Wakacyjnie?

Próbuję włączyć się do swojej poczty z nie swojego komputera, kilka granic od domu (czy granice, przynajmniej w Europie, znaczą jeszcze coś więcej, niż granica między gminą A a gminą B?).

Najpierw muszę odpowiadać na jakieś pytania, łącznie z miejscem urodzenia babci, a po łaskawym dopuszczeniu mnie do zawartości skrzynek widzę donos, że jeżeli ten ktoś, kto właśnie tu się dostał to nie ja, to mam zrobić to i tamto, i to natychmiast…

Ale nie o tym miało tym razem być, chociaż nie tak znów od tej tematyki daleko.

Było to tydzień, może dwa tygodnie, temu. Pośród wiadomości poczty tego dnia była jedna dobra i druga taka sobie. Chociaż właściwie obie zasługiwały na potraktowanie z rezerwą. Pierwsza, ta niby dobra, bo jak na mnie, który niejedno już widział i słyszał i niejednego doświadczył, była zbyt entuzjastyczna. Druga (ta taka sobie), bo pochodziła od strony w jakiś sposób zainteresowanej tym, by nie było znów aż tak bardzo dobrze.

Pierwsza pełna jest ochów i achów z powodu niedawnej fali aresztowań – jak to się tam określa – haktywistów, osób czynnie zaangażowanych w hakerstwo i traktujących je jako swoistą misję, a więc przede wszystkim rzucających wyzwanie istniejącemu porządkowi rzeczy (sprawa, czy ten porządek na takie traktowanie nie zasługuje, to osobny temat).

Aresztowań dokonywano głównie, ale nie tylko, w Stanach Zjednoczonych i w Zjednoczonym Królestwie. Dotyczyły one kilku grup haktywistów, specjalizujących się w różnych rodzajach internetowych ataków. Chociaż, jak przyznaje autor, za aresztowania członków jednej z tych grup Federalni zabrali się dopiero wtedy, gdy tamci zaczęli otwarcie z nich drwić. Przedtem jakoś im się nie chciało, mimo że wiedzieli dostatecznie dużo, by móc to zrobić.

Do sukcesów autor zalicza nawet amerykańskie listy gończe za rzekomymi chińskimi szpiegami gospodarczymi działającymi przez internet oraz wyroki, jakie zapadły w Rumunii, dotąd zdającej się przymykać oko na tego rodzaju działalność.

Wszystko to razem ma być sukcesem o takiej skali, że przestępczość internetowa jest skończona i nigdy już z tej klęski się nie podniesie, więc możemy czuć się teraz bardziej bezpiecznie.

Druga wiadomość pełna jest treści odwrotnych: zagrożenia rozprzestrzeniają się szybciej, niż banki i firmy są w stanie podejmować przeciwdziałania. Wykradziono już i udostępniono szeroko tyle danych wrażliwych, że kombinacja nazwa użytkownika/hasło mało co znaczy i może służyć jedynie do indeksowania baz danych. Firmy zaś, miast poszukiwania i tak nieosiągalnego 100% bezpieczeństwa, winny raczej koncentrować się na utrudnieniach, które uczynią działalność przestępczą mniej opłacalną.

Dwie, skrajnie różne, opinie na ten sam właściwie temat.

Pierwsza przypomina nieco entuzjazm sprzed paru lat, kiedy to udało się zamknąć niektóre znaczące źródła rozsyłania spamu. Wtedy początkowo skutki były łatwo zauważalne – zarówno liczba przesyłek automatycznie kwalifikowanych jako spam, jak i podobnych do nich, którym udawało się przedrzeć przez rozmaite zapory, znacząco spadła. Do dziś jednak owe mechanizmy rozsyłania zdołały się odbudować albo próżnię po nich wypełniły inne i działają one wszystkie, kto wie, czy nie w szerszej niż kiedyś skali.

Druga z opinii, kasandryczna, też operuje faktami i bliższa jest temu, co czasem samemu przychodzi człowiekowi do głowy. Sporo wiarygodności odbiera jej jednak to, że pochodzi ona od firmy tworzącej zabezpieczenia przed tym, przed czym sama ostrzega.

Daleki jestem od negowania potrzeby bezpieczeństwa. Powiem więcej: patrząc na to, co się dzieje, pod wieloma względami jestem nawet pesymistą. W związku jednak z drugą z przytoczonych opinii nie mogę pozbyć się skojarzenia z obrazkiem, który wisi nad moim biurkiem (taka egzemplifikacja współczesnego biznesu). Przedstawia on scenę w firmie ubezpieczeniowej, gdzie jeden z obecnych mówi do pozostałych: „naszym celem jest tak bardzo przestraszyć klientów, że będą zawierać umowy, które nie dają im zupełnie niczego”.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200