Do czego służą konferencje

Konferencje mają w sobie coś z atmosfery dawnych książek kucharskich. Za każdym razem z tego samego przepisu można upichcić zupełnie inną potrawę.

Konferencje mają w sobie coś z atmosfery dawnych książek kucharskich. Za każdym razem z tego samego przepisu można upichcić zupełnie inną potrawę.

"Stwórz dobry program, zaproś konkretnych acz dowcipnych mówców, daj się publice wygadać, nie skąp na jedzeniu i piciu" - tak należy ująć przepis na dobrą konferencję, trawestując staropolskiego Kucharza doskonałego, którym posługiwał się Wojski w Panu Tadeuszu. Niby za każdym razem tak samo robię, ale smakuje zawsze inaczej. Co sprawia, że jedne konferencje cieszą się większym powodzeniem na rynku od drugich? Czym kierujemy się przy wyborze imprez, w których zamierzamy uczestniczyć? Kiedy wracamy zadowoleni z konferencji?

"Weź kapłona żywego..."

Polityka kadrowa banku Rheinhyp-BRE preferuje udział w konferencjach pracowników z doświadczeniem zawodowym. "Konferencje z natury służą wymianie doświadczeń i rozmowie między równorzędnymi partnerami" - wyjaśnia wicedyrektor kadr Anna Wysocka. W jej opinii początkujący pracownicy skorzystają najwięcej na szkoleniach, na których stawia się nacisk na praktyczne umiejętności. Natomiast na konferencje jeździ średnia i wyższa kadra zarządzająca nie tylko po to, by wysłuchać wykładów o rynkowych nowościach i prognozach, ale także, by poznać potencjalnych klientów, utrwalić znajomości i dobre relacje, niezbędne później w interesach. To wszystko na świecie określa się nośnym hasłem networking - nawet przerwa w konferencyjnych programach widnieje jako networking break.

Czyżby aspekt społeczny i biznesowy przesłaniał pożytki z wiedzy oferowanej przez organizatorów konferencji? Śmiem twierdzić, że jest co najmniej równoważny. "Konferencje, w których uczestniczę, porządkują moją wiedzę na dany temat" - opowiada Cezary Szymański, informatyk ze Starostwa Powiatowego w Krasnymstawie. "To także okazja do zapoznania się z nowinkami rynkowymi". Z tą opinią zgadza się Marek Ciszek, kierownik Działu Informatyki w firmie oponiarskiej Dębica SA: "Ogromną korzyścią uczestniczenia w konferencjach jest dostęp do praktycznej wiedzy, na ogół trudno osiągalnej". Natomiast w ocenie Piotra Depty z firmy MSS Marek Kaczorowski konferencje umożliwiają dotarcie do informacji, które nie są suchymi faktami, ale bardziej sprawdzonymi wnioskami. "Często podczas omawiania problemu pada słowo, które jest kluczem. Taka informacja - klucz może «ofiarować» nam wiele cennego czasu w trakcie realizacji projektu, ułatwić zastosowanie nowego sprzętu czy programu, wreszcie rozwiązać problem. Jest niezwykle istotna i żadne czasopisma branżowe jej nie uchwycą" - komentuje. Niemniej Marek Ciszek podkreśla, że konferencje pozwalają nawiązać kontakt z osobami, z którymi współpraca może się okazać owocna dla firmy.

Tym samym organizator konferencji musi tak tworzyć program, żeby nie uśpić przybyłych fachowców i aby pozwalał im na wzajemne poznanie się. "Zapoznawszy się z programem konferencji jestem już w stanie powiedzieć, czy pracownik skorzysta na niej" - potwierdza Anna Wysocka.

"Szczupaka słonego ochędóż pięknie..."

Konia z rzędem temu, kto powie, jak będą smakowały kuropatwy z ryb słonych. Konia z rzędem temu, kto przewidzi, czy wykładowca potrafi mówić, czy też nie. Że to brzmi niewiarygodnie? Bynajmniej. Onegdaj na jednej z moich ulubionych konferencji zdarzyło się, że prelegent musiał przerwać swój wykład z powodu... ataku śmiechu. To trema dała znać o sobie. Znowuż na innej imprezie wydawałoby się, że rozsądny wykładowca okazał się w rzeczywistości z usposobienia misjonarzem i przez 30 min próbował nawracać publiczność na jedyne słuszne rozwiązania pewnej firmy informatycznej. Odniósł skutek odwrotny od zamierzonego: ludzie wychodzili z sali, trzaskając drzwiami, zaś w ankietach dali upust, co myślą o tego typu prezentacjach.

Niestety, spotykam się z tym wielokrotnie, że firmy, które sponsorują konferencje i domagają się ode mnie czasu na własne prezentacje, same sobie szkodzą. Trudno je przekonać, że nasi goście mają po dziurki w nosie firmowych prelekcji, gdzie króluje kult enigmatycznego produktu i krzywych wzrostu sprzedaży. Pal sześć, jeśli przedstawiciel korporacji rzeczywiście wykazuje się talentem oratorskim, ale takich mogę policzyć na palcach jednej ręki. Zwykle odklepują magiczne formułki o przewadze swoich rozwiązań nad resztą świata, potem zaś się dziwią, że mało ludzi było na sali... Nie dość tego; próbują ukryć w słowotoku na pograniczu języka polskiego i slangu angielsko-informatycznego brak przygotowania oratorskiego.

Toteż Cezary Szymański radzi organizatorom konferencji informatycznych, aby zważali, kto słucha wykładów. Prelegent powinien dostosować swoją prezentację do gości - może posługiwać się językiem specjalistycznym, jeśli na sali zebrali się w głównej mierze informatycy. Wtedy wykład jest płynny i zrozumiały. Inaczej będzie w przypadku, gdy na sali zasiądą tzw. decisive makers, decydenci, którzy nie uczestniczą aktywnie w działalności branży IT - wówczas język wykładu powinien być uproszczony. W takim razie kim powinien być wykładowca? "Błyskotliwym gawędziarzem" - odpowiadają konferencyjni bywalcy. Ja bym dodał jeszcze, że prelegent musi mieć charyzmę i być wizjonerem, tak jak chociażby Igor Hansen, prezes zarządu firmy CipherMe, który zaszczycił nas wspaniałym wykładem Gdzie leży klucz do wolności obywatelskiej i bezpieczeństwa na tegorocznej konferencji Wolność czy bezpieczeństwo. To była prelekcja idealnie łącząca prezentację pewnej spójnej wizji, opowieści o zastosowanej technologii i planowanym biznesie. Dla mnie miała jeszcze atut dodatkowy; firmowało ją HP jako wykład sponsorski. Zdarzyło mi się to chyba pierwszy raz, że firma jest sponsorem, miała prawo do własnego wykładu, ale oddała swój czas wizjonerowi, z którym wiąże nadzieje na biznes. Genialne posunięcie!

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200