Od wirtualizacji do chmury w polskich firmach

Trudno jednoznacznie odpowiedzieć na pytanie o miejsce wirtualizacji w polskich firmach. Jeden jej rodzaj już zagościł na dobre, inne dopiero torują sobie drogę do firmowego IT.

Dla wielu firm wirtualizacja jest już teraźniejszością, zwłaszcza gdy dotyczy wirtualizacji serwerowej. To technologia powszechna, dojrzała i znalazła swoje miejsce w korporacyjnych środowiskach IT. Zupełnie inaczej wygląda korzystanie z innych form, a także z usług w chmurze.

Marek Kucharski, wiceprezes ds. rozwoju oprogramowania w firmie Parasoft, mówi: "Nikt sobie dziś nie wyobraża, że będziemy w przedsiębiorstwie wykorzystywać wyłącznie maszyny fizyczne, chyba że mówimy o urządzeniach mobilnych. Jeśli chodzi o serwery, to maszyny wirtualne królują, a na desktopach również są coraz częściej widywane".

Grzegorz Stachowicz, menedżer rozwiązań biznesowych w pionie rozwoju i wsparcia w firmie Qumak SA, mówi: "Z wirtualizacją pracujemy od dawna. Wirtualizacja pojawiła się znacznie dawniej niż VMware, mieliśmy z nią do czynienia np. w systemach IBM Power w partycjach LPAR lub zonach w systemie Sun Solaris. Technologia, która dawniej była związana z dużymi systemami RISC, obecnie jest dostępna dla tańszej platformy x86. Jest to standard, poczynając od bardzo małych firm, które rozpoczynają działalność, aż po bardzo duże przedsiębiorstwa, w których każde stosuje wirtualizację serwerową. Jest to technologia dojrzała, niezawodna i stabilna produkcyjnie".

Jeśli chodzi o wykorzystywanie wirtualizacji aplikacji, to trzeba powiedzieć, że od niedawna są na rynku gotowe rozwiązania. Marek Kucharski wyjaśnia: "Dopiero teraz wirtualizacja aplikacji zaczyna pojawiać się na poziomie produkcyjnym i profesjonalnych produktów. Przedtem to często było robione za pomocą czegoś, co się nazywa zaślepkami, tabami, stosowano domorosłe rozwiązania. Dziś mamy już wirtualizację aplikacji, ale nadal zbyt rzadko ją spotykamy".

Grzegorz Stachowicz dodaje: "Zależy, jak zdefiniujemy wirtualizację aplikacji. Jeśli przyjmiemy, że są nią znane od lat środowiska terminalowe, to możemy uznać, że technologia wirtualizacji prezentacji jest powszechnie wykorzystywana. Terminów określających sposób dostarczania logicznych instancji obiektów, np. aplikacje, jest wiele. Innymi trendami jest np. wirtualizacja pamięci masowych i wirtualizacja sieci. Kiedyś wszyscy koncentrowali się na wirtualizacji serwerowej, a teraz przechodzą na kolejne obszary".

Aplikacja wirtualizowana

Chociaż najgłośniej mówi się o wirtualizacji serwerowej, wirtualizacja aplikacji odgrywa dużą rolę w takich działach jak testowanie czy dostarczanie oprogramowania.

Marek Kucharski: "Nasza firma zajmuje się narzędziami dla tworzenia aplikacji i testów. W przypadku testów od dawna była potrzeba emulacji środowiska do celów próbnych. To paląca potrzeba w przypadku nowoczesnych aplikacji, które są wieloskładnikowe i coraz bardziej zależne od siebie. Niektóre z nich są mocno zintegrowane i rozmawiają ze sobą. Utworzenie środowiska testowego było zwykle kosztowne, niewygodne, wymagało nakładu pracy na konfigurację i przygotowanie. Ludzie zaczęli sobie radzić i od wielu lat tworzono jakieś zaślepki, skrypty, namiastki prawdziwych systemów, by aplikacje na ten test uniezależnić od siebie. Od paru lat pojawiły się dojrzałe koncepcje wirtualizacji aplikacji dla celów emulacji środowiska. Początkowo stosowano to tylko do celów środowiska testowego, a potem okazało się, że tę samą technologię można stosować szerzej, nie tylko do testów".

