Kto obroni programistów

Business Software Alliance, organizacja skupiająca największych zagranicznych producentów oprogramowania wywiera wpływ na ministra kultury, aby ten nie przyznał zezwolenia na zbiorowe zarządzanie prawami autorskimi do programów komputerowych Stowarzyszeniu Polski Rynek Oprogramowania PRO. PRO liczy 80 członków, z których większość to najwięksi polscy producenci oprogramowania.

Business Software Alliance, organizacja skupiająca największych zagranicznych producentów oprogramowania wywiera wpływ na ministra kultury, aby ten nie przyznał zezwolenia na zbiorowe zarządzanie prawami autorskimi do programów komputerowych Stowarzyszeniu Polski Rynek Oprogramowania PRO. PRO liczy 80 członków, z których większość to najwięksi polscy producenci oprogramowania.

Podczas publicznych przesłuchań w sprawie wydania zezwoleń na zbiorowe zarządzanie prawami autorskimi, które odbyły się 29 grudnia ubiegłego roku, BSA przedstawiło stanowisko, negujące sens takiego zezwolenia w obszarze oprogramowania komputerowego.

Stowarzyszenie PRO było zdumione wystąpieniem BSA. Zdaniem PRO, BSA nie ma żadnych podstaw prawnych do wywierania wpływu na polski organ administracji państwowej, a argumentacja przedstawiona w wystąpieniu jest bezzasadna i pełna arogancji. Adwokat PRO, mecenas Jerzy Naumann twierdzi, że niektóre ze sformułowań mogłyby być podstawą do procesu o zniesławienie.

Rodzime środowisko informatyczne, reprezentowane przez Polskie Towarzystwo Informatyczne i Polską Izbę Informatyki i Telekomunikacji, popiera stanowisko Stowarzyszenia PRO. Zdaniem PTI: "BSA, które ustami prof. Sołtysińkiego składa ofertę zaopiekowania się polskimi informatykami, nigdy w tej sprawie nie kontaktowało się z PTI. My natomiast nie widzimy najmniejszej potrzeby takiej opieki. Dawaliśmy sobie dobrze radę przez ostatnich piętnaście lat bez BSA..."

Ustawa o ochronie praw autorskich, która weszła w życie w ubiegłym roku, umożliwia ściganie przestępstw związanych z naruszeniem tych praw również w obszarze produkcji oprogramowania. Prawo, by nie było martwe, potrzebuje narzędzi zapewniających skuteczność egzekucji odpowiednich przepisów.

W myśl ustawy Minister Kultury i Sztuki uzyskał kompetencje do wydawania zezwoleń na zbiorowe zarządzanie prawami autorskimi we wszystkich obszarach objętych ustawą, a więc również w zakresie oprogramowania komputerowego. Minister może, choć nie musi, przyznać określonym organizacjom prawo do zarządzania prawami autorskimi zrzeszonych w niej członków. W praktyce oznacza to, że organizacja, która uzyska zezwolenie może w imieniu swych członków podejmować w pełnym majestacie prawa działania służące ochronie interesów zagrożonych nielegalnym kopiowaniem.

Minister kultury przyjął za zasadę, by nie mnożyć bytów ponad potrzebę, co oznacza, że praktycznie w każdym obszarze w którym obowiązuje ustawa najprawdopodobniej tylko jedna organizacja uzyska zezwolenie do zarządzania prawami. Wydawało się, że w przypadku oprogramowania sytuacja będzie prosta - z wnioskiem o wydanie zezwolenia zgłosiła się tylko jedna organizacja, Stowarzyszenie "Polski Rynek Oprogramowania PRO" liczące ok. 80 członków. PRO jest jednocześnie członkiem światowej organizacji producentów oprogramowania Software Publishers Association, skupiającej ponad 2 tys. członków.

