Powtórka z rozrywki

Niemal dokładnie rok temu Parlament Europejski sprzeciwił się ratyfikacji przez Unię Europejską porozumienia ACTA. "Anti-Counterfeiting Trade Agreement" była międzynarodową umową handlową w zakresie zwalczania obrotu towarami podrabianymi. Chociaż można uznać, że przyświecał jej słuszny cel (ograniczenie dystrybucji podróbek markowych dóbr), to wzbudziła ogromne kontrowersje - głównie z racji tajnego trybu negocjacji oraz nieprecyzyjnych, stwarzających pole do potencjalnych nadużyć, zapisów dotyczących sposobów zwalczania naruszania własności intelektualnej. ACTA zostało powszechnie uznane za bat na internautów ściągających z sieci kopie materiałów objętych ochroną prawną, do walki z którymi mieliby zostać zmuszeni dostawcy usług internetowych.

Dziś przedstawiciele organizacji zajmujących się kwestiami ochrony wolności obywatelskich w internecie znów biją na alarm. Powodem jest kolejny projekt transgranicznej umowy, której aspekty mogą wywrzeć wpływ na internetowy krajobraz. Chodzi o "Transatlantic Trade and Investment Partnership", porozumienie między Stanami Zjednoczonymi a Unią Europejską, mające poprawić warunki wymiany handlowej między tymi podmiotami. Negocjacje nad TTIP miałyby zostać zamknięte jeszcze przed przyszłorocznymi wyborami do Parlamentu Europejskiego.

Powody do zaniepokojenia organizacji pozarządowych, związane z umową, są podobne jak w wypadku ACTA. Pierwszy dotyczy tajności procesu negocjacyjnego, drugi - obecnych w projekcie porozumienia zapisów dotyczących ochrony własności intelektualnej. Organizacje zgłosiły nawet propozycje poprawek do przewidywanego projektu umowy, sugerując usunięcie z niego spornego punktu nr 11. W głosowaniu dotyczącym negocjacji nad TTIP, jakie miało miejsce 23 maja, Parlament Europejski opowiedział się za ich rozpoczęciem. Europosłowie wyrazili jednak chęć wglądu w przebieg negocjacji, co ma zwiększyć jawność całego procesu i uspokoić głosy sprzeciwu wobec "nowego ACTA". O to jednak będzie trudno - propozycje poprawek zgłaszane przez organizacje pozarządowe posłowie odrzucili. TTIP może więc zawierać zapisy o "silnej ochronie praw własności intelektualnej".

Czy w związku z tym można oczekiwać, że porozumienie, ochrzczone już w sieci mianem "Super ACTA" lub "ACTA 2.0", znów stanie się zarzewiem protestów? W 2012 r. przeciwnicy ACTA wyszli - również w Polsce - na ulice, by zademonstrować swoją dezaprobatę. Siła tamtego spontanicznego zrywu przypomniała politykom, że podejmowanie jakichkolwiek działań mogących godzić w interesy "społeczności internetowej" bez jej wiedzy i zgody jest dość ryzykowne. Rząd Donalda Tuska ratyfikację umowy przypłacił spadkiem poparcia wśród młodych wyborców - a jak ważny to czynnik, może świadczyć fakt, że premier później ogłosił zawieszenie ratyfikacji, uznając "obawy internautów za uzasadnione".

Co zatem zmieniło się przez te kilkanaście miesięcy od odrzucenia ACTA przez Parlament Europejski, że zapanował - jak się wydaje - przyjaźniejszy klimat do negocjowania strategicznych porozumień, mogących dotykać tak ważnego współcześnie obszaru, jak swobody obywatelskie w sieci? Otóż… nic. TTIP nie mówi wprost o potrzebie ograniczenia "internetowego piractwa", ale nęci wizją przyspieszenia gospodarczego w dobie kryzysu. Dodatkowe dziesiątki miliardów euro dochodu rocznie w krajach eurolandu to wystarczająca zachęta dla europosłów, by zignorować głos sieciowych "oburzonych".

Trudno jednak ocenić, czy fala protestów przeciw TTIP będzie tak silna, jak te sprzed roku (o ile w ogóle do niej dojdzie). Póki co, zapał internautów próbują rozniecić członkowie grupy Anonymous Polska, zachęcający do oprotestowania umowy TTIP - do demonstracji miałoby dojść pod koniec czerwca. W każdym razie kolejne odcinki serialu "Internet kontra korporacje" przed nami

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200