Każda firma musi działać jak start-up
- Andrzej Lemański,
- 14.12.2011
Na rynku przetrwają te przedsiębiorstwa, które będą zdolne podważyć własną pozycję rynkową, swoje największe osiągnięcia, produkty i innowacje.
Poszukując odpowiedzi na te pytania, należy zacząć od wyjaśnienia, czym właściwie jest start-up? Najprościej rzecz ujmując, jest to poszukiwanie nowej niszy biznesowej. Precyzyjniej mówiąc, to próba zrealizowania pomysłu na zagospodarowanie nowego, nadchodzącego trendu rynkowego, a nawet kilku splątanych ze sobą trendów. Tego typu trendy, które powstają na przecięciu różnych segmentów gospodarki, charakteryzują się wysokim ryzykiem biznesowym. Start-up jest nowatorską formą zarządzania takim ryzykiem - przetestowaniem pomysłów na biznes w naturalnym otoczeniu ekonomiczno-społecznym.
Falstart-up
Czasami start-up okazuje się falstartem, ale kończy happy endem. Spójrzmy na Apple, który restartował się kilkukrotnie. Co ciekawe, na początku wylądował ze swoimi wyspecjalizowanymi komputerami raczej w końcu "długiego ogona", a ostatecznie, dzięki Jobsowi, zaczął kreować kolejne hity rynkowe z tak zwanego czoła sprzedaży. Mniej szczęśliwy przypadek to Yahoo!, które zdaje się coraz mocniej chylić ku upadkowi. Problem Yahoo!, jak i wielu innych firm, leży najpewniej w tym, że nie potrafią, tak jak zrobił to Apple, "zrestartupować" się, gdy na horyzoncie widać górę lodową. Wszak na pokładzie muzyka wciąż gra.
Górą lodową Yahoo! okazało się Google, którego genialna wyszukiwarka unieważniła sens istnienia katalogów internetowych, podobnie jak maszyna drukarska zabiła zwyczaj ręcznego przepisywania ksiąg. Dlatego warto przyjrzeć się strategii Google’a, który "re-startupować" się nie przestaje, z tym że teraz czyni to głównie wewnątrz przedsiębiorstwa.
Klasyczny model start-upowy zakładał cztery niezbędne elementy: nowy pomysł, duże ryzyko, minimum kilkusetprocentowy potencjał wzrostu i zewnętrzne finansowanie - dzięki funduszom inwestycyjnym, aniołom biznesu lub giełdzie. Google wdrożyło analogiczny system wewnątrz swojego przedsiębiorstwa. Jak powszechnie wiadomo, w Google każdy pracownik zobowiązany jest do poświęcania ułamka swego czasu na projekt zgodny ze swoimi zainteresowaniami, zupełnie oderwany od codziennych, rutynowych obowiązków. Firma zarządza takimi projektami, ocenia ich rynkowe szanse, a następnie decyduje, które pomysły rozwijać lub skasować.
Warto podkreślić, że nie jest to przepis na murowany sukces. Przytoczę tu tylko nazwy kilku nieudanych projektów, m.in.: Google Buzz, Google Wave czy też Google TV, którego przyszłość jest wciąż niepewna, a na którym przy okazji błędów Google połamał sobie zęby Logitech. Mnie osobiście zabolał koniec projektu Google Desktop, z którego korzystam, pomimo że Google wyłączyło w nim jedną z najbardziej przydatnych funkcji - prognozy pogody.