Jak to robią w Ameryce

Istota informatyzacji amerykańskiej administracji leży w jej konstrukcji. Podczas gdy europejska administracja ma charakter hierarchiczny, w USA szczeble federalny, stanowy i lokalny realizują różne funkcje całkowicie niezależnie. Zatem przepływy informacyjne pomiędzy tymi szczeblami są ściśle określone i ograniczone.

Istota informatyzacji amerykańskiej administracji leży w jej konstrukcji. Podczas gdy europejska administracja ma charakter hierarchiczny, w USA szczeble federalny, stanowy i lokalny realizują różne funkcje całkowicie niezależnie. Zatem przepływy informacyjne pomiędzy tymi szczeblami są ściśle określone i ograniczone.

Unia Europejska jest niewątpliwie czymś więcej niż związkiem państw, ale nie jest też państwem federalnym jak USA. Dlatego rolę amerykańskiego rządu federalnego trudno porównywać do układu instytucje unijne a kraje członkowskie. Zarazem rząd USA funkcjonuje inaczej niż rządy europejskich państw federalnych. W Unii zasada nadrzędności prawa wspólnotowego pozwala na koordynację działań na szczeblu wspólnotowym - patrz wspólnotowe programy teleinformatyczne, jak IDA II, eContent.

W USA rząd federalny ma ściśle określoną i ograniczoną konstytucyjnie władzę. Natomiast zakres swobód obywatela jest bardzo szeroki. Cechą charakterystyczną USA jest też głęboko posunięta autonomia instytucji nawet tych działających na jednym szczeblu. Żelazną zasadą jest poszanowanie niezależności instytucji. Utrudnia to bardzo koordynację ich działań. Przenosząc to na obszar systemów informacyjnych, mamy fundamentalne różnice w informatyzacji europejskiej i amerykańskiej administracji.

Dane na sprzedaż

W USA nie ma systemu ochrony danych osobowych takiego jak w Europie. Ochrona jest wyrywkowa. W USA obowiązuje domyślna zgoda na przetwarzanie danych osobowych: powszechnie rozumuje się, że dane osobowe to taki sam towar jak każdy inny i firmy mogą nimi dowolnie obracać. Komercyjne rejestry zawierają ogromne ilości danych osobowych. Dlatego też powstają takie firmy, jak InSight, które zajmują się wyszukiwaniem i konsolidacją danych o osobach.

Kwestia gromadzenia danych osobowych przez instytucje rządowe (wszelkiego szczebla) jest bardzo wrażliwa i obarczona dużą nieufnością ze strony obywateli. Takie instytucje - zwykle akceptowane w krajach europejskich - jak państwowy rejestr danych osobowych obywateli (np. PESEL w Polsce) czy karta identyfikacyjna (dowód osobisty) są niezrozumiałe i uważane za zbędne. Z kolei z powodu tego, że służby policyjne są lokalne (lub stanowe w przypadku policji drogowej) nigdy nie powstał krajowy system wymiany danych pomiędzy jednostkami policyjnymi różnych szczebli.

Pojęcie informacja publiczna ma w USA także szersze znaczenie niż w Europie. Obywatele chcą być szczegółowo informowani o działaniu swoich rządów (stanowych i federalnych). Z drugiej strony informacje, które w Europie uchodziłyby za wrażliwe (np. zawierające informacje osobowe) czy zastrzeżone (np. o popełnionych przewinieniach itp.), w USA są udostępniane. Natomiast niezwykle ściśle są chronione informacje o firmach. Pojęcie jawnych rejestrów handlowych nie istnieje. Jak mówią sami Amerykanie: "Można bez problemu w Internecie znaleźć informacje o tym, że sąsiad popełnił wykroczenie drogowe, ale nie można dotrzeć do raportów finansowych firmy, którą tenże sąsiad prowadzi".

