnych reklam. Moryc Welt był znakomitym dyrektorem handlowym, zaś Maks Baum - świetnym informatykiem i analitykiem biznesowym. Właśnie zdecydowali się założyć spółkę BWB.pl, która projektowałaby elektronikę wkomponowaną w ubrania, ot, taką inteligentną odzież. "Ja nie mam nic, ty nie masz nic, on nie ma nic" - zaśmiał się głośno Baum. "To razem właśnie mamy tyle, w sam raz tyle, żeby założyć wielką fabrykę. Cóż stracimy? Zarobić zawsze można" - dorzucił po chwili. "Zresztą albo robimy interes, albo interesu nie robimy. Powiedzcie raz jeszcze" - poprosił.

Sen o milionach

Reymontowska opowieść o Łodzi końca XIX wieku zachowała nadal swoją siłę. Wystarczy pozmieniać kilka słów, dodać nowe znaczenia ze świata komputerów i można śmiało napisać parafrazę powieści sprzed 112 lat. Gdy Baum powiada, że trzej wspólnicy nie mają nic, jakże łatwo można wyobrazić sobie tych młodych, pełnych wiary w swoje siły przedsiębiorców, którzy godzinami czekali, aby złożyć wniosek o dotację unijną z tzw. działania 8.1 w Programie Operacyjnym "Innowacyjna Gospodarka".

Już nie trzeba budować fabryk bawełnianych chustek, by zarabiać miliony. Ale dalej trzeba umieć korzystać z informacji, jak Karol Borowiecki o podwyżce cła na bawełnę i mieć w sobie odwagę do działania. 20 lat temu było właściwie podobnie, tylko nikt nie dawał pieniędzy. Wówczas wystarczyło mieć w kieszeni 12 dolarów, jak Roman Kluska, gdy zakładał "Optimus", by zaistnieć na rynku. "Chyba w 1990 albo 1991 r., podczas podróży pociągiem do Warszawy, rozmawiałem z pewnym właścicielem firmy komputerowej" - opowiada Krzysztof Pawłowski, rektor Wyższej Szkoły Biznesu - NLU w Nowym Sączu, wówczas senator Obywatelskiego Klubu Parlamentarnego. "Był przekonany, że za kilka lat jego firma będzie jedną z największych na rynku komputerowym w Europie. Odpowiedziałem mu wtedy, że przymierzam się do założenia szkoły biznesu, też jednej z najlepszych w Europie. Mój rozmówca nazywał się Roman Kluska. Gdy spotkaliśmy się ponownie w 1996 r., powiedziałem mu: <<Myślałem wtedy, że jesteś trzepnięty.>> A Roman na to: <<Ja uważałem, że z uczelnią masz świetny pomysł. Ale nie do zrealizowania>>".

Wtedy, w dobie przełomu, sukces zależał przede wszystkim od szczęścia, które wówczas mogło przybierać różne formy, chociażby np. łatwego dostępu do budki telefonicznej. Notabene, w 1989 r. w Polsce było ok. 8 telefonów na 100 mieszkańców. Średni czas oczekiwania na telefon wynosił 14 lat! "W kwietniu 1990 r. Sąd Rejestrowy w Krakowie zarejestrował SOLIDEX Ltd. z siedzibą przy ulicy Kazimierza Wielkiego. W małym mieszkanku stanęło biurko i najzwyklejsza maszyna do pisania za 990 tys. ówczesnych złotych, zaś strategicznym miejscem do kontaktów ze światem była właśnie wolnostojąca budka telefoniczna" - wspomina Zbigniew Skotniczny, założyciel i prezes Solideksu, doktor informatyki, absolwent AGH w Krakowie.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200