Koszt pudełka

Wracając kiedyś nocą z dłuższej podróży, wstąpiłem do baru szybkiej obsługi po jakieś paskudztwo dla zabicia głodu.

Wracając kiedyś nocą z dłuższej podróży, wstąpiłem do baru szybkiej obsługi po jakieś paskudztwo dla zabicia głodu.

Ponieważ spieszyło mi się, zamówiłem hamburgera na wynos za trzy pięćdziesiąt i wyciągnąłem z portfela odliczoną kwotę. Jakież było moje zdziwienie, gdy panienka za ladą kategorycznie zażądała czterech złotych. Ponieważ nie cierpię, kiedy robi się mnie na szaro, zacząłem dociekać różnicy między wywieszonym cennikiem a żądaniami kasjerki. "Pan chciał na wynos, więc pięćdziesiąt groszy za pudełko" - odpowiedziała i machnęła mi przed oczami styropianowym pojemnikiem.

Stało się dla mnie jasne, że nie mam do czynienia z naciągaczami, lecz z charakterystycznym zjawiskiem, obecnym w polskich przedsiębiorstwach kupujących bardziej skomplikowane dobra niż bułka z wołowiną - np. systemy informatyczne. Zjawiskiem tym jest naiwne liczenie kosztów. Panienka od hamburgera nie kończyła pewnie kursu ekonomii, nie rozumie więc, że klient kupujący jedzenie na wynos najprawdopodobniej nie zostanie z nim w środku baru. Nie trzeba więc mu kupić krzesła, stołu, wyposażyć toalety i wykafelkować posadzki. Nikt nie musi po nim posprzątać, nie trzeba ogrzać pomieszczenia, a śmieci wyrzuci gdzie indziej i nie trzeba będzie opłacić ich wywiezienia. Koszt styropianowego pudełka jest przy tych oszczędnościach tak znikomy, że hamburgery na wynos powinny być wyraźnie tańsze od tych zjadanych przez klientów wewnątrz baru.

Smutno to mówić, ale wielokrotnie widziałem, że przedsiębiorstwa inwestujące w informatykę liczą w taki sam sposób, jak właściciel owego baru. Wszystko księgują po stronie "koszty" i nawet nie zadadzą sobie trudu przeanalizowania, jakie oszczędności i zyski przyniosły te inwestycje. A potem dziwić się, że zarządy, krzywiąc się niemiłosiernie, mówią działowi informatyki: "Nic tylko wydajemy na was, czy wy myślicie, że mamy maszynkę do robienia pieniędzy?"

Przedsiębiorstwa, które nie liczą kosztów informatyzacji, ryzykują jeszcze jedno. Nikt nie powiedział, że wdrożenie systemu informatycznego musi być opłacalne. Może pogarsza, a nie usprawnia obieg informacji w firmie? Tymczasem wiele przedsiębiorstw wierzy, że wraz z pojawieniem się, za przeproszeniem, nowoczesnej technologii ich firma od razu będzie nowocześ-niejsza. Otóż, jedno z drugim może nie mieć nic wspólnego.

Wina informatyków (zarówno działu informatyki odbiorcy, jak i konsultantów dostawcy) jest też niemała. Najczęściej, nie mając podstawowej wiedzy z ekonomii, nie doceniają korzyści, jakie przedsiębiorstwo będzie miało z wdrożenia systemu, a skupiają się na detalach technicznych. Jakże często można usłyszeć z ust takiego fachowca o megahercach, zamiast o zaoszczędzonych tysiącach złotych; o profilu skalowalności bazy danych, zamiast o usprawnionych procesach biznesowych; o systemie operacyjnym dla komputera zamiast o systemie szkoleń dla kadry średniego szczebla.

Gdy mój hambur- ger przygrzewał się w kuchence mikrofalowej, aby zabić czas usiłowałem nakreślić skalę absurdu cenowego panience zza baru. Ku mojemu zaskoczeniu, wprost powiedziała mi, że doskonale zdaje sobie z tego sprawę i także uważa taką kalkulację cen za bezsensowną. "Ale to nie ja ustalam tu ceny. A szef nie chce słuchać" - zakończyła, uśmiechnęła się cierpko i podała mi moją bułkę, zainkasowawszy wcześniej niezasłużenie cztery złote.

Kolejna analogia między barem a poważnym przedsiębiorstwem nasunęła mi się sama - tutaj także nikt nie zaprząta sobie głowy zdaniem szeregowego pracownika.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200