Co tam panie w Malezji?

Podczas gdy światowy przemysł oprogramowania przynosi dochody rzędu dziesiątków miliardów dolarów rocznie, straty powstałe w wyniku kradzieży softwaru stanowią znaczny procent tej sumy.

Podczas gdy światowy przemysł oprogramowania przynosi dochody rzędu dziesiątków miliardów dolarów rocznie, straty powstałe w wyniku kradzieży softwaru stanowią znaczny procent tej sumy.

Ostatni raport Business Software Alliance (BSA) wykazał, że straty producentów i dystrybutorów wyniosły w 1993 ponad 12,8 mld USD, przy dochodach w tym samym roku w wysokości 71,8 mld USD. W Azji, podobnie jak na całym świecie, szybkiemu rozwojowi rynku technik informatycznych towarzyszy rozwój niemal już przemysłu wytwarzającego nielegalne kopie oprogramowania i rozległej sieci jego dystrybucji. W Malezji na przykład, gdzie wg ocen BSA ok. 98% sprzedawanych programów to programy nielegalne, straty szacowane są na 87 mln USD. Te przytłaczające dane spowodowały znaczny wzrost aktywności BSA w tym rejonie. Choć celem BSA jest wyeliminowanie piractwa we wszystkich miejscach, gdzie ono występuje (producenci, sprzedawcy, firmy i instytucje oraz użytkownicy indywidualni), to przede wszystkim swoją uwagę skupia na dużych korporacjach. Jest to zresztą typowa dla BSA strategia.

Praktycznie nie ma możliwości dokładnego sprawdzenia czy aplikacje używane w takich firmach są legalne, dopóki niezadowolony ze swojej firmy lub szefa pracownik nie doniesie o tym BSA lub lokalnym władzom. Podczas gdy BSA kontynuuje walkę z piratami w sferze prawnej, poszczególni producenci zrzeszeni w tym stowarzyszeniu starają się utrudniać słodkie życie nielegalnym dystrybutorom. Na przykład Lotus wprowadził specjalne oznakowanie opakowań swoich produktów w trudnym do podrobienia odcieniu koloru żółtego. Dzięki temu można wzrokowo rozpoznać legalny program. Autodesk z kolei stosuje w swoim najpopularniejszym produkcie AutoCAD zabezpieczenia programowe oraz klucze sprzętowe. Firma ta twierdzi, że legalni użytkownicy przyzwyczaili się do takich niedogodności, gdyż używany przez nich program ma dużą wartość (klucz sprzętowy pojawił się już w wersji 2.6). Ci którzy nie polubili takich utrudnień muszą traktować je jako zło konieczne. Planuje się wprowadzenie nowych, mniej uciążliwych dla użytkowników metod zabezpieczeń.

Choć większość obrotów na rynku nielegalnego oprogramowania najczęściej pochodzi ze sprzedaży amerykańskich aplikacji biurowych i gier, proceder ten przynosi straty również lokalnym twórcom oprogramowania. Ostatnio część malezyjskich producentów dla lepszego zabezpieczenia swoich interesów wstąpiła do BSA. Pierwszą była firma UBS Software, producent programów finansowo-księgowych. Pakiety proponowane przez tę firmę można samodzielnie dopasować do własnych potrzeb ze względu na dużą elastyczność poszczególnych modułów aplikacji. Z tego powodu, a także ze względu na wysoką jakość i nowoczesne rozwiązania, produkty UBS są najczęściej kopiowanymi w Malezji programami tego typu. Kierownictwo UBS wstępnie oszacowało straty firmy w ostatnich dwóch latach, wynikłe z popularności jej programów nie popartej niestety wpływami. Straty te przekroczyły wartość 1 mln USD. Programiści z UBS Software liczą, że przynależność do BSA, a tym samym korzystanie z jej działalności i doświadczenia zdecydowanie zmniejszy ich straty.

Aplikacje odpowiadają potrzebom wielu ludzi bez wprowadzania istotnych zmian i dlatego nielegalne kopie mają duży zbyt. Klucze sprzętowe w pewnym stopniu pomogły w walce z piratami. Jednak zostały one wprowadzone niechętnie, bo niekiedy prowadziły do problemów z drukowaniem. Firma nie miała jednak innego wyjścia. Centrum handlu nielegalnymi programami stanowią Imbi Plaza i Ampang Shopping Centre w Kuala Lumpur. O ile na Imbi Plaza handel odbywa się dyskretnie, to w Ampang działania piratów są całkiem jawne. Ceny są tu dużo niższe niż u legalnych dystrybutorów. Wpływa to nie tylko na straty firm, ale również na morale zatrudnionych malezyjskich programistów. Piraci na ogół są znani firmom, których oprogramowanie nielegalnie rozprowadzają. Na ogół nie decydują się one jednak na samodzielne działania, a liczą na siłę BSA.

Podejmowane są kroki, mające na celu zaostrzenie przepisów przeciwko piratom i szybsze rozpatrywanie spraw w sądzie. Ma to przeciwdziałać obecnej sytuacji, gdy wielu z oczekujących na proces nadal handluje kradzionymi programami. Wszyscy członkowie BSA są zgodni, że poza walką z piratami należy prowadzić działania edukacyjne. Trzeba uświadomić ludziom, że korzystanie z nielegalnego oprogramowania jest kradzieżą. Proponuje się zaprzestania używania nazwy "piraci", która kojarzy się z romantycznym awanturnictwem i zastąpienie jej mniej romantycznym terminem "złodzieje". Oczywiście nie wpłynie to zbytnio na samą działalność piratów-złodziei.

Firmy nie należące do BSA i innych antypirackich organizacji nie będą w stanie skontrolować całego rynku i sprzedawcy z takich miejsc, jak Imbi Plaza i Ampang będą mogli bezkarnie rozprowadzać ich produkty. Ale nie jest to jedyny powód. Dopóki koszty kopiowania będą dużo niższe od ceny legalnego programu, dotąd nielegalne oprogramowanie będzie istniało. Jedyne co może poprawić sytuację, to działania mające na celu poprawę obsługi i pomoc dla legalnych użytkowników.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200