Dzień jak co dzień

Bywają dni szczególne, w których upatrujemy nadziei na lepszy, ciekawszy los, czekając niecierpliwie na sprzyjający rozwój wydarzeń. Rozczarowanie przychodzi nieco później, gdy skrzecząca rzeczywistość przeistacza świetlane nadzieje w szarugę codziennych zmagań. Komputery, niestety, też mają w tym swój udział.

Wyobraź sobie, że ten dzień ma być nieco odmienny od poprzednich. Otóż oczekujesz na maila z kodem dostępu do serwisu, na którym niesamowicie ci zależy. Zatem z samego rana włączasz (tym razem nie "włanczasz", bo to przecież dzień szczególny) komputer, aby po niezbyt krótkim czasie ładowania systemu - kiedy to zdążysz wypić poranną kawę i przeczytać nagłówki w prasie codziennej - pojawiła się wreszcie plansza logowania. Odczekujesz jeszcze chwilę, aby lampka dysku twardego nieco się uspokoiła, co będzie oznaczało, że wszystkie automatycznie startujące usługi są mniej więcej na swoich miejscach i nie będą spowalniały dalszej pracy. I logujesz się. Oczywiście, z sukcesem, bo jakże by mogło być inaczej. Niestety, zaraz po zalogowaniu zgłasza się brak sieci. Nieraz się zdarza, że laptop nie łapie z niewiadomych powodów domowego WiFi. Nic strasznego, wystarczy uruchomić ponownie komputer i po problemie. A więc wiśta wio i trzeba całą zabawę z ładowaniem powtórzyć. Nigdy nie zdarzyło się, aby za drugim razem sieci nie wykrył. Niestety, znowuż czekasz, bo usługi oczywiście nie pamiętają, że już dzisiaj się uruchamiały. Jest więc czas na drugą kawę i przeczytanie kilku felietonów w prasie. Po ponownym zalogowaniu sieć jest, czego niezbitym dowodem jest obciążająca system aktualizacja programu antywirusowego. Jakoś pechowo się złożyło, że w dniu tym, który przecież zapowiadał się tak pięknie, oprócz aktualizacji bazy antywirusa wypadła aktualizacja samego programu. I jak po tym nie wyrazić zgody na restart komputera? Jest więc czas na trzecią kawę i artykuł w gazecie (już wiemy, dlaczego czytelnictwo spada tylko do pewnego poziomu), tym bardziej że usługi nie pamiętają, iż były już dziś uruchamiane i muszą kotłować się ponownie. Logujesz się i masz dostęp do sieci, czego dowodem jest informacja o gotowych do zainstalowania krytycznych aktualizacjach systemu i jego otoczki. No i jak tu odmówić, skoro takie ważne i ma wpływ na bezpieczeństwo. Po zakończeniu aktualizacji i ponownym przeładowaniu systemu jesteś już prawdopodobnie po lunchu (tradycyjnie zwanym wczesnym obiadem). Logujesz się i okazuje się, że melduje się aktualizacja Flash, potem Adobe Reader i wreszcie Java. Na szczęście nie wymagają na ogół restartów. Ni stąd ni zowąd zauważasz, że gotowość aktualizacji wyrażają sterowniki sprzętowe. Cóż, komputer nie byle jaki, więc i obsługa ze strony producenta należyta. Instalujesz zatem, bo przecież chodzi o jakość. Następnie jeszcze kilka aktualizacji ze strony mniej krytycznych aplikacji, których używasz, i już jesteś gotowy do pracy.

A więc dzień był udany, spędziłeś go pracowicie i czujesz zmęczenie. Nie pamiętasz już, na co rano się cieszyłeś i co w ogóle miałeś w planie zrobić.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200