Media elektroniczne nie zdały egzaminu w czasach kryzysu

Tylko na żywo

Telewizyjne kanały informacyjne nadając na żywo, chcą utrzymać widza w przekonaniu, że dostaje na bieżąco prawdziwe informacje o wszystkim co ważne, a fizyczna obecność reporterów w miejscu komentowanych wydarzeń daje rękojmię wiarygodnych analiz. Prowadzi to do nieco groteskowych sytuacji, kiedy reporter musi wygłaszać swój komentarz na tle gmachu urzędu, nie próbując nawet tam wejść, a wymóg szybkiego montażu obcina wypowiedź eksperta do jednego, wyrwanego z kontekstu zdania. Innym razem, reporter dysponując skrawkiem informacji, musi obracać te same zadania, by wypełnić czas antenowy.

Kiedy polskie telewizje zanurzyły się już bez reszty we wspomnieniach o poległych, CNN pokazywał analizy zdjęć z rejonu Smoleńska, chmurę mgły która się tam wtedy pojawiła, analizował wizualizację rosnącego zainteresowania sytuacją w Polsce na globalnej mapie połączeń serwisu Twitter.

Mobilność narzuca wysokie wymagania na wyposażenie. W stacjach telewizyjnych organizuje się wiele niezależnych ekip. Aby telewizja była konkurencyjna na rynku informacji musi mieć kilka wozów transmisyjnych, ciężarówki z ciężkim sprzętem, podnośniki, platformy, helikoptery. Telewizyjne kanały informacyjne nie są obecnie jedyne. Podobną rolę próbują przejmować portale internetowe. Korzystają one z szybkości Internetu, w tym zdolności przetwarzania zasobów informacyjnych, chociaż coraz szerzej to zaplecze większych firm medialnych. Profesjonalne media korzystają chętnie z pomocy aktywnych widzów, przesyłających amatorskie zdjęcia, filmy nagrane telefonami komórkowymi. Media udostępniają im miejsce dla komentarzy. Naoczny świadek jest niezbędny, aby uwiarygodnić przekaz. Uruchomienie zasobów serwisów społecznościowych pozwala dotrzeć na miejsce wydarzeń znacznie szybciej, niż wozom transmisyjnym. Zdarza się że świadkowie najpierw dzwonią do mediów, a dopiero później wybierają numer 112.

Kryzysowa ekonomia

Ważne wydarzenia przyciągają ekipy z całego świata, ale na prawdziwą globalną mobilność stać tylko niektóre kanały informacyjne, jak CNN, Fox News, czy katarską Aljazeera. Kiedy polskie telewizje w kilka godzin po katastrofie w Smoleńsku zanurzyły się już bez reszty we wspomnieniach o poległych, CNN pokazywał analizy zdjęć satelitarnych z tego regionu Rosji, chmurę mgły która się tam wtedy pojawiła, analizował wizualizację rosnącego zainteresowania sytuacją w Polsce na globalnej mapie połączeń serwisu społecznościowego Twitter. Można powiedzieć, że to drugorzędne szczegóły, ale trzeba brać pod uwagę jak szybko przygotowano też profesjonalne komentarze.

Polskie telewizje są zbyt małe, aby dorównać światowym potentatom i mieć kanały informacyjne z prawdziwego zdarzenia, zdolne do komentowania ważnych światowych wydarzeń. Skala rynku skazuje je na lokalność, prowincjonalność, podejmowanie tematów banalnych, również tabloidowych. Zasoby komentatorów i ekspertów są ograniczone. Wciąż pojawiają się te same twarze. Problemem są eksperci niekompetentni, ale popularni. Dotyczy to też sytuacji kryzysowych. Zarządzanie kryzysowe w warunkach wzrastającego znaczenia technologii ITC to wciąż nowe zagadnienie, w obszarze którego wszyscy dopiero budują doświadczenia. Nie ma tym złej woli, ale na kryzys nie są gotowe ani media, ani instytucje państwa. Wszyscy się dopiero uczą. W pierwszych dniach wyraźnie zabrakło w mediach głosów tych, którzy powiedzą co należy zrobić. Urzędnicy, wolontariusze, służby miejskie w Warszawie i Krakowie zdołali przygotować piękne, godne obchody. Nie uciekliśmy jednak od konieczności działań, przywracających normalne funkcjonowanie państwa.


TOP 200