Śmierć nas wybawi

Wobec przesuwania granicy wieku emerytalnego wydaje się, że w świetle pogarszającej się sytuacji ekonomicznej na świecie niebawem będziemy pracować do końca świata i jeszcze dzień po jego końcu.

Nie wiem, jak można nie lubić swej pracy tak bardzo, aby myśleć o przejściu na emeryturę. Państwo jednak wie, co dla nas dobre i co tak naprawdę lubimy. Dlatego nam załatwi to, czego podświadomie pragniemy. Oczywiście, są różne zawody i nie każdy daje spełnienie, chociaż może też istnieją zwolennicy pracy na taśmie czy przy wywózce śmieci. Nie ukrywajmy jednak, że marzeniem większości z nas jest spędzanie czasu według własnych wyobrażeń, czyli zabawnie, zdrowo i bogato.

Zapewne receptą na to jest zawód informatyka. Przynajmniej tak zawsze myślał Lokalny Informatyk. Na początku swej kariery wyobrażał sobie, jak to on zmieni ten świat, pisząc programy na miarę epoki. Po kilku latach przeszło mu na tyle, że w pogoni za pieniądzem i kontaktem z ludźmi przesiadł się na działkę administrowania. Wszyscy w firmie i tak mu zazdrościli, bo twierdzili, że obcowanie z komputerem to szalenie ciekawa praca. Przecież pozostali pracownicy, chociaż także z komputerami mają do czynienia, to nic ciekawego nie robią, tylko jakieś fakturowanie, sprzedaż, rozliczenia. Ponieważ Lokalny był jedynym informatykiem, a pozostałych pracowników, czyli tych dla firmy ważnych, całe mrowie, zaczęły się przepychanki dotyczące godzin pracy. Bo było tak, że jedne działy pracowały od godziny ósmej, a inne rozpoczynały później, za to były czynne do wieczora. Ponadto w grę wchodziły także soboty. No i okazało się, że Lokalny musi być pod ręką przez ten cały czas, bo bez niego robota po prostu się nie klei. Rozciągnięto mu więc czas pracy. Trudno mu się było wykpić 40-godzinnym tygodniem roboczym, gdyż Dyrekcja stwierdziła, że mają własny regulamin i guzik ich obchodzi cały ten Kodeks pracy, a jak się Lokalnemu nie podoba, to niech się zwolni. O dodatkowym wynagrodzeniu też mowy być nie mogło, chociaż Lokalny motywował swą ciężką sytuację spłacaniem kredytu we frankach. Dyrekcja przyznała, że to pechowo, ale jest na tyle bogaty, że go stać. W końcu Dyrekcja wie, ile komu płaci. Jednocześnie przypomniano Lokalnemu, że mógł im kiedyś nie mydlić oczu i nie mówić, że informatyka ułatwia pracę i życie. Teraz musi zbierać pokłosie swoich słów. I niech nawet nie waży się chorować, bo zastępstwa żadnego nie będzie.

Tak ustawiony zawodowo Lokalny kontynuuje swój żywot. Może spędzać czas pracy zgodnie ze swymi oczekiwaniami: zabawnie, zdrowo i bogato (także w doświadczenia). Aby pogłębić ten błogostan, nasze państwo zadba o to, aby trwał on jak najdłużej.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200