Zdrowe życie

Lokalny Informatyk miał wypadek w drodze do pracy, co może przydarzyć się każdemu, nawet osobnikowi parającemu się w biurowym zaciszu nowoczesnymi technologiami.

A stało się to tak. W związku z tym, że przeprowadził się nieopodal miejsca pracy i dystans pokonywał pieszo w 15 minut, do pracy uczęszczał właśnie w ten sposób, bo ruch to zdrowie. Dzielnica była niezła, ale też nie tania. Na szczęście zakład pracy dołożył się do wydatków, byle tylko mieć swego ulubionego informatyka w zasięgu ręki. Już nie wystarczyło nęcenie służbowym smartfonem i "nołtbukiem". Pracodawcy uważali, że lepiej będzie, gdy Lokalny osiedli się bliżej, co pozwoli mu szybciej pojawić się w pracy w razie potrzeby, no i droga nie będzie go męczyć, nie będzie stał godzinami w korkach i tak dalej. Jednak samochodu służbowego mu nie odebrano. Ale tylko dlatego, że takowym nie dysponował. Lokalny nie jest przedstawicielem handlowym, jak również firma nie ma oddziałów, więc gdzie miałby jeździć? Dlatego ze spokojem chadzał do i z pracy. Tego ranka było podobnie.

Gdy stał przed przejściem dla pieszych w oczekiwaniu na zielone światło, z przeciwnej strony na przejście wjechał rowerzysta. Ponieważ miał czerwone, należało się spodziewać, że z boku mogą nadjechać samochody. I chociaż nie było to ruchliwe specjalnie skrzyżowanie, to jednak akurat teraz nadjechały. Pierwszy z nich musiał gwałtownie hamować, aby nie uderzyć w rowerzystę, który akurat zdążył w tym momencie unieść palec środkowy, demonstrując kierowcy swój stosunek do niego, jak też do okoliczności. Drugi samochód już nie wyhamował i przydzwonił w ten pierwszy. Rowerzysta w dużym pędzie przejechał mimo Lokalnego. Lokalny nie byłby sobą, gdyby nie zaczął przyglądać się spustoszeniom powypadkowym, a były całkiem, całkiem. Zwłaszcza plastiki z lamp rozsypały się wokół z dosyć dużym rozrzutem. I na takim właśnie większym odłamku Lokalny się poślizgnął. To znaczy nie tak wprost. Gdy "podziwiał", stojąc na chodniku, za nim zatrzymał się jakiś inny gość z rowerem i też się przyglądał. Aby przejść dalej, wobec braku miejsca Lokalny musiał go ominąć, schodząc na jezdnię. No i tam właśnie wdepnął na to szkiełko i kłopot gotowy. Poleciał jak długi na ziemię. W jednej chwili, jeszcze przed dotarciem do twardego podłoża, starał się ratować notebook trzymany w jednej ręce, jak również otwartą puszkę z piwem trzymaną w drugiej. Na szczęście oba te akcesoria nie ucierpiały wskutek upadku. Natomiast Lokalny złamał kość ogonową. Być może gdyby nie to piwo, podparłby się i złamał tylko rękę albo i nawet nie. Ze złamaną ręką można chodzić i o tyle to złamanie jest lepsze od innych złamań.

Z powyższego zdarzenia wynika w zasadzie jednoznaczna konkluzja: cykliści, pijaństwo i zdrowy ruch na świeżym powietrzu mogą być przyczyną wielu nieszczęść.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200