Bezinteresowność wiedzy

Dostrzegam bardzo wyrafinowaną pułapkę w obecnie obserwowanym ogromnym dowartościowaniu wiedzy i wykształcenia.

Dostrzegam bardzo wyrafinowaną pułapkę w obecnie obserwowanym ogromnym dowartościowaniu wiedzy i wykształcenia.

Nie ma chyba nikogo, kto wątpiłby dzisiaj w wartość uczenia się. Studenci pilnie studiują na uczelniach, zawalają rok tylko w przypadkach szczególnie ciężkich sytuacji życiowych, czasem tylko z niefrasobliwości, podobno nawet nie ściągają. Dorośli również permanentnie dokształcają się na studiach podyplomowych, np. MBA, lub kursach specjalistycznych. Powszechnie mówi się, że człowiek musi uczyć się całe życie i rzadko kto wtedy ma na myśli tzw. szkołę życia, lecz formalne szkolenia. Wszystkim zależy na dyplomach i certyfikatach. Oczywiście, cały ten pęd do nauki dotyczy małego w sumie odsetka społeczeństwa. Uczestniczy w nich klasa wyższa, trochę średnia, która ma na to pieniądze, czas, motywację i możliwości. Pozostali jedynie mają świadomość, jak wielkie dobro - i szansa - jest dla nich niedostępne. A czasem i tego nie.

Powinnam ubolewać nad tym, że większość nie może edukować się, tak jakby chciała i tak aby mieć równy start do posad i dóbr, co koledzy z wyższej sfery. Jednak znacznie mój większy niepokój budzi podejście do wiedzy tych, którzy mogą się uczyć i uczą się.

Wydawałoby się, że z ich gorliwości należałoby się tylko cieszyć, iż ich pilność świadczy o nich jak najlepiej, a ich rosnące wykształcenie dobrze rokuje polskiej gospodarce i innym dziedzinom. A jednak jest coś, co cieniem kładzie się na szlachetnym dziele ćwiczenia swego umysłu i pamięci.

Otóż dzisiejsi studenci i kursanci - i młodzi, i starsi - uczą się zapamiętale i z polotem, ale przede wszystkim z zimnym wyrachowaniem. Oni dokładnie wiedzą, jaka wiedza i skąd zaczerpnięta, jakie certyfikaty i przez kogo wystawione, jacy nauczyciele i w jakich miejscach zapewnią im w przyszłości - albo i zaraz - wysokie, zyskowne stanowiska, przyczynią się do awansów, zbudują ich pozycję w biznesowym środowisku. Nauka, kształcenie się są wmontowane w ścieżkę kariery, którą każdy sobie w pewnym momencie wyznaczył, a czasem mu podpowiedziała firma, w której pracuje. Nic dziwnego, że przedmioty są tak precyzyjnie wybrane, żeby nie tracić czasu na niepotrzebne zawracanie sobie głowy zbędnymi tematami, a od wykładowców wymaga się tytułów i publikacji w renomowanych wydawnictwach. Po nocach - jak zawsze - mówi się o sensie życia, ale wiedza w tych rozważaniach nie istnieje. Jej zdobywanie, posiadanie i przeżywanie nie jest wartością konstytuującą człowieka. Wiedza nie ma wartości, jeśli nie jest użyteczna. Już nie sposób dociec, czy nasze uniwersytety zamieniły się w zawodówki, dlatego że takie są horyzonty i postawa życiowa ich studentów, czy może to uniwersytety - na fali dziejowych, rynkowych zmian - porzuciły swój status skarbnicy mądrości na rzecz szybkiej użyteczności i tak kształtują studentów.

Ale stało się! W dobie wielkiego dowartościowania wykształcenia zagubiliśmy największy sens zdobywania wiedzy. Sens ten polega na takim formowaniu serc i umysłów, aby bardziej być. No, ale czy z tego byłyby pieniądze? Nie od razu i nie tylko.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200