Hodowla kapłanów

W Polsce jest kilkanaście uczelni kształcących informatyków. Na czym polega fenomen kształcenia niezłych specjalistów przez chronicznie niedoinwestowane krajowe szkolnictwo wyższe? Podjęliśmy próbę analizy tego problemu na przykładzie siedmiu znanych krajowych uczelni, które udostępniły nam potrzebne materiały.

W Polsce jest kilkanaście uczelni kształcących informatyków. Na czym polega fenomen kształcenia niezłych specjalistów przez chronicznie niedoinwestowane krajowe szkolnictwo wyższe? Podjęliśmy próbę analizy tego problemu na przykładzie siedmiu znanych krajowych uczelni, które udostępniły nam potrzebne materiały.

W XIV i XV w. co światlejsze uniwersytety reklamowały się hasłem "my już liczymy w układzie dziesiętnym". Mają rację ci, którzy twierdzą, że historia powtórzyła się w latach 80-tych, kiedy wiele uczelni chwaliło się "my używamy komputerów". Informatyka opuściła już jednak uczelniane wieże z kości słoniowej; stała się własnością publiczną. Ten fakt jednak nie pomniejsza (jak myślą niektórzy), a raczej - powiększa rolę specjalistów od informatyki, zwanych czasem z przekąsem komputerowymi magikami, szamanami, guru, kapłanami itp. Z drugiej jednak strony, informatykiem jest teraz po trosze prawie każdy: od sekretarki i księgowej po dyrektora, technika, planistę czy maklera giełdowego.

Produkcja na eksport

Mimo tzw. "bezrobocia", informatycy mają nie najgorsze perpektywy zatrudnienia. Przyciąga to dużą liczbę kandydatów na specjalności informatyczne wyższych uczelni. Na przykład, na informatykę wydziału Elektroniki Politechniki Warszawskiej na ok. 130 miejsc zdawało w ub.r. ponad 200 kandydatów. A więc niemal 2 chętnych na jedno miejsce. Podobne powodzenie miała informatyka na większości uczelni. Warto pamiętać, że w ostatnim czasie niektóre wydziały przyjmowały, nawet bez egzaminów wstępnych każdą osobę, która tylko wyraziła chęć uczęszczania na zajęcia. Niestety zwiększenie liczby miejsc na kierunkach, cieszących się zainteresowaniem, kosztem bazy lokalowej i kadry dydaktycznej innych, wyludnionych wydziałów, jest mało prawdopodobne.

Wydziały informatyczne były przez wiele lat kuźnią kadr na eksport. Część absolwentów emigrowała. (Na ogół odchodzili tam, gdzie respektowano prawa o ochronie własności intelektualnej). Mimo, że polska szkoła wyższa była zawsze stresująca, niedoinwestowana i przeładowana zajęciami dydaktycznymi, kształciła na tyle dobrze, że wiele bogatych krajów oferowało naszym absolwentom zarobki wysokie nawet dla stałych mieszkańców, a co dopiero dla gościa. Obecnie relacje zarobków zmieniły się do tego stopnia, że niektórzy emigranci wracają do kraju, zakładają firmy i wcale nieźle prosperują. Tendencja wyjazdów utrzymuje się jednak nadal i jest jeszcze trochę za wysoka.

Model kształcenia

Studia informatyczne, tak jak większość innych, trwają pięć lat. Pierwsze dwa są z reguły przeznaczone na zajęcia obowiązkowe, przedmioty matematyczne, fizykę i podstawy wiedzy elektronicznej. Od trzeciego roku pojawia się coraz więcej zajęć fakultatywnych. Szkoda, że brak w naszych uczelniach dyplomów półmetkowych. Praktyka bowiem pokazuje, że wielu studentów, z różnych przyczyn, podejmuje pracę, bądź chce specjalizować się, w kierunkach zbyt odległych od macierzystego wydziału. To zaś z różnych, głównie administracyjnych przyczyn, jest w tej chwili niemożliwe. W taką reformę trzeba wchodzić bardzo ostrożnie. Okazuje się, że u niektórych studentów wolność nie idzie w parze z samodyscypliną. Doprowadzają albo do spiętrzeń egzaminów, albo wybierają wykłady, kierując się trzeciorzędnymi kryteriami.