Również paradoksalnie wyższy w USA niż w krajach Unii Europejskiej poziom penetracji usług internetowych skutkuje pojawieniem się problemu wykluczenia cyfrowego (digital divide). Coraz więcej usług komercyjnych - ale i administracyjnych - jest realizowanych tylko i wyłącznie drogą internetową. W USA, jeśli masz komputer z dostępem do Internetu, masz dostęp wszędzie, jeśli nie masz komputera - nie masz dostępu nigdzie!

Powszechność Internetu jest faktem. Wystarczy chociażby wspomnieć szybką ekspansję sieci bezprzewodowych WiFi. Z drugiej strony warstwy uboższe nie mają środków, aby z tych dobrodziejstw skorzystać!

Nic dziwnego, że próby implementacji popularnych w krajach europejskich rozwiązań, jak kawiarenka internetowa, nie powiodły się. Ciekawy program administracji Billa Clintona stworzenia darmowych stanowisk internetowych w bibliotekach publicznych także nie odniósł wielkich rezultatów i został zaniechany przez administrację Georga Busha.

Jak to robi rząd federalny

W lutym 2002 r. prezydent George Bush w wystąpieniu budżetowym do Kongresu naszkicował potrzebę uruchomienia wieloletniego programu skupionego na stworzenie nowoczesnych usług eGovernment świadczonych przez agencje rządu federalnego dla społeczeństwa. Dotychczasowa sytuacja nie była dobra, następowała bowiem silna redundancja projektów o wątpliwych rezultatach i wysokich kosztach. Systemy nie współpracowały ze sobą, co skutkowało mało skuteczną obsługą klienta.

W rezultacie w grudniu 2002 r. wszedł w życie tzw. eGovernment Act 2002, na bazie którego rząd uruchomił 24 programy, w których uczestniczą agencje rządu federalnego. Projekt ten angażuje wiele firm w przedsięwzięciach realizowanych na zasadzie partnerstwa publiczno-prywatnego, jak Sun Microsystems czy Microsoft. Istotną rolę w projekcie odgrywają też jednostki naukowe, np. Software Engineering Institute z Carnegie Mellon University odpowiedzialny za stworzenie nowej polityki bezpieczeństwa dla serwisów administracji.

Program jest otwarty dla administracji stanowych i lokalnych, pod warunkiem jednak zgody na realizację projektu zgodnych z wytycznymi federalnymi, a zwłaszcza z architekturą zunifikowanych systemów opisanych w Federal Enterprise Architecture, która stanowi zarazem standardy interoperacyjności administracji federalnej.

Realizowane w ramach tej inicjatywy projekty mają głównie charakter sektorowy, służący spójności usług świadczonych przez różne agencje. Rozmówcy nie kryli, że sytuacja pozostawiała tu wiele do życzenia. Każdy program ma swojego kierownika i główną agencję. Dla każdego z programów opracowano też metryki postępu, który jest monitorowany w cyklu kwartalnym.

Szczególnie ważną rolę w inicjatywie odgrywają projekty horyzontalne, związane z tworzeniem wspólnej infrastruktury dla usług od strony: front-office i back-office, a także wspólnych reguł bezpieczeństwa. Najważniejszą inicjatywą jest USA Services - program ułatwienia dostępu do instytucji rządowych poprzez spójny zbiór usług eGovernment. Motto programu to "My Government, My Terms", co ma podkreślić jego nastawienie na potrzeby zwykłego obywatela. Administracja USA podkreśla, że jest to "pierwszy tego typu program w XXI wieku". Ma on zapewnić łatwiejszy i skuteczniejszy dostęp obywateli do instytucji federalnych, a zarazem wyeliminować problemy z wykluczeniem cyfrowym. Rozwinąć się mają usługi eGovernment dostępne dla obywateli wieloma, ekwiwalentnymi kanałami (Internet, poczta elektroniczna, faks, infokioski itd.). Serwisy rządowe mają umożliwić integrację informacji dostarczanej przez te różnorodne źródła, co ma zwiększyć ich dostępność i wiarygodność. Z punktu widzenia podatnika byłyby to niższe koszty funkcjonowania administracji oraz lepszy nadzór nad działaniem instytucji rządu federalnego.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200