Mniej prawa!

Firma Ferrero uruchomiła wielką kampanię reklamową produktu Kinder Maxiking. Niestety, ktoś nie sprawdził polskiej domeny.

Pod adresem maxiking.pl znajduje się bowiem strona firmy cukierniczej Max i King z Sopotu, która produkuje dość specyficzne produkty z czekolady i marcepanu. Zanim Państwo sprawdzą jakie, radzę się upewnić, że w pobliżu nie ma dzieci. Niespodzianka, ale nie kinder!

Goliat wytacza ciężkie, procesowe działa przeciwko Dawidowi, domagając się zamknięcia serwisu internetowego, ale raczej zamknięcia wymaga dział marketingu polskiego oddziału Ferrero. Niesprawdzenie "polskiego kontekstu" wielkiej, światowej kampanii produktowej świadczy o tym, że po prostu zaspali. Zaś "szczucie prawnikiem" kompromituje ich do końca i przysporzy raczej popularności czekoladowo-marcepanowym imitacjom sopockiego cukiernika.

Problem polega na tym, że akcja Ferrero to przejaw coraz większej bezczelności koncernów w poczynaniu sobie ze słabszymi. Głośny konflikt Google kontra Grupa Młodych Artystów i Literatów o domenę gmail.pl (światowy gigant próbował przejąć za 0 zł domenę z rąk łódzkich artystów) wpisuje się w tę samą tonację. Historie domen toyota.me oraz cnnnews.tv dowodzą, że problem nie jest tylko polski. Tak, jakby zupełnie inne zasady stosowały się do maluczkich, a zupełnie inne do wielkich, globalnych graczy, których stać na rejestrację znaków towarowych oraz sztaby dobrze opłacanych radców zastraszających ofiary i wikłające je w długotrwałe i kosztowne spory.

Podobnym spostrzeżeniom jak powyższe towarzyszy zwykle wołanie o prawa lub instytucje publiczne, które ochroną owych maluczkich miałyby się zająć. Ale prawo działa w interesie tych, którzy mają prawników, zaś instytucje publiczne z reguły szybko zapominają o swoich celach, skoncentrowane całkowicie na swoim biurokratycznym interesie trwania i rozrastania się. Postuluję, paradoksalnie, mniej prawa i więcej wolności, nawet za cenę większego bałaganu. Spójrzmy na rynek domen jako na przykład: patologią wczesnego internetu był cybersquatting; dzisiaj jednak mamy jeszcze większą patologię, polegającą na wyrywaniu domen i znaków małym przez wielkich. Jeśli ktoś pechowo posiada firmę lub produkt o nazwie, która spodobała się jakiemuś rekinowi biznesu, będzie miał problemy - oto sprawiedliwość "regulowanego Internetu".

Co lepsze? Jestem dzieckiem dwóch rewolucji, mikrokomputerowej i internetowej. Wyżej cenię wolność niż (pozorny) porządek, który służy silnym oraz utrzymaniu status quo. Więcej mam wiary w obyczaj i samoregulację środowiska niż mechanizmy policyjno-prawne.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200