Spokojnie jak na wojnie

W amerykańskim serwisie Extreme Tech można znaleźć film, na którym w domowych warunkach, na małej wielkości drukarko-frezarce, bez udziału człowieka, wykonywana jest niewielka metalowa część. Urządzenie, które potrafi to zrobić, to ascetyczny czarny sześcian o boku ok 40 cm.

Nazywa się Ghost Gunner i służy do wykrojenia konkretnej części karabinu AR-15, czyli cywilnej wersji znanego na całym świecie M-16. Zadanie Ghost Gunnera: wykonać w automatyczny sposób komorę spustową do tego karabinu. Ale w odróżnieniu od podobnych eksperymentów urządzenie wykonuje tę część nie z tworzywa, ale z aluminium. Po „wydrukowaniu” komora nadaje się do zamontowania do innych części tej broni, które – zgodnie z amerykańskimi przepisami – można kupić legalnie przez sieć. Ghost Gunnerem steruje komputer Arduino z oprogramowaniem open source. Całość kosztuje 1200 USD.

Właściwie to nic nadzwyczajnego. Komputerowo sterowane obrabiarki to żadna atrakcja. Ale fakt, że można tak tanio mieć w garażu urządzenie w kilkanaście minut wykonujące najważniejszą część do karabinu – prawdziwej broni – może budzić lekki dreszcz. Czy pacyfiści już wyją ze złości?

W niektórych częściach USA posiadanie i używanie broni choć jest legalne, to jest poddawane krytyce, a zwolennicy swobodnego dostępu do koltów i remingtonów czują się trochę jak palacze papierosów: spychani, nielubiani, zwalczani. Ale nikt nie zabrania im kupować i używać tej poprawnie politycznie „odrażającej” broni palnej. Tymczasem Europa, która – z wyjątkiem Szwajcarii – ma na broń w cywilnych rękach alergię, wydaje się spać spokojnie. Produkcja, obrót, posiadanie i przenoszenie broni są tu regulowane takimi przepisami, że zwykły człowiek ma szanse potrzymać broń najwyżej na strzelnicy.

Ale wydarzenia na Ukrainie pokazują, że pokój w Europie może być względny. Czy wtedy takie maszynki za 1200 USD staną w szopach pod Gołdapią, Białymstokiem czy Rzeszowem, by szybko dozbroić obywatelskie oddziały? Nic nie jest niemożliwe, ale na razie mamy w kraju pokój, więc to rozważanie czysto teoretyczne.

Opowiedziałem o moich przemyśleniach znajomemu z pewnego „frontowego” ministerstwa, które ostatnie pół roku po cichu przygląda się scenariuszom obrony polskich granic. „Pokój? Jaki pokój?” – zakrzyknął zniesmaczony moją naiwnością. Według niego wojna trwa od lat i właśnie przybiera coraz ostrzejszą fazę. No tak – pomyślałem – ludzie z resortów siłowych mają lekką obsesję na punkcie wojny albo jej wyobrażenia. I wtedy pokazał mi stronęhttp://map.ipviking.com/. Znajduje się tam interaktywna mapa świata, pokazująca cele i źródła ataków komputerowych w czasie rzeczywistym. Widać na niej, że są trzy główne pola bitew: USA, Europa i Chiny. Co kilka sekund lub częściej w kierunku celów przeprowadzone są ataki. Twórcy strony piszą, że podają informacje o mniej niż 1% zdarzeń. Reszta albo nie jest do wykrycia albo umyka statystykom z innych powodów.

Nie ma powodów do paniki. Teoretycznie. Ale dobrze widzieć, że gdzieś tam są urządzenia, które mogą zmienić bilans zasobów broni konwencjonalnej na świecie.

Spokojnie jak na wojnie
W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200