Łyndołsy, czy Okna?

Z przedstawicielką firmy Microsoft, p. Ewą Orłowską, na temat polonizacji środowiska MS Windows rozmawia Tomasz Szewczyk.

Z przedstawicielką firmy Microsoft, p. Ewą Orłowską, na temat polonizacji środowiska MS Windows rozmawia Tomasz Szewczyk.

- Jakie odczucia ma osoba, która tworzy de facto od podstaw narodową terminologię, związaną z systemem operacyjnym?

- Przede wszystkim odczuwa obawę, że się to zrobi źle. Działaliśmy przecież w bardzo trudnych warunkach, bez żadnych praktycznie podstaw, bo choć dyskusja nad tzw. słownictwem komputerowym trwała już w Polsce od dawna, to nic nie wskazywało, by kiedykolwiek miała doprowadzić do konkretnych rozstrzygnięć. Faktycznie zaś wśród ludzi zaznajomionych już z komputerami funkcjonuje przecież tylko polsko-angielski żargon, który jest używany z konieczności. Stoi to w sprzeczności z generalną ideą systemu MS Windows, w którym angielskie określenia muszą nawiązywać do prostych, codziennych czynności i być zrozumiałe dla każdego. Z tego względu czuliśmy wielką odpowiedzialność i zarazem dumę, że nam właśnie przyszło przecierać pierwsze ścieżki.

- Czy korzystaliście z doświadczeń Apple'a i Lotus'a?

- Nie. Choć może byłby to dobry pomysł.

- Jak zatem wygląda lokalizacja "a la Microsoft" od kuchni?

- Sądzę, że podobnie jak w innych firmach. Podstawową kwestią, podczas opracowywania narodowej wersji jakiegoś programu, jest ustalenie właściwej terminologii, która ma przecież zostać docelowo powszechnie zaakceptowana. Dla każdej aplikacji sporządza się więc najpierw kompletny spis poleceń, komend i komunikatów, występujących w jej kodzie źródłowym, a następnie uzgadnia ich przekład ze specjalistami znającymi dobrze dany język, czyli np. z informatykami, czy tłumaczami. Spolszczanie MS Windows zaczęło się przeto od rozesłania ogólnopolskiej ankiety adresowanej głównie do prasy, wydawnictw, firm komputerowych oraz sporej grupy końcowych użytkowników (np. urzędów), a następnie wybrania z niej najczęściej występujących odpowiedzi, w celu uniknięcia nieporozumień.

Gdy ten etap dobiegnie końca, treść tłumaczenia przekazuje się do wstępnej kompilacji, a później testuje pierwsze, próbne wersje u tzw. testerów, czyli u osób, które starają się wychwycić ukryte błędy funkcjonalne oraz językowe, powstałe w pierwszym etapie lokalizacji. Mieliśmy z tym sporo kłopotów, choćby np. dlatego, że w języku angielskim nie występuje w ogóle odmiana rzeczowników przez przypadki i program potrafił wygenerować czasem bardzo dziwny komunikat. Częste przypadki wadliwego działania niektórych opcji były na tym etapie rzeczą raczej zrozumiałą. Wstępnie zlokalizowana wersja jest poprawiana i znów testowana do skutku. W sumie więc gros prac lokalizacyjnych przypada nie tyle na tłumaczenie, lecz właśnie na usuwanie błędów.

- Kto zajmuje się unarodowianiem programów w waszej firmie?

- Tradycją Microsoftu jest, że do przekładu oprogramowania powołuje się tzw. zespół lokalizacyjny, który odpowiada za przygotowanie, pełnej, narodowej wersji jednej aplikacji. Struktura i liczebność takiego zespołu w dużym stopniu zależy od kraju i wielkości rynku, dla którego przystosowuje się software. Zazwyczaj taka grupa składa się z dwóch głównych koordynatorów, po jednym dla dokumentacji i oprogramowania, oraz niewielkiej liczby stałych współpracowników, którzy w zasadzie, nawet nie muszą znać docelowego języka, gdyż korzystają z pomocy sporej liczby niezależnych tłumaczy i językoznawców.

Działający obecnie w Microsoft zespół lokalizacyjny MS Windows jest wspólny dla wszystkich krajów Europy Środkowej i Wschodniej i składa się z sześciu osób. W przypadku polskiej wersji tak się jednak szczęśliwie złożyło, że kierowany był on od początku przez Olgierda Zwidę, a więc kogoś, kto dobrze zna zarówno język polski, jak i zagadnienia informatyczne, a zatem teoretycznie przynajmniej powinien popełniać mniej błędów. Gotowe były poza tym czeskie, węgierskie i rosyjskie Windowsy, więc pierwsze doświadczenia z tą grupą krajów mieliśmy już za sobą.

- Jakie były główne problemy z tworzeniem tej właśnie wersji językowej?

