Badacze - do piór!
- Jakub Chabik,
- 02.10.2007
Nieodżałowanej pamięci Stanisław Lem pod koniec swojego życia nie mógł przeżyć, że gatunek science fiction ustąpił miejsca fantasy. Jakże to - zdawał się pytać - to smoki, miecze, czary i inne infantylne artefakty bajkowej zgoła proweniencji miałyby być ciekawsze od obcych inteligencji i podróży międzygwiezdnych w hiperprzestrzeni?
Nieodżałowanej pamięci Stanisław Lem pod koniec swojego życia nie mógł przeżyć, że gatunek science fiction ustąpił miejsca fantasy. Jakże to - zdawał się pytać - to smoki, miecze, czary i inne infantylne artefakty bajkowej zgoła proweniencji miałyby być ciekawsze od obcych inteligencji i podróży międzygwiezdnych w hiperprzestrzeni?
Moja prywatna opinia jest taka, że dzisiejsza popularność fantasy wynika z dokonań jednego tylko człowieka - J.R.R. Tolkiena. Stworzył on świat "za duży" na te kilka powieści, które napisał. Cała jego mitologia, historia, genealogia, języki, kultura oraz bestiariusz są do dziś eksploatowane przez autorów w sposób mniej lub bardziej otwarty.
W science fiction zabrakło takiego "nadmiaru", a jedyny świat, który wykreowano w sposób kompletny, wiarygodny i od podstaw ("Fundacja" Isaaca Asimova) został wyeksploatowany ponad wszelką rozsądną miarę całą powieściową serią.
Uwiąd science fiction martwi mnie o tyle, że technologia zawsze stara się naśladować literaturę. Najpierw powstaje powieść lub film, które "formatują" świadomość badaczy, a potem dopiero pojawiają się wynalazki, które realizują to, co wcześniej opisali lub sfilmowali artyści. Aby nie być gołosłownym: amerykański program strategicznej inicjatywy obronnej (SDI) był naturalną konsekwencją cyklu "Star Wars" George'a Lucasa. Choć okazał się technologiczną klapą, to jednak ostatecznie położył kres sowieckiemu "imperium zła". Zaś przez dłuższy czas ambicją twórców sztucznej inteligencji było zbudowanie komputera HAL - takiego jak w "Odysei Kosmicznej 2010".
Z powyższych rozważań wynika prosty wniosek: technologia bardziej niż nowych odkryć i wynalazków potrzebuje dobrej literatury albo filmu z gatunku SF. I to prawdopodobnie nie jednego, a całego cyklu, osadzonego w solidnie przygotowanym "uniwersum", z jego fikcyjną technologią, kulturą, językami, polityką itd. Uwiąd koncepcyjny, który obserwujemy w informatyce dzisiaj (gdy miejsce przełomowych wynalazków, nowatorskich technologii i genialnych odkryć zastąpiły fuzje megakoncernów, zręczne kampanie marketingowe oraz spory patentowe), jest prostą konsekwencją braku solidnego "pobudzenia" nauki i technologii przez kulturę i sztukę.