MIS na państwowym miodzie

Musimy pogodzić się z tym, że pojawiają się nowe zawody i zanikają stare. Jednym z nowych, którego nazwa została całkiem sympatycznie wymyślona jest MIS, pochodząca od Menagement Information Service. Osoba taka zajmuje się informatyką w instytucji stosującej techniki komputerowe wyłącznie jako narzędzie. Zależnie od zaawansowania wdrażania technik informatycznych oraz od wielkości instytucji, zatrudniany jest ktoś na zlecenie lub na cały etat. Zadanie tych ludzi polega na trzymaniu pieczy nad wszystkim co jest związane z komputerami. Ważne i duże instytucje państwowe zatrudniają na stałe kilka osób, tworząc dział informatyki, a w razie potrzeby korzystają ze specjalistycznych ekip.

Musimy pogodzić się z tym, że pojawiają się nowe zawody i zanikają stare. Jednym z nowych, którego nazwa została całkiem sympatycznie wymyślona jest MIS, pochodząca od Menagement Information Service. Osoba taka zajmuje się informatyką w instytucji stosującej techniki komputerowe wyłącznie jako narzędzie. Zależnie od zaawansowania wdrażania technik informatycznych oraz od wielkości instytucji, zatrudniany jest ktoś na zlecenie lub na cały etat. Zadanie tych ludzi polega na trzymaniu pieczy nad wszystkim co jest związane z komputerami. Ważne i duże instytucje państwowe zatrudniają na stałe kilka osób, tworząc dział informatyki, a w razie potrzeby korzystają ze

specjalistycznych ekip.

Specyfika pracy, czyli groch z kapustą

Specjalista ds. informatyki nie ma lekkiego chleba. Po pierwsze każda awaria lub błąd, duży czy mały jest wagi państwowej. Oznacza to, że trzeba reagować natychmiast i umieć sobie z tym poradzić. Awarie są różne z wielu powodów. Przede wszystkim, użytkownicy nie są zbyt dobrze wyszkoleni (chociaż często gorsi są fanatycy-amatorzy techniki komputerowej), a poza tym dysponują całą gamą sprzętu, oprogramowania i technik informatycznych (PC, sieci lokalne, rozległe, poczta elektroniczna itp.). Do tego pracują w domu na innym sprzęcie i oprogramowaniu niż mają w pracy, a to co zrobili przynoszą na dyskietkach. Nie trzeba chyba zaznaczać, że są to wspaniałe warunki dla rozprzestrzeniania się wirusów.

Rozmaitości dopełniają materiały na dyskietkach docierające z całego kraju, czasem pisane na sprzęcie, którego nie ma już nawet w najstarszych katalogach. Dla kontrastu, dokumenty i dane przysyłane są z zagranicy na dyskach optycznych CD.

Inny problem związany jest z radosną twórczością informatyków kodujących polskie litery oraz bogate liternictwo różnych języków w krajach, do których trzeba adresować korespondencję. Zadania typu: "Proszę przeformatować dokument, napisany w Tagu na WP 5.1, ale żeby układ tekstu i ramki nie zmieniły się", są chlebem codziennym naszego omnibusa.

Ze względu na blokady etatów, pracownicy są przyjmowani tylko wtedy, gdy są rzeczywiście niezbędni. Wiąże się to z koniecznością dorywczego szkolenia nowych kadr, oczywiście przez lokalnego MIS-ia, bo na kursy nie ma czasu.

Jak widać jest to rodzaj pracy, który wymaga znajomości szerokiego spektrum oprogramowania, sprzętu, zastosowań oraz umiejętności dydaktycznych.

Innym rodzajem zagadnień jakimi się taki pracownik zajmuje są zakupy sprzętu, oprogramowania i podręczników, a gdy w grę wchodzą większe zakupy, również organizuje przetargi. Wprawdzie istnieją firmy, które specjalizują się w przeprowadzaniu przetargów na zlecenie, ale są drogie i dlatego najczęściej przeprowadza się takie akcje własnymi

siłami.

Wokół takich instytucji krąży oczywiście wielu różnych spryciarzy, którzy wiedzą o tym, że najłatwiej uszczknąć kęs z tego co wspólne, czyli państwowe. Wprawdzie w takiej firmie napiwków nie dają, ale przy kosztach pracy serwisu 50 USD za godzinę (to nie pomyłka), nie wypada się spieszyć. Gdy MIS nie czuwa lub nie jest dobrze zorientowany w rodzaju uszkodzenia, to prosta wymiana kabla do drukarki może trwać cztery godziny.

Co MIS ma z tego?

Po pierwsze w teorii on w ogóle nie istnieje. W strukturze stanowisk administracji państwowej kogoś takiego jak informatyk nie ma. Musi się więc zadowolić stanowiskiem i tkz. widełkami płac specjalisty, radcy lub inspektora. Każde z tych stanowisk jest dostępne również bez wyższego wykształcenia, ale jakikolwiek awans jest bezwzględnie związany z takim wymogiem. Jak widać nie dotarło tam jeszcze pojęcie edukacji ustawicznej. Rezultat jest taki, że specjalista po kursie Novella będzie zawsze mniej wart dla urzędu (bo wartość pracownika określa wynagrodzenie) niż każdy urzędnik po jakimkolwiek wydziale wyższej uczelni, skończonej nie wiadomo kiedy.

Wynagrodzenie MIS-ia w ważnej instytucji państwowej może wynosić maksymalnie 10 mln brutto (legalne fuchy wykluczone). Niech więc koledzy pracujący w firmach komputerowych przemyślą czy taka pensja przy uniwersalnych kwalifikacjach może być przedmiotem zazdrości.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200