IBM zrywa współpracę z Computerlandem i Betacomem, czyli rozwód bez orzeczenia o winie

To sytuacja, w której bez trudu można wskazać wygranych, ale wśród nich nie będzie żadnego z głównych bohaterów tego bezprecedensowego wydarzenia. Konflikt IBM z Computerlandem i Betacomem istotnie zakłóca równowagę sił na rynku informatycznym. W tle są klienci, którzy mogą mieć uzasadnione obawy o to, czy skłócone firmy zapewnią im właściwy poziom obsługi.

Computerland i Betacom są spółkami notowanymi na giełdzie. Na wieść o zerwaniu z nimi umowy partnerskiej przez IBM inwestorzy zareagowali racjonalnie. W ich oczach wartość obu spółek spadła, czego wyrazem była natychmiastowa przecena akcji, odpowiednio o 1,7 i 2,5%. W tym samym dniu podrożały walory konkurentów Computerlandu i Betacomu, głównie spółek z Grupy Prokom. Hipotetycznie można założyć, że gdyby w Warszawie notowane były akcje IBM, one również potaniałyby na rzecz konkurentów - Hewlett-Packarda i Sun Microsystems. Giełda nie lubi takich niespodzianek.

"Delikatne związki"

Powyższego sformułowania użyliśmy w 2004 r. do opisania polityki wówczas nowo mianowanego dyrektora IBM Polska, Dariusza Fabiszewskiego wobec dużych integratorów, czyli najważniejszych partnerów koncernu w Polsce. "Zależy nam na pogłębianiu tej współpracy i ustanowieniu przejrzystych zasad" - mówił wówczas w udzielonym nam wywiadzie. Ze współpracy z partnerami Fabiszewski uczynił motto swojego powrotu do IBM Polska. Otwartym językiem mówił o grzechach dostawców technologii względem partnerów i vice versa. Podkreślał też, że on i stojąca za nim korporacja wymagają od partnerów etycznego postępowania, w zgodzie z zapisami umów i z niepisanymi zasadami obowiązującymi partnerów robiących interesy. Było to dokładnie dwa lata temu.

Czy w świetle ostatnich wydarzeń, które wstrząsnęły rynkiem IT deklaracje Dariusza Fabiszewskiego straciły na aktualności? Najlepiej byłoby to usłyszeć bezpośrednio od niego, ale niestety dyrektor generalny IBM nie zabiera głosu w sprawie Computerlandu i Betacomu. Można podejrzewać, że nawet nie jest on stroną konfliktu, choć ta kontrowersyjna sytuacja bezpośrednio go dotyka. Prawdopodobnie decyzja o bezwarunkowym rozwiązaniu umów z Computerlandem i Betacomem zapadła za jego plecami i bez jego udziału, gdzieś na szczeblu regionalnym. Niestety przez to, że IBM Polska nie komentuje wydarzeń skazuje nas na domysły i poszukiwania prawdy tam, gdzie łatwo ulec pokusie zawierzenia plotkom i półprawdom.

Powodem zerwania współpracy z Computerlandem było rzekome nadużycie zaufania IBM. Negocjując z dużym i perspektywicznym klientem Computerland zwrócił się do IBM z prośbą o obniżenie cen serwerów, żeby kontrakt zdobyć i zdyskontować ten fakt przy okazji przyszłych zamówień. Według umowy, ze swojej marży miał zrezygnować także Computerland. Uzyskawszy sowity upust od IBM, Computerland sprzedał klientowi sprzęt po normalnej cenie zachowując dla siebie ekstra marżę. Teraz IBM domaga się od Computerlandu odszkodowania w wysokości 1,5 mln USD. Umowa z CL wygasa w czerwcu 2006 r.

Mniej wiadomo na temat casus belli, który przesądził o konflikcie z Betacomem. "Jestem zdziwiony sytuacją - w wypowiedzeniu nie podano przyczyn, a dotąd współpraca z IBM układała się bardzo dobrze" - oświadczył lakonicznie Mirosław Załęski, prezes zarządu Betacomu. Wbrew zapowiedziom, do późnego wieczora w środę oficjalnego oświadczenia nie wydał Computerland.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200