Początkowo pojawiały się obawy związane z wykorzystaniem tej technologii. Wirtualizacja aplikacji, w odróżnieniu od sprzętu, nie jest dokładna, nie mamy idealnego odtworzenia systemów. Wątpliwości były związane z tym, czy przybliżenie to jest wystarczająco dobre, by uzasadnić użycie rozwiązań.

Marek Kucharski mówi: "Największe obawy dotyczyły niedokładności odwzorowania aplikacji, czy uzasadni ono nakłady poniesione na wdrożenie tej technologii. Od dwóch lat odpowiedź jest twierdząca, przynajmniej dla celów, do których stosowana jest ta technologia".

Aplikację wirtualizowaną można wykorzystać do szkoleń, rozwijania nowych wersji, a także do sprawdzania, jak będzie realizowane połączenie między systemem a aplikacjami partnerów w relacjach odbiorca-dostawca. To jedno z zastosowań związane z samą aplikacją. Innym zagadnieniem jest dostarczenie aplikacji do urządzenia docelowego.

Grzegorz Stachowicz: "Qumak bazuje na kilku partnerach, którzy są liderami w wirtualizacji aplikacji i dostarczają technologię. Przy scenariuszach przy wirtualizacji aplikacji kluczowym elementem jest pierwszy krok - analiza użytkowników i ich aplikacji. Nie mówimy o obszarze testów, deweloperskim czy szkoleń, ale o wirtualizacji na potrzeby produkcyjnej pracy, strumieniowania i dostarczania aplikacji. Niezależnie od tego, na jakiej końcówce użytkownik pracuje, czy to jest desktop, laptop, smartfon czy tablet. Nie każda aplikacja nadaje się do takiej wirtualizacji i nie wszystkie rozwiązania są opłacalne dla każdego typu użytkowników. Technologia jest droga i należy dokonać dokładnej analizy i opracować rozwiązanie szyte na miarę, pod potrzeby klienta".

Chmura w firmie

Małej firmy nie stać dziś na pracę bez specjalizowanego oprogramowania, a z drugiej strony nie stać na zakup takich narzędzi, np. backupu lub wysokiej dostępności. Krytycznym zasobem jest nie oprogramowanie ale niezbędna do jego obsługi wiedza inżyniera. Jedynym wyjściem jest wykorzystanie gotowych narzędzi w modelu usługowym.

Marek Kucharski: "Chodzi o inżyniera, który jest coraz cenniejszym zasobem i szkoda jego czasu na drobiazgi. Inna sprawa to dostęp do samej aplikacji. Duże systemy CRM są kosztowne, a małe - mało konkurencyjne. My używamy Salesforce'a, do książek aplikacji online, coraz więcej aplikacji jest w chmurze. Nawet jeśli opłaty licencyjne są drogie, to benefity je uzasadniają. Inaczej wygląda sprawa składowania danych, gdyż miejsce drogich rozwiązań własnościowych zajmuje obecnie zwykły sprzęt serwerowy i oprogramowanie w modelu open source".

Grzegorz Stachowicz: "Dla małych firm, które muszą zdecydować się na rozwiązanie tanie lub darmowe, sprawa jest jasna. W przypadku dużych firm mało kto będzie rozważał dla realizacji kluczowych procesów wykorzystanie darmowych aplikacji lub open source bez komercyjnego wsparcia".

Marek Kucharski: "Tu się nie zgodzę, jest mnóstwo firm, które pracują na oprogramowaniu open source z rozproszonym składowaniem danych, uruchomionym na zwykłym sprzęcie comodity. Przykładem jest Twitter. My zrezygnowaliśmy z macierzy firmy IBM, obecnie jest wykorzystywana marginalnie do backupów. Całość najważniejszych zasobów składujemy na oprogramowaniu Ceph, rezygnujemy z woluminów RAID, bo rozproszone rozwiązania pracujące na sprzęcie powszechnego zastosowania działają lepiej, są bardziej niezawodne, tanie, sprzęt można zmienić w locie. W przypadku awarii całego kontrolera podstawiamy nowy komputer i całość się sama odbudowuje. Nie mamy z tym problemów, a w przypadku macierzy dyskowej spotkało nas całkowite zniszczenie wszystkich informacji tam składowanych, musieliśmy odtworzyć dane z kopii bezpieczeństwa na taśmie. Myślę, że głównym czynnikiem, który zachęca do wykorzystania chmury, jest dostępność wiedzy inżynierów oraz oprogramowania. Dotyczy to zwłaszcza małych firm".