Do czego się przygotowuje

Z lektury programów wynika, że większość uczelni nadąża za postępem wiedzy informatycznej. Wykłada się bardzo nowoczesne techniki: programowanie obiektowe, CASE, grafikę komputerową, CAD. Wiele uczelni już od dawna naucza teorii kompilatorów. Jest to dziedzina zapewne mało przydatna praktycznie, ale nieźle rozwijająca intelektualnie. Są też elementy baz wiedzy, systemów doradczych i sztucznej inteligencji. Wszystkie uczelnie bez wyjątku sporo czasu poświęcają ćwiczeniom programistycznym. Praktykuje się przeważnie trudniejsze języki programowania. W dydaktyce tego przedmiotu panuje chyba największa dowolność. Uczelnie w bardzo indywidualny sposób wprowadzają swoich słuchaczy w tajniki programowania. Uczy się zarówno asemblerów, jak i języków wyższego poziomu. W swoim czasie królował tu Pascal, Algol i Simula. Teraz na placu boju pozostał tylko Pascal, ale i on zdaje się być obecnie wypierany przez język C, spopularyzowany systemem Unix. Natomiast od programowania w językach łatwych i przyjemnych właściwie nikt nie zaczyna. Może to jest jedną z paradoksalnych przyczyn sukcesów naszych absolwentów za granicą.

O technikach pracy zespołowej w tworzeniu oprogramowania też jakby trochę za mało. Wydaje się, że również problem baz danych potraktowany jest nieproporcjonalnie ubogo wobec skali jego praktycznych zastosowań.

Politechnika kontra uniwersytet

Informatycznych kapłanów kształcą w naszym kraju zarówno politechniki jak i uniwersytety. Niewątpliwie oba typy uczelni mają swoją specyfikę. Politechniki uczą więcej o sprzęcie i mają większe możliwości treningu praktycznego. To pozwala absolwentowi szybciej przystąpić do efektywnej pracy na stanowisku, zgodnym z jego wykształceniem. Natomiast absolwent uniwersytetu może się czuć w pierwszym okresie po studiach nieco zagubiony w zastanej rzeczywistości. Zbyt szeroki horyzont teoretyczny (potężna porcja matematyki, teorii grafów, automatów, dowodzenia poprawności algorytmów) może mu chwilami przeszkadzać. Ponadto uniwersytety za mało uczą rownież fizyki i jest to na ogół fizyka bardzo specyficzna, sprowadzona najczęściej do obliczeń komputerowych.

Zmiany programów nauczania

Zmorą nauczania informatyki jest czas. Niektóre uczelnie nie są w stanie opublikować pełnego, aktualnego programu przed początkiem roku akademickiego. Tak dzieje się niemal permanentnie w przypadku (wzorcowych przecież) Uniwersytetu i Politechniki Warszawskiej. Ta ostatnia jest obecnie w trakcie gruntownej rewolucji programowej. Studenci pierwszych lat jeszcze nie bardzo wiedzą spośród jakich przedmiotów będą mogli za trzy lata wybierać, a trzy lata w dzisiejszej informatyce, to przecież cała epoka.

W najgorszej sytuacji jest jednak nie tyle student informatyki, co kandydat na studia, który przecież "ryzykuje życiem". Z praktyki wiadomo, że stawia on nie tyle na konkretny program danej specjalności, co na renomę szkoły, autorytet jej wykładowców i podobne imponderabilia. Warto jednak, żeby decyzja wyboru nie była oparta tylko na wróżeniu z fusów.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200