Kolejny zakręt w karierze

Może się tak zdarzyć, że im większe będzie znaczenie systemów informatycznych w przedsiębiorstwie, tym mniejszą rolę będą odgrywać kierownicy działów informatycznych.

Może się tak zdarzyć, że im większe będzie znaczenie systemów informatycznych w przedsiębiorstwie, tym mniejszą rolę będą odgrywać kierownicy działów informatycznych.

To brzmi absurdalnie, prawda? A jednak rzeczywistość zdaje się potwierdzać prawdopodobieństwo takiego obrotu sprawy. Często zdarza się, że o informatyce w przedsiębiorstwie rozmawiam tylko z dyrektorem generalnym albo technicznym, albo finansowym, albo z szefem logistyki czy szefem sprzedaży. Do pełnego obrazu zastosowań systemów informatycznych często wcale nie jest mi potrzebny kierownik działu informatyki. Nawet jeśli się o niego upominam, dla zasady i sprawiedliwości, i proszę o przedstawienie opinii, często słyszę, że "zrobiliśmy to, co dyrektorzy kazali, ale my tu nie jesteśmy od myślenia". I tak się dzieje w najlepiej zinformatyzowanych firmach, gdzie informatycy muszą posiadać - i posiadają - naprawdę najwyższe kompetencje techniczne i analityczne. A całkiem niedawno rozmawiając z dyrektorem technicznym o integracji systemów, wymieniając się uwagami o literaturze przedmiotu, usłyszałam: "Tak, czytałem to, podrzuciłem nawet moim informatykom, żeby też przeczytali, niech wiedzą, co się dzieje w tej dziedzinie". Chwileczkę, to kto właściwie jest kopalnią wiedzy i pomysłów w kwestii zastosowań technologii informatycznych, czyżby nieinformatycy? Kto jest motorem wdrożeń? Kto jest na bieżąco z tym, co się w tej dziedzinie dzieje w Polsce i na świecie?

Ale znam, oczywiście, przypadki całkiem inne. Wspaniali, mądrzy szefowie działów informatycznych, działający ręka w rękę z menedżerami biznesowymi, niejednokrotnie członkowie zarządów czy ścisłego kierownictwa. Są i tacy, którzy inteligentnie, z wyczuciem i dyplomacją wypełniają misję cywilizacyjną wobec dyrektorów, niezbyt biegłych w nowoczesnych zastosowaniach informatyki.

Krajobraz jest więc zróżnicowany i nie byłoby powodów do niepokoju, gdyby nie ważne spostrzeżenie. Otóż wzrastająca ranga rozwiązań informatycznych w zarządzaniu firmą jest bezsporna, dobrze widoczna, zaakceptowana przez większość załóg, ale nie można powiedzieć tego samego o pozycji informatyków. Ranga informatyki nie przekłada się na rangę tych, którzy ją tworzą. A nawet więcej, wśród przedsiębiorstw, które w ostatnich dwóch latach poczyniły największe postępy w informatyzacji, wiele jest takich, w których ranga informatyków wręcz zmalała. Tam, gdzie tradycyjnie i informatyka była porządna, i informatycy doceniani, nic nie zmieniło się na niekorzyść informatyków.

O czym zatem świadczy taka sytuacja? Czy jest ona nienaturalna? Czy źle świadczy o informatykach?

Przejęcie inicjatywy w dziedzinie informatyzacji przez menedżerów biznesowych logicznie i nieuchronnie wynika ze zmian w technikach gospodarowania. Bez informatycznego wsparcia dzisiaj w interesach ani rusz. Menedżerowie to zrozumieli i zaakceptowali. Tego nawet informatycy się spodziewali, nad tym pracowali, ale nie przewidzieli, że dyrektorzy wraz z nabyciem tej świadomości zechcą douczyć się w kwestiach informatycznych i stać się guru, zamiast polegać na łasce i niełasce informatyków. Okazało się, że wiedza informatyczna nie jest wiedzą tajemną, niedostępną zwykłym śmiertelnikom. Można się tego nauczyć i o tym przekonali się co bystrzejsi dyrektorzy. A potem przekonali się jeszcze, że to interesujące, że to wciąga, o tym można porozmawiać. I tak informatyka stała się ich pasją. Oczywiście szczegóły techniczne aż tak ich nie zainteresowały, zatem zostawili je specjalistom informatykom. Szefowie informatyki, którzy liczyli, że będą partnerami uświadomionych szefów - przeliczyli się. Od prawie dwóch lat obserwuję, że tam, gdzie informatykę bierze w swoje ręce przedsiębiorczy i łebski dyrektor (dowolnie: generalny, finansowy, techniczny, logistyczny), tam szefowie informatyki nie wyrastają na gwiazdy. To wcale nie znaczy, że nie mają predyspozycji menedżerskich. Mają i menedżerskie, i biznesowe, i techniczne. Nie mają jednak świadomości, że w tej fazie wyścigu do najbardziej znaczących (i intratnych) stanowisk w firmie liczy się przede wszystkim inicjowanie i prowadzenie informatycznych projektów usprawniających biznes.

Szef logistyki czy finansów stał się konkurentem szefa informatyki. Informatyczne projekty wcale nie należą do jego zakresu odpowiedzialności, szef informatyki musi o nie walczyć.

Paradoksalnie informatycy weszli do elity zarządczej jako rywale menedżerów biznesowych, a nie - jak się spodziewali - jako ich partnerzy. A raczej wejdą, gdy podejmą rywalizację.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200