Termin publicznych przesłuchań ministerstwo kultury ustaliło na 29 grudnia ubiegłego roku. Podczas rozprawy okazało się, że obiekcje, co do sensu wydania PRO zezwolenia na zbiorowe zarządzanie prawami autorskimi, zgłosiła inna międzynarodowa organizacja, Business Software Alliance, skupiająca producentów, takich jak Microsoft, Borland, Lotus, Novell and the WorPerfect Application Group, SCO, Adobe, Apple.

Interesy BSA w Polsce reprezentuje firma prawnicza Sołtysiński, Kawecki, Szlęzak - doradcy prawni. W imieniu BSA firma ta wystosowała do ministra kultury pismo, w którym neguje potrzebę istnienia w Polsce organizacji uprawnionej do zbiorowego zarządzania prawami autorskimi, gdyż jest to w ogóle nieadekwatna do rynku oprogramowania formuła. W piśmie tym czytamy: "Uważamy, że nie ma ani dostatecznie jasnych przesłanek prawnych, ani potrzeby dla tworzenia w Polsce organizacji zbiorowego zarządzania prawami autorskimi do programów komputerowych". Stanowisko to BSA uzasadnia m.in. argumentami, takimi jak: "W ramach legalnego obrotu, twórcy i producenci programów komputerowych nie napotykają trudności w udzielaniu licencji i otrzymywania wynagrodzenia za ich utwory" lub, że "Właścicielom praw autorskich nie jest potrzebna organizacja wyposażona w specjalne uprawnienia, mająca na celu ułatwianie im działania na rynku i bieżącego licencjonowania ich software'u..."

W konkluzji omawianego pisma czytamy, że "przedwczesnym byłoby utworzenie jakiejkolwiek organizacji do spraw zbiorowego zarządzania prawami do software'u, zanim nie pojawi się istotna ku temu potrzeba oraz zanim nie pojawi się kandydat działający w imieniu przeważającej liczby właścicieli praw autorskich, obecnych na polskim rynku".

Stowarzyszenie PRO ze zdumieniem przyjęło stanowisko BSA. Ze względów formalnych BSA nie dysponuje legitymacją prawną umożliwiającą zajmowanie stanowiska podczas procesu wydawania zezwolenia. Zdaniem adwokata PRO, mecenasa Jerzego Naumanna, BSA jest podmiotem zagranicznym, posiadającym swoją siedzibę za granicą, a nie posiadającym swego przedstawicielstwa prawnego, a zatem nie prowadzącym (z przyczyny formalno-prawnej) żadnej działalności na terenie Polski.

Mecenas Naumann twierdzi, że BSA dodatkowo w swym wystąpieniu "sformułowała pod adresem Stowarzyszenia PRO ciężki zarzut o charakterze zniesławiającym, oszczerczym i naruszającym dobre imię Stowarzyszenia, a mianowicie, że Stowarzyszenie PRO po ewentualnym uzyskaniu zezwolenia będzie prowadziło dziłalność bezprawną polegającą na wyłudzaniu poprzez nadużycie domniemania prawnego przewidzianego w Art. 105 Ustawy".

Zdaniem Romana Dolczewskiego, wiceprezesa PRO, nie utrzyma się zarzut o niereprezentatywności Stowarzyszenia. Połowa obrotów na polskim rynku oprogramowania pochodzi ze sprzedaży polskich programów, których większość twórców zrzeszonych jest w PRO. Ze stanowskiem PRO solidaryzuje się Polska Izba Informatyki i Telekomunikacji oraz Polskie Towarzystwo Informatyczne.

Waldemar Sielski, prezes polskiego oddziału Microsoft, największego członka BSA twierdzi, że z jego punktu widzenia nie istnieje żaden spór między BSA a PRO, trwa natomiast wyjaśnianie pewnych niejasności prawnych. Z jego punktu widzenia dopóki PRO nie będzie ingerować w działalność Microsofta na polskim rynku, rola Stowarzyszenia jest obojętna. Waldemar Sielski zastrzega jednak, że do kompetentnych wypowiedzi w tej sprawie upoważnione jest wyłącznie BSA.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200