Na Grzybowskiej

Każdy komputerowiec w Warszawie zna to miejsce - okolice szkoły podstawowej przy ul. Grzybowskiej. Można tu podobno kupić wszystko. Jeśli nie od ręki, to na zamówienie - najdalej za tydzień będzie nawet najbardziej wyrafinowana karta rozszerzenia, laptop czy pakiet programów. Tak przynajmniej zapewniają starzy sprzedawcy, zwłaszcza ci, którzy zajmują siępoważnymi rzeczami, czyli wszystkim co związane z IBM.

Każdy komputerowiec w Warszawie zna to miejsce - okolice szkoły podstawowej przy ul. Grzybowskiej. Można tu podobno kupić wszystko. Jeśli nie od ręki, to na zamówienie - najdalej za tydzień będzie nawet najbardziej wyrafinowana karta rozszerzenia, laptop czy pakiet programów. Tak przynajmniej zapewniają starzy sprzedawcy, zwłaszcza ci, którzy zajmują siępoważnymi rzeczami, czyli wszystkim co związane z IBM.

Kiedyś na giełdzie królowały ZX Spectrum i C 64 oraz oprogramowanie do nich, głównie kasety z zestawami gier „zabili go i uciekł". I dziś jeszcze można je tu zobaczyć, ale dominuje sprzęt o oczko lepszy. Głównie Atari, Amiga i Commodore - modele dla starszaków. IBM-y wystawiane są zazwyczaj w soboty (niedziele są bardziej rozrywkowe) zarówno stacjonarne XT, AT i wyższe, jak i najmodniejsze laptopy i notebooki. Głównie jednak handluje się na giełdzie nie komputerami, ale akcesoriami (np. pudełkami na dyskietki, podkładkami pod myszkę), joistickami, podzespołami (karty, kable, napędy dysków, kontrolery), dyskietkami i oprogramowaniem.

Zmiana kursu dolara spowodowała na giełdzie w sobotę 18 maja spore zamieszanie. Dawno już ustabilizowane ceny należało zwiększyć, nie bardzo było tylko wiadomo, o ile. Co bardziej nerwowi wystartowali z pułapu o 20% wyższego niż przed tygodniem. Spowodowało to zupełny zastój w interesie. . Widać było, że ceny, zwłaszcza sprzętu i nośników, muszą trochę spaść. W niedzielę już się jako tako ustabilizowały - na poziomie wyższym o 16% od zeszłotygodniowych.

Dla orientacji podajmy, że 19 maja Amigę 500 ceniono na 5 mln zł, Atari 1040 STFM - na 4,8 mln zł, a C 64 (plus magnetofon, cartrige i joistick) - na 1,85 mln zł. Dyskietki (za pudełko 10 szt.) kosztowały: 5,25 cala DD (Fuji, Highland) - 80 tys. zł; 5,25 cala HD (markowe) -105-140 tys. zł; 3,5 cala HD markowe 120-175 tys. i „no name" 70 tys. zł.

Sprzęt to sprzęt, ale te programy... Oferty, takiej nie powstydziłby się najlepszy sklep na Zachodzie. Są wszystkie nowinki. No i te oszałamiająco niskie ceny, wynikające z najprostszej kalkulacji: wartość dyskietek potrzebnych do zapisania kopii i mała „górka" za skopiowanie. Skutek: „Windowsy" za 150 tys. zł

Lotus 1-2-3 (v. 2.2) za 52 tys. zł, MS-Word for Windows za 140 tys. zł. Można kupić i programy polskie, np. Pelikana za 40 tys. zł. Kiedy się przejdzie tych kilkaset metrów Grzybo-wską, to ogarnia zdumienie połączone z przerażeniem. Człowiek czuje się jak w XIX-wiecznej portowej spelunie - wokół sami piraci, a żeby było dziwniej, to w w większości małoletni. Jeden z nich, zapytany o skutki wprowadzenia ochrony oprogramowania w Polsce, odpowiedział z rozbrajającą szczerością: „To będzie TRAGEDIA!.Nikogo w Polsce nie stać na program za pół miliona".

Miejmy nadzieję, że owemu młodemu miłośnikowi informatyki, nie będzie dane zobaczyć napisanego przez siebie programu, oferowanego po cenie nośnika przez zupełnie mu nieznanych ludzi.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200