Rozmowy szczere

Lokalny Informatyk nie ma za bardzo o czym z Dyrekcją rozmawiać. Nie dlatego, że jest obrażony. Po prostu jest problem ze znalezieniem wspólnego języka, czy to w kwestiach zawodowych, czy prywatnych.

Na temat komputeryzacji z Dyrekcją lepiej nie rozmawiać, bo od razu się naburmusza, węszy spiski i skok na kasę, chęć udowodnienia jej niewiedzy, wyśmiania czy innych działań o niskich pobudkach. A wszystko z tego powodu, że Dyrekcja nie ma pojęcia o technologii (w zasadzie nie musi), o jej zastosowaniu (wskazane aby miała) i korzyściach (ze wszech miar zalecane). Jest jeszcze jedno: Dyrekcja nie lubi, aby jej cokolwiek narzucano, gdy tymczasem w przypadku informatyki musi przyjąć rolę dosyć bierną. Próbuje się od tego wybronić, wydając na drodze nakazowej jakieś decyzje, zazwyczaj pozbawione rozsądku w swej genezie.

W sferze rozmów pozazawodowych nie jest lepiej. Dyrekcja nie interesuje się niczym, jak stwierdził Lokalny Informatyk. Nie można z nią pogadać o technice, genealogii, zjawiskach paranormalnych, samochodach, piórach wiecznych, gotowaniu, naturalnych sposobach leczenia, kosmosie, filmach i książkach. W zasadzie trudno stwierdzić czy Dyrekcja ma jakieś zainteresowania oprócz dręczenia pracowników i ich wyśmiewania, gdy tylko wykażą się własną inicjatywą nieprzystającą do Dyrekcyjnych oczekiwań. Dyrekcja nader często publicznie naśmiewa się ze swoich baranków. A śmiech to zdrowie, chociaż niekoniecznie poczucie humoru.

Dyrekcja czasami ma potrzebę pojednania się z plebsem, zwłaszcza gdy potrzebuje załatwić sprawę. Tak więc dnia pewnego zajrzała pod strzechę Lokalnego Informatyka, nachodząc go w czasie prywatnym. Przy okazji takich odwiedzin Dyrekcja podbudowuje własne ego, utwierdzając się w przekonaniu, że ma w życiu lepiej niż odwiedzany osobnik. Tym razem potrzeba była tym większa im problem ją nurtujący pilniej wymagał rozwiązania. Otóż Dyrekcja pojawiła się z pendrajwem zawierającym pewne zdobyczne pliki, których na swoim komputerze nie potrafiła odczytać z powodu ich postaci spakowanej. Lokalny zademonstrował, że plik jest w porządku, obejrzeli też jego zawartość. Jednakże pomimo całej pilności sprawy (Dyrekcja chciała dzisiaj jeszcze nad tym posiedzieć), Lokalny stwierdził, że dopiero jutro będzie to możliwe, gdy zainstaluje na Dyrekcyjnym zestawie program rozpakowujący. Dlaczego nie zdecydował się na rozpakowanie tego na miejscu i przekazanie w takiej formie? Pomroczność chwilowa czy sabotaż?

Okazuje się, że oczekiwanie od pracowników zaangażowania oraz identyfikowania się z firmą i jej problemami jest czasami tylko bezpodstawnym oczekiwaniem. No bo i jakie miałyby być ku temu podstawy?

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200