Bez apoteozy IT

Z dr Michałem Golińskim, kierownikiem Zakładu Gospodarki Informacyjnej i Społeczeństwa Informacyjnego w Katedrze Informatyki Gospodarczej Szkoły Głównej Handlowej, rozmawia Dorota Konowrocka

Bez apoteozy IT
Od lat piszemy o sposobie wykorzystania informatyki w firmach i czasem, jako redakcja, poważnie zastanawiamy się, dlaczego ta informatyzacja trwa tak długo? Oczywiście, są branże bardzo dobrze zinformatyzowane, ale są też całe sektory, w których nadal króluje Excel, a użytkownicy mówią, a raczej milczą o informatyce z popłochem w oczach.

Jeśli odnoszą sukcesy w swojej kluczowej działalności biznesowej, nie używając do tego informatyki, to znaczy, że o dziwo ta informatyka nie jest im niezbędna. Może to nieco obrazoburcza teza, ale mogę ją poprzeć faktami. Jako branża IT, do której również z tytułu zainteresowań naukowych się zaliczam, żyjemy w ułudzie, że informatyka jest koniecznym elementem prowadzenia działalności biznesowej. Wszystkie współczesne strategie zarządzania opierają się na informacji. Informatyka uznawana jest za "twardy czynnik produkcji", na przepływie informacji opiera się outsourcing, koncepcja organizacji uczącej się i koncepcja zarządzania jakością. Wydatki na informatykę rosną. Co więcej, informatycy weszli do zarządów, gdzie poprzednio było miejsce tylko na finanse, marketing, sprzedaż, zaopatrzenie, ewentualnie logistykę. Wszystkie ikony biznesu są związane z branżą IT i nie ma pewnie człowieka, który nie zna nazwiska szefa Apple czy dwóch założycieli Google.

IT ma duże znaczenie, ale jakby tak przyjrzeć się liście Fortune 500 z 2009 roku, to okaże się, że w pierwszej dwudziestce nie ma żadnej firmy z bardzo szeroko pojętej branży teleinformatycznej; początkiem listy niepodzielnie rządzą sprzedaż detaliczna, finanse, motoryzacja, poczta i energetyka. A jak nazywa się szef Shella? Ja też nie mam pojęcia. Exxon, Wal-Mart, BP: nie znamy ich, ale znamy faceta od Apple plasującego się na dość dalekiej pozycji. Spośród wszystkich 500 firm raptem 58 zalicza się do bardzo szeroko potraktowanej branży teleinformatyki. W kategoriach czysto liczbowych to tylko nieco ponad 10 proc., natomiast pod względem przychodów to zaledwie kilka procent, bo przecież te firmy nie znajdują się na czele stawki uszeregowanej według kryterium przychodów.

No dobrze, ale w kategoriach wartości dla inwestorów i wartości marki Apple plasuje się dziś na czele stawki, a 30 proc. spośród 50 najbardziej wartościowych marek świata należy do firm technologicznych.

Tutaj się zgodzę, ale czy nie jest to tylko sygnał, że cały świat ma hopla na punkcie informatyki? Za Yahoo! płacono kiedyś więcej niż za Boeinga, a przecież nie ulega wątpliwości, że technologicznie Boeing jest firmą znacznie bardziej zaawansowaną niż portal WWW.

Czy chce Pan zatem powiedzieć, że za dwa lata odczujemy, jak bardzo po raz kolejny napompowaliśmy bańkę?

Ależ ta bańka jest pompowana od jakichś 30, a może nawet 50 lat. Tyle lat ma wizja społeczeństwa informacyjnego, dość przedziwna, bo ukuta z powodów polityczno-marketingowych w czasach zimnej wojny USA ze Związkiem Radzieckim i od tego czasu nie ulegająca znaczącym zmianom.

A zatem nie wierzy Pan w ideę społeczeństwa informacyjnego?

Moja wiara jest raczej mało żarliwa, bo ja się tym naukowo zajmuję, a im bardziej się tym zajmuję, tym bardziej jestem jak Prosiaczek, który szukał Puchatka: im bardziej zaglądał do środka, tym bardziej Puchatka tam nie było. Oczywiście, nasz świat jest zupełnie inny niż jeszcze 10 lat temu. Są takie obszary, które technologie informatyczne przeobraziły diametralnie, niesamowite są osiągnięcia telefonii komórkowej, szczególnie w trzecim świecie, gdzie trudno o kabelki, bo nie ma ich z czym połączyć, ale postawiłbym jednak tezę, że informatyce przypisuje się moce, których nie posiada. Zapewne nadal można przeżyć zimę bez telefonu komórkowego i laptopa, ale bez energii elektrycznej? I myślę, że nadal można wyobrazić sobie firmę, która robi świetne meble i dzięki temu odnosi sukcesy, a całą analitykę finansową sprytnie prowadzi w Excelu. Nie trzeba wydawać koszmarnych pieniędzy na wieloletnią inwestycję w SAP-a, obarczoną do tego sporym ryzykiem niepowodzenia. Pamiętajmy o tekście Nicolasa Carra z 2003 roku: IT doen’t matter. Nie przesadzajmy.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200