Grzegorz Stachowicz: "Pozwolę się nie zgodzić. Współpracujemy z dużymi klientami, którzy mają własne aplikacje krytyczne, różne rozwiązania standardowe i dedykowane. Uważają oni, że dla nich ważne jest komercyjne wsparcie techniczne, mają też swoich inżynierów i partnerów, z którymi współpracują, a to gwarantuje ciągłość biznesową. Można dyskutować, czy przejście do chmury publicznej jest uzasadnione. Na pewno jest uwarunkowane czynnikami wewnętrznymi i ograniczeniami prawnymi. Duże firmy nie będą migrować szybko w stronę chmury publicznej, być może będzie to perspektywa kilku lub kilkunastu lat. My zauważamy kierunek rozwoju związany z budową chmur prywatnych u siebie oraz dostarczania tą drogą infrastruktury, platformy aplikacyjnej i oprogramowania jako usługi. Przewagą chmury prywatnej jest bezpieczeństwo i pełna kontrola nad każdym aspektem jej funkcjonowania. Mogę się zgodzić, że w pewnych scenariuszach migracja do chmury publicznej w celu dostarczenia konkretnej aplikacji czy realizacji określonego procesu biznesowego może być opłacalna".

W miarę rozwoju firmy powstają dodatkowe problemy czysto organizacyjne. Gdy tradycyjnie rozwijana firma rośnie, w jej IT pojawiają się nowe maszyny, które należy umieścić, zasilić i odprowadzić z nich ciepło. Powyżej pewnego progu liczby maszyn okazuje się, że lepiej umieścić środowisko w profesjonalnym data center, niż budować własną serwerownię od zera. Można także użyć gotowej oferty hostingowej.

Marek Kucharski: "Zamiast dostawiać kolejne serwery, należy rozważyć wykorzystanie maszyn wirtualnych u dostawcy. Być może warto skorzystać z gotowej oferty całych stosów lub aplikacji".

Własne czy wynajęte?

Polskie firmy nadal mają opory związane z wynajmowaniem oprogramowania w modelu usługowym. Wynika to z zaszłości z poprzedniego ustroju, ale także z niepewności pracy firmy w naszym kraju. Przy typowym cyklu inwestycyjnym w niedużej skali koszty obu modeli - środków trwałych i usługowym - są porównywalne.

Grzegorz Stachowicz: "Wersja online w perspektywie trzech lub pięciu lat może wyjść nawet drożej od zakupu inwestycyjnego. Każde duże przedsiębiorstwo musi funkcjonować i zabezpieczać swoje interesy. Jeśli decydujemy się na małego dostawcę, to niekoniecznie ta usługa będzie pewna. Jeśli kupujemy np. Office'a 365, to możemy być pewni dostawcy, ale możemy mieć inne wątpliwości, np. dotyczące bezpieczeństwa czy dostępności. Firmy nadal wolą mieć niż wynajmować, obojętne czy to jest sprzęt czy licencja, a przecież to samo środowisko można dostarczyć klientowi, przenosząc koszty kapitałowe na koszty operacyjne. Część klientów się na to decyduje, widząc duże korzyści finansowe".

Marek Kucharski: "To kwestia indywidualna firmy. Widać silny opór przed modelem usługowym, dotyczy to zwłaszcza bezpieczeństwa danych. Z drugiej strony każdy nieuczciwy pracownik może wynieść dane na nośniku USB. Mogę też zrozumieć racjonalne podejście związane z niepewnością. Jeśli moja przyszłość jest niepewna i nie wiem, jak będą wyglądać moje dochody, to wolę zainwestować pieniądze teraz i kupić oprogramowanie. W przyszłym roku może się okazać, że będę zmuszony ciąć koszty na IT, a przecież zakupione oprogramowanie nadal będzie działać. Jeśli się uwiążę i za dużo mam kosztów płatnych okresowo, to obcięcie ich nie jest już proste bez naruszania funkcjonalności firmy. Czy zostawię połowę ludzi bez dostępu do Office'a? Jak będą wtedy pracować? To może od razu się przeniosę do LibreOffice'a i nie będę za to płacić w ogóle. W przypadku usług wszystkie płatności mamy rozłożone w czasie. Z trzeciej strony nadal wynajmujemy biura i jakoś się liczymy z tym, że płacimy comiesięczny czynsz. Zawsze trzeba rozważyć wszelkie za i przeciw, a mentalne opory były i są".

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200