Elita czy towarzystwo
- Przemysław Gamdzyk,
- 03.06.2002
PTI jest największą organizacją skupiającą informatyków w Polsce. Czy jednak polscy informatycy nie potrzebują organizacji, która potrafiłaby reprezentować ich interesy poza ich środowiskiem.
PTI jest największą organizacją skupiającą informatyków w Polsce. Czy jednak polscy informatycy nie potrzebują organizacji, która potrafiłaby reprezentować ich interesy poza ich środowiskiem.
PTI zrzesza ponad tysiąc członków, skupionych w 5 oddziałach i 7 kołach. Bezdyskusyjnie jest to największa i najważniejsza organizacja zrzeszająca informatyków w Polsce, o ponad 20-letniej historii. Przy niej inne, np. Naukowe Towarzystwo Informatyki Ekonomicznej czy stowarzyszenie do spraw audytu i kontroli systemów informatycznych ISACA, są nader małymi organizacjami.
Tyle fakty. Różnie natomiast można je interpretować.
Do połowy pełne
Optymiści, a więc działacze PTI, wskazują, że stowarzyszenie kieruje się prawami demokratycznymi, jest więc obrazem kondycji całego środowiska. Słowem, mamy takie PTI, na jakie nas stać. Towarzystwo podejmuje wiele pozytywnych inicjatyw. Organizuje kilka cieszących się uznaniem konferencji, rozpropagowało "komputerowe prawo jazdy" ECDL, buduje izbę rzeczoznawców, stara się powołać radę akredytacyjną programów nauczania informatyki. Zabiera głos w istotnych sprawach dotyczących informatyki, ostatnio zaś stara się również uczestniczyć w procesie legislacyjnym w obszarze rozwiązań prawnych. Organizacja stawia na profesjonalizm, stąd postulowany elitarny charakter PTI. Ważny jest również element towarzyski. "W organizacji widać tendencję do tworzenia się grup, które dobrze się ze sobą mają" - mówi Marek Valenta, członek zarządu PTI. "Chcemy zachować prawo do decydowania o tym, z kim chcemy przebywać" - dodaje Marek Chwal, przewodniczący Koła Gdańskiego.
Przedłużenie kadencji Zdzisława Szyjewskiego jest wyrazem uznania dla sprawnego zarządu, który potrafił łagodzić sprzeczne interesy, utrzymując wewnętrzną spójność organizacji, a dzięki zrezygnowaniu z dążeń centralistycznych umożliwił rozwój działań lokalnych. "Wcale nie marzyłem o jeszcze jednej kadencji. Podjąłem się dalszego sprawowania funkcji prezesa PTI, bo nie udało się znaleźć innego odpowiedniego kandydata. Teraz muszę już wychować swojego następcę" - wyjaśnia Zdzisław Szyjewski.
Od połowy puste
Tymczasem argumenty tych, którzy pesymistycznie oceniają obecną kondycję PTI, inaczej tłumaczą te same fakty. Dla nich przedłużenie kadencji prezesa dowodzi słabości PTI, które nie potrafiło wyłonić ze swojego grona nowego lidera. Mimo pozorów stabilności, PTI relatywnie się kurczy i coraz bardziej marginalizuje: skoro w Polsce coraz więcej osób zawodowo zajmuje się informatyką, sama dziedzina jest zaś coraz istotniejsza dla sprawnego funkcjonowania firm, instytucji czy całych struktur państwowych, to podobnie powinna rosnąć rola PTI. Tymczasem liczba członków towarzystwa pozostaje na stałym poziomie. Nie brak zdziwionych głosów, cóż to za elita, skoro poza szeregami PTI pozostaje ogromna rzesza wysoko wykwalifikowanych specjalistów, zajmujących wysokie stanowiska w firmach i instytucjach. To przecież właśnie ci informatycy, kierujący budową najnowocześniejszych w Polsce rozwiązań IT, są prawdziwą elitą! Tymczasem tak niewielu z nich można znaleźć w szeregach towarzystwa.
Wpływ PTI na branżę informatyczną oraz regulacje prawne i przyjęte normy postępowania jest znikomy, co najlepiej obrazują przykłady nieudanych wielkich projektów realizowanych za publiczne pieniądze. PTI ogranicza się tu do pisania ostrzegawczych memoriałów. Co ciekawe, choć działacze PTI przyznają, że "brakuje nam marketingu", nie widać żadnych działań, które mogłyby zmienić ten stan.