Straty

Informatycy zakładowi żyją zazwyczaj w zgodzie ze swoimi przełożonymi. Gdyby tak nie było, firma musiałaby ich wymienić na bardziej spolegliwych - oczywiście informatyków, a nie przełożonych.

Lokalny Informatyk też żyje w zgodzie ze swą Dyrekcją. Jak algorytm z logarytmem, można powiedzieć. Oczywiście, czasami zdarzają się drobne różnice zdań, najczęściej w kwestii pieniędzy lub czasu pracy. Na przykład, Dyrekcja często zarzuca Lokalnemu, że ten nie chce przepracować, kolejnego w tygodniu, czternastogodzinnego dnia, podczas gdy słyszy się, że nawet u nas, w kraju, są organizowane maratony programistów, podczas których informatycy programują bez przerwy 24, a nawet 48 godzin. I cóż Lokalny może zrobić, gdy Dyrekcja podeprze się takim przykładem? Może dostać zawału albo udaru jakiegoś, próbując nadążyć za młodzieżą, która za nic ma inne wartości, poza kodowaniem i czczeniem komputerowego bóstwa. Fakt, że robią to dla nagrody i prestiżu, a Lokalny dla frajdy jedynie, bo nikt mu jego nadgodzin i zszarganego zdrowia i tak nie wynagrodzi.

W życiu nieraz trzeba być przygotowanym na stratę czasu i pieniędzy. Posłużmy się znowu przykładem Lokalnego Informatyka. Otóż dostał on wezwanie na rozprawę spadkową do sądu niemal na drugim końcu kraju. Na wezwaniu było pouczenie, będące ostrzeżeniem, że lepiej nie wyczyniać takich numerów jak niestawiennictwo, bo sądy już dobrze wiedzą, jak z takimi miglancami się obchodzić. Lokalny nijak nie był sprawą zainteresowany, gdyż znał testament - nic mu nie przypadało w udziale - jak również nie miał zamiaru go podważać. Niestety, dla sądu liczy się tylko zdanie stron w obliczu, a nie na papierze, więc Lokalny musiał się udać na rozprawę.

Aby stracić jak najmniej czasu i jednego dnia załatwić wszystko, posłużył się samochodem prywatnym, kosztów czego sąd i tak nie zwraca, bo zwrot przysługuje za najtańszy środek transportu publicznego, jeśli się to udokumentuje biletami. Ale wtedy wyprawa wydłuża się w czasie, więc jest to mało opłacalne. Podobnie jak nieopłacalne jest korzystanie ze zwolnienia z pracy na ten dzień - sąd zwraca jakąś średnią pensję urzędniczą, co Lokalnego w żaden sposób nie urządza. Lepiej wziąć urlop taryfowy.

Stawiwszy się na rozprawie, doznał niemal szoku. Dziesięć minut i po sprawie, nikt nawet nie sprawdził jego personaliów. Padło tylko ogólne pytanie ze strony sądu, czy są jakieś zmiany w stanowiskach, czy może pojawili się nowi spadkobiercy. Ogłoszenie wyroku i po zabawie.

Czternaście godzin poza domem, dziesiątki litrów paliwa w atmosferę, dzień urlopu stracony, przydrożne bary zasilone gotówką - tak można w skrócie oddać Lokalnego bilans strat/korzyści tego dnia. Nie ma się co dziwić, że ludzi trudno powołać na świadków w dowolnej sprawie. Dla Lokalnego nauka jest taka, że bywają w życiu znacznie gorsze straty aniżeli jego niedoceniana praca. Bywają też znacznie lepsze zyski, jeśli się na nie zasłużyło, zostając spadkobiercą.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200