Państwo bez tajemnic

Otwarty rząd to nie tylko technika dostępu do zasobów informacyjnych administracji. Oczekujemy, że nowe sposoby dystrybucji informacji dadzą więcej wolności i bezpieczeństwa.

Państwo zwykło działać poprzez nowe prawa. Czasem jednak ważniejsza od zmiany zasad, które trzeba zapisać w skomplikowanym procesie legislacyjnym, jest przebudowa mentalności polityków i urzędników. Zazwyczaj w kierunku rezygnacji ze zbędnych ograniczeń funkcjonujących w życiu publicznym. Internet jest otwarty, pozwalając każdemu komunikować się z innymi, dając możliwość kontaktowania się za pomocą różnych urządzeń podłączonych do sieci. Rządowe projekty modernizacyjne muszą wykorzystać nieograniczoną perspektywę wzrostu, którą oferują technologie informacyjne.

Rasowy biurokrata, asekurując się przed posądzeniem o nadużycie uprawnień, lubi trzymać pod kluczem każdą informację, której nie nakazano mu upublicznić. Informacja jest dla niego wciąż atrybutem władzy, choćby nawet ograniczonej do szuflady w biurku czy dysku w służbowym komputerze. Pojawienie się przed kilku laty pierwszej wersji ustawy o dostępie do informacji publicznej było zwiastunem rewolucji. Uchwalona w 2011 r. nowelizacja zmieniła jednak podejście do informacji, jakimi dysponują służby administracji publicznej. Najważniejsze, że chodzi tu o informacje gromadzone za pieniądze podatników, czyli należące do nas wszystkich.

Poufność państwowego knucia

Trybunał Konstytucyjny, uznając niekonstytucyjność wprowadzenia do ustawy o informacji publicznej w Senacie tzw. poprawki Rockiego, nie oceniał jej treści merytorycznej. Zagubiony w sejmowym zamęcie, a odzyskany w Senacie przepis, miał pozwolić utrzymać w tajemnicy przed obywatelami informacje, których ujawnienie "naraziłoby interes państwa". Takie rozwiązanie nie wszystkim się podoba. Wśród obrońców wolności obywatelskich jest sporo osób przeciwnych ograniczeniom dostępu do informacji. Jest też wiele osób niechętnych otwieraniu jakichkolwiek furtek, dających urzędnikom okazję do dyskrecjonalnej interpretacji interesu publicznego.

Kwestionowany przepis może jednak wrócić do ustawy - uchwalony tym razem zgodnie z konstytucyjnymi zasadami legislacji. Żeby tak się stało, rząd będzie musiał bardziej się postarać, aby wyjaśnić powody ustawowych ograniczeń. Może mieć z tym problem. Jest przecież ustawa o ochronie informacji niejawnej. To ona tworzy podstawowe ramy prawne dla ochrony tajemnicy państwowej, określając też precyzyjnie sposób stosowania poszczególnych środków ochrony. Z tym że jak na uregulowania podstawowych interesów bezpieczeństwa państwa przystało, są to ramy konserwatywne, czyli z definicji bezkompromisowe. Nadanie informacji odpowiedniej klauzuli tajności oznacza konieczność odwołania się do restrykcyjnych procedur, które nie są zbyt wygodne do stosowania w codziennej praktyce. W większości urzędów wprowadza się je zatem tylko wtedy, gdy wynika to wprost z przepisów lub z obiektywnych uwarunkowań.

Urzędnicy chcieliby mieć zapewne uprawnienie do zasłaniania się tajemnicą również poza zestawem ograniczeń, które tworzy ustawa o ochronie informacji niejawnej. To źle świadczy o systemie ochrony prawnej tajemnic, którymi dysponuje państwo. W polskim prawodawstwie utrwalił się niefortunny zwyczaj powielania uregulowań w wielu różnych specjalnych ustawach, tak jakby każda żyła własnym życiem, stanowiąc zamkniętą kodeksową normę. Wynika to być może z przyjętych mechanizmów wdrażania prawa europejskiego, kiedy łatwiej jest napisać ustawę wprost pod dyktando unijnej dyrektywy, niż tłumaczyć się przed Komisją Europejską, że mamy już obowiązujący przepis w innej ustawie. W rezultacie przepisy uchwalane w pośpiechu, w pogoni za zmieniającymi się technologiami krzyżują się i często utrudniają życie, zamiast rozwiązywać problemy.

Można zrozumieć odmienność podejścia do różnych prawnych zabezpieczeń informacji. Ta odmienność wynika ze specyfiki rozmaitych obszarów funkcjonowania zabezpieczeń - ochrony prywatności, tajemnicy przedsiębiorcy, tajemnicy lekarskiej. Ochrona tajemnicy w interesie państwa powinna mieć jednak w miarę możliwości postać jednolitej spójnej normy. Jeżeli nie do wszystkiego pasują dzisiaj twarde restrykcje ustawy o ochronie informacji niejawnej, to należałoby sensownie dopełnić system ochrony. Nie wystarczy do tego jeden lakoniczny przepis, który każdy może interpretować po swojemu i na dodatek w ustawie, która w gruncie rzeczy dotyczy czegoś całkiem innego.

Publiczna tajemnica

Kiedy dyskutowano kwestię poprawki Rockiego, posłużono się przykładem negocjacji międzynarodowych, które są z reguły grą dyplomatyczną. To typowa sytuacja, kiedy nie odkrywa się wszystkich kart, bo dotychczasowe doświadczenie cywilizacyjne nauczyło, że zbliżenie i poukładanie odmiennych punktów widzenia różnych państw łatwiej można osiągnąć w roboczych, zakulisowych rozmowach. Niektórzy robią też tajemnicę z tego, że przystępują do rozmów, nie mając wyrobionego jeszcze zdania. Komisja Europejska, która jest orędownikiem idei otwartego rządu, sama też pracuje na co dzień w grupach roboczych, publikujących tylko dokumenty podsumowujące kluczowe etapy działań. Każdy, kto negocjował złożoną umowę biznesową, wie też, ile rzeczy trzeba poufnie obgadać, by dojść do porozumienia.

Zbieg okoliczności sprawił, że dyskusja o ustawie o informacji publicznej zbiegła się prawie w czasie z masowymi protestami wobec międzynarodowego porozumienia ACTA. Wzburzenie wywołała m.in. tajność ustaleń. Pokazuje to, jak władza może popełnić kardynalny błąd, upoważniając do negocjacji delegację, która nie jest merytorycznie do tego przygotowana. Z drugiej strony, pogląd jednej głośnej grupy - radykalnych zwolenników wolności internetu - odsunął na bok rzeczywiste powody, dla których podjęto negocjacje o ACTA. W rezultacie na fiasku porozumienia wygrali ci, których nie było ani przy stole negocjacyjnym, ani wśród protestujących w internecie i na ulicach - państwa, które lekceważą prawa własności przemysłowej.

Przykład ACTA pokazuje, że rządzący światem politycy jeszcze nie radzą sobie z debatą publiczną i problemami, które można rozwiązać, komunikując się z obywatelami. To nie przypadek, że sprawa dotknęła żywotnych interesów użytkowników internetu, którzy myślą, że każde kontrolowanie dostępu do informacji w sieci jest formą cenzury lub dławieniem rozwoju w obronie monopolu.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200