Cenzura bardzo oddolna

Londyn, połowa lat 70. Sklepik gazetowo-papierniczy koło stacji metra Earl’s Court. Od strony ulicy jest to rodzaj wydzielonej kabinki, a w niej sprzedawca z zapasem świeżej prasy.

Dalej, w głąb, długie, kiszkowate wnętrze z panelami na ścianach, a w nich wszelaka prasa z najróżniejszych dziedzin i z całego świata. Przy panelach całe mnóstwo czytających. Drzwi z kabinki do sklepu co i raz się otwierają, pojawia się w nich ów sprzedawca i woła: „No reading, pleeeease”... Czyni to jednak bardziej w odruchu niż z przekonania, jakby nie wierzył w jakikolwiek tego wołania skutek. I tak też jest, bo żaden z czytających nawet na chwilę nie odrywa wzroku od tego, co czyta, i spokojnie kontynuuje lekturę.

Nieco podobnie wygląda to dzisiaj u nas, w niektórych dużych sklepach. Starsi głównie ludzie oddają się lekturze gazet, stojąc lub nawet rozkładając je, gdzie się da: a to na wolnej sklepowej półce, a to na szczycie jakiejś palety z towarem. Różnica, gdy porównać z Londynem sprzed 40 lat, jest tylko taka, że nikt ich w lekturze nie niepokoi i czytają sobie spokojnie. Chyba że, co już trudno zaliczyć do lektury, wziąć pod uwagę sposób odkładania na półkę tego, co właśnie skończyli czytać. Są tacy, co odkładają, skąd wzięli, ale niemało jest takich, którzy celowo zakrywają stos z innym tytułem, maskując jego obecność na półce. Można domniemywać, że jest to tytuł niezbyt przez nich lubiany i chcą w ten sposób ustrzec innych przed lekturą jego zdrożnych treści.

Gdy to pierwszy raz zauważyłem (ładne kilka lat temu), wydało mi się to skutkiem zwykłego niedbalstwa, odkładania przeczytanej gazety byle gdzie. Po pewnym czasie jednak w sklepie, gdzie bywam dwa czy trzy razy w tygodniu, okazało się, że nie idzie tu o przypadek i jest w tym metoda. Są tytuły, które są maskowane zawsze, są takie, które ten los spotyka selektywnie, zapewne z powodu ilustracji na okładce lub tytułu tekstu z pierwszej strony, no i są takie, których ten swoisty prasowy ostracyzm omija.

Niby wystarczy samemu zaprowadzić porządek, czyli odłożyć maskujące czasopismo na jego właściwe miejsce, gdy jednak wrócić do stoiska z prasą po jakimś czasie, okazuje się, że „zdrożny” tytuł znowu jest nakryty innym. Wystarczy też stanąć nieopodal, by spostrzec, że cenzorami bywają nie tylko chwilowi czytelnicy, ale również inni klienci oraz sam personel sklepu i jego ochrona.

W przekonaniu, że ów sklep nie może przecież być wyjątkiem, zacząłem przyglądać się innym miejscom, w których sprzedaje się gazety. I okazało się, że ta dyskryminacja, realizowana na różne sposoby, ma charakter dość powszechny. Wrocław, Poznań, Warszawa czy Kraków – wszędzie sprzedawcy albo ich klienci w podobny sposób próbują utrudniać nabywanie wybranych przez siebie tytułów prasowych i jednocześnie promować inne. Formalnie trudno sprzedawcom coś zarzucić, bo dany tytuł jest jednak wystawiony, tyle że nie sposób go zauważyć, bo przesłania go inny. Co charakterystyczne – te same tytuły tych „innych” leżą na górze wielu stosów, bo ich liczba jest bardzo ograniczona, znacznie mniejsza niż tych, które mają czynić niewidocznymi.

Zachowań tych nie da się ani uzasadnić, ani usprawiedliwić, ani tym bardziej zrozumieć, obstając jednocześnie przy demokracji i wolności słowa (która polega również na za to słowo odpowiedzialności!). O ile jednak w przypadku klientów sklepów praktyki te są wynikiem przekonań, czyjejś inspiracji, zacięcia ideologicznego czy realizacją opacznie pojmowanej misji, o tyle w przypadku sprzedawców i personelu to, dodatkowo, pozbawianie się przecież części zarobków.

Nie wiem, czy ktoś badał pod tym względem czytelnictwo tradycyjnej prasy, ale z badań lektur internetowych wynika, że zdecydowana większość czyta tylko to, z czym się zgadza i co lubi, starannie omijając resztę.

I tu chyba leży główna przyczyna omawianego zjawiska: nikt tak naprawdę nie czyta tego, przed lekturą i zdrożnością czego tak czujnie i z wielkim oddaniem próbuje chronić innych.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200