Kłopotów było bez liku, szczególnie z tłumaczeniem niektórych słów i zwrotów nie mających praktycznie żadnych polskich odpowiedników. Zaistniały także błędy funkcjonalne spowodowane nieuniknioną modyfikacją kodu źródłowego, zdeterminowaną koniecznością wprowadzenia nowej strony kodowej 1250. Trudności językowe były jednak większe. Pamiętać przecież należy, że zastosowana w MS Windows baza językowa musi przystawać nie tylko do MS Word'a, czy MS Excel'a, które będą lokalizowane w dalszej kolejności, ale także do aplikacji innych producentów korzystających z tego środowiska, bowiem systemowe komunikaty pojawiają się wszędzie, nawet w najdziwniejszych miejscach.

Podchodziliśmy więc do tego zagadnienia bardzo ostrożnie, kierując się przede wszystkim częstotliwością występowania danego słowa w ankietach i konsultując wątpliwości ze współpracującą z nami w spolszczaniu warszawską firmą MSP, która od dłuższego czasu aktywnie uczestniczy w pracach związanych z lokalizacją naszych programów. Ostatecznie jednak zostało ok. 25% wyrazów, o których musieliśmy zadecydować sami, bo zgromadzony materiał był zbyt niejednoznaczny. Weźmy za przykład choćby taki program jak File Manager, dla którego proponowane warianty tłumaczeń rozciągały się od Zarządcy Zbiorów, aż do Menedżera Plików, czy też Clipboard, tłumaczony przez naszych respondentów na tak wiele sposobów, że praktycznie znalezienie adekwatnego i akceptowalnego odpowiednika nie uda się już chyba nikomu. W naszej lokalizacji zwyciężył ostatecznie Schowek, będący bardzo sympatycznym określeniem, choć oczywiście zdajemy sobie sprawę, że wielu osobom może to wcale nie odpowiadać.

- Wróćmy jeszcze do ogólnych problemów dotyczących lokalizacji. W Polsce np. uważa się dosyć powszechnie, że słabe postępy w unarodowianiu zachodnich programów spowodowane są niechęcią zagranicznych producentów do udostępniania kodów źródłowych naszym krajowym firmom, które potrafią to robić taniej, szybciej i lepiej. Jaki jest pani pogląd?

- Gdybym była na miejscu szefów Microsoftu postępowałabym także w ten sposób. Proszę zwrócić uwagę, że udostępnianie kodu źródłowego, będącego największym skarbem firmy software'owej, znacznie zwiększa ryzyko tzw. "przecieku". Co więcej, obecne programy komputerowe są tak bardzo skomplikowane, że praktycznie tylko ich twórcy, a i to nie do końca, zdają sobie sprawę z całokształtu skutków drobnej nawet modyfikacji kodu. Mogłaby zatem powstać sytuacja, w której na rynku obecna byłaby wersja oryginalna, bijąca na głowę narodową np. pod względem niezawodności, czy szybkości działania, a to już godziłoby w dobre imię firmy.

- Na czym polega zatem polonizacja MS Word'a wykonywana przez MSP?

- Polska firma MSP otrzymuje bezpośrednio z naszej centrali w USA tylko pewne pliki, które mają kluczowe znaczenie dla komunikacji programu z użytkownikiem w jego języku narodowym oraz narzędzia pozwalające na ich modyfikację. Ma zatem ograniczone możliwości ingerencji w kod źródłowy programu. Po opracowaniu odsyła się je, razem z ewentualnymi propozycjami głębszych zmian, do naszej filii w Irlandii, skąd po skompilowaniu wracają do testowania do Polski. Wbrew pozorom, nie jest to tylko mechaniczna praca, bowiem bardzo dużo określeń występuje wyłącznie w Word'zie, a ich tłumaczenie jest pozostawione w całości inwencji MSP. Oznacza to, że Polacy mają znaczny wkład w lokalizację programów trafiających na ich własny rynek.

- Na ile udało się spolszczyć MS Windows?

W trakcie przygotowywania wszystkich wschodnioeuropejskich wersji wielokrotnie nie uzyskiwaliśmy zgody centrali na proponowane przez nas modyfikacje kodu właśnie z powyższych przyczyn. Toczyliśmy przy tym zażarte boje z Amerykanami, którym trudno było zrozumieć, że są na świecie języki pod względem gramatycznym znacznie bardziej skomplikowane od angielskiego, na którym w zasadzie opiera się całe dotychczasowe oprogramowanie PC.

Tak było np. w przypadku słownego zapisu daty np. "17 lutego", a nie "luty", który wymagał kompleksowych rozwiązań. Nie inaczej jest w arkuszu Excell, w którym bez względu na sposób wyświetlania musi być ona wprowadzona "po angielsku", itd. Jedynym naszym zwycięstwem była w tym przypadku obietnica wzięcia tego i podobnych faktów pod uwagę w trakcie tworzenia kolejnych wersji dotychczasowych programów. Z pewnością więc pierwszym takim systemem będzie dopiero Windows NT, w którym zastosowano Unicode.

- Dziękuję za rozmowę.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200