Gra w mapę

Ambicją przedstawicieli różnych szczebli administracji publicznej i samorządowej jest przygotowanie własnej mapy numerycznej. Zamiast połączyć siły w celu stworzenia jednolitego zasobu kartograficznego, podejmują arbitralne decyzje i przyjmują nie spójne rozwiązania, marnotrawiąc w ten sposób pieniądze podatników. Brak ustalenia jednolitych standardów utrudnia także rozwój nowoczesnej kartografii i geoinformatyki w Polsce.

Ambicją przedstawicieli różnych szczebli administracji publicznej i samorządowej jest przygotowanie własnej mapy numerycznej. Zamiast połączyć siły w celu stworzenia jednolitego zasobu kartograficznego, podejmują arbitralne decyzje i przyjmują nie spójne rozwiązania, marnotrawiąc w ten sposób pieniądze podatników. Brak ustalenia jednolitych standardów utrudnia także rozwój nowoczesnej kartografii i geoinformatyki w Polsce.

Wizyta w Polskim Przedsiębiorstwie Wydawnictw Kartograficznych SA na warszawskim Solcu uzmysłowiła mi, że potrzeba jeszcze wielu lat i znacznych nakładów finansowych, aby powstawały tam mapy wyłącznie w technologii cyfrowej. Na razie praca nad nimi przypomina manufakturę, w której specjalista rytuje na kalce poszczególne warstwy kartograficznej publikacji, niczym widok do litografii u dawnego rzemieślnika-artysty. Tylko nieliczne opracowania, np. plan Szczecina czy Warszawy, trafią na rynek dzięki wykorzystywanej w przedsiębiorstwie linii produkcyjnej Intergrapha. Jak twierdzą pracownicy PPWK, sytuację diametralnie zmieniłoby, gdyby główny geodeta kraju - odpowiedzialny za ustanawianie standardów branżowych w myśl ustawy Prawo geodezyjne i kartograficzne - dysponował mapą numeryczną Polski. Na jej podstawie mogłyby szybko i sprawnie być wydawane różne wydawnictwa kartograficzne, stanowiące ułatwienie dla wszystkich zainteresowanych GIS (Geografical Information System).

Niestety, tego jeszcze nie ma. Ambicją przedstawicieli różnych szczebli administracji publicznej i samorządowej jest przygotowanie własnej mapy numerycznej. Jak to się dzieje, że poszczególne ministerstwa i służby publiczne, utrzymywane z naszych podatków, tworzą dla swoich potrzeb oddzielne mapy numeryczne? Czy jest szansa, aby w przyszłości połączyły siły w celu stworzenia jednolitego zasobu kartograficznego? Co przeszkadza w rozwoju nowoczesnej kartografii i geoinformatyki w Polsce?

Bitwa na mapie

Turyści doskonale wiedzą, że mapa nie zawsze mówi prawdę. W PRL władza starała się tak preparować mapy, aby żaden szpieg nie dowiedział, że na Dworcu w Koluszkach są dwa budynki, w tym cuchnący na kilometr klozet. Jeśli wojskowemu cenzorowi (mapy kontrolowało wojsko) nie spodobał się za dokładnie narysowany przebieg dróg i mostów, to potrafił sam nanieść "pożądane poprawki". Chociaż zmienił się ustrój, od Sztabu Generalnego WP ciągle zależy, jakie obiekty nie zostaną zaznaczone na mapie. Zresztą każdy resort ma prawo zastrzec miejsca, których nie życzy sobie szczegółowo przedstawiać. Może więc się zdarzyć, że w dobie satelitów mapa Śląska kupiona w berlińskiej księgarni będzie dokładniejsza od wydanej w Polsce. Ponadto będzie różniła się od naszej geodezyjnym układem współrzędnych.

Na mapie płaszczyznę ziemi odzwierciedla się w postaci układu współrzędnych geodezyjnych i elipsoidy. W Układzie Warszawskim obowiązywał układ 1942 i elipsoida Krasowskiego. Różni się on niewiele od standardu map NATO, którym jest WGS 84 z elipsoidą Merkatora. Dzięki temu Służba Topograficzna WP, w ramach przygotowań do wejścia do NATO, mogła opracować system przekształcania istniejących wojskowych map topograficznych na WGS 84, które sukcesywnie wdraża do produkcji, zarówno w postaci papierowej, jak i numerycznej.

Co stoi na przeszkodzie, aby wykorzystać ten standard do tworzenia cywilnych map? Niestety, polska geodezja wciąż posługuje się własnym układem współrzędnych tzw. 1965 (z tego właśnie roku), który absolutnie nie przystaje ani do układu 1942, ani do WGS 84 i po prostu jest przekleństwem naszych geodetów i kartografów. Bo jak inaczej określić pomysł podzielenia Polski na 4 strefy, według sztucznie poprowadzonej osi współrzędnych, która ma się nijak do współrzędnych geograficznych, liczonych od równika i południka 0?

Obecnie główny geodeta kraju publikuje arkusze mapy topograficznej 1:50000 w układzie współrzędnych 1942, lecz trzeba to traktować jako fazę przejściową przed podjęciem decyzji o wprowadzeniu układu jako normy ogólnopaństwowej, a co za tym idzie wydaniu z obowiązującym odwzorowaniem kompletu map topograficznych.

Brak jednolitego standardu układu współrzędnych niezmiernie komplikuje sprawę stworzenia ogólnopolskiej mapy numerycznej. Ależ przecież wojsko już wybrało natowskie WGS 84. Lotnictwo cywilne jest też zobligowane przez Międzynarodową Organizację Ruchu Lotniczego ICAO, aby posługiwało się tym standardem. Polskie mapy morskie powstają również w WGS 84. A wysoko postawieni urzędnicy Głównego Urzędu Geodezji i Kartografii, którym kieruje główny geodeta kraju, twierdzą, że w opracowaniach cywilnych powinniśmy przyjąć układ współrzędnych Unii Europejskiej z roku 1992, który - podobno - różni się tylko w drobnych szczegółach od WGS 84.

Jeszcze jest jeden element, który spędza sen z powiek zainteresowanym w tworzeniu aplikacji GIS-owskich. Nadal tajemnicą państwową jest zestaw punktów w układzie współrzędnych 1942 i 7 parametrów transformacji na inne układy. Jednakże tajemnicą poliszynela jest, że niektóre polskie firmy oferują programy do konwersji układów z wykorzystaniem rzeczonych parametrów. Użytkownicy GPS wiedzą również, że większość odbiorników ma zaimplementowane moduły do konwersji układów. Są one na tyle "zaszyte", iż nie można ich ujawnić. Co za tym idzie, wszyscy jak zbawienia oczekują jednolitego układu współrzędnych i odtajnienia parametrów konwersji. Kiedy to nastąpi?

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200