Na pomoc? Komu?

Ta wiadomość zelektryzowała wszystkich: giełdy, rynek informatyczny, działające na nim firmy małe i duże, jak i przeciętnych konsumentów z tej branży. Kupno firmy McAfee przez Intela, za prawie 8 mld. dolarów, kojarzy mi się z podobną transakcją sprzed kilku lat, kiedy to Symantec, za blisko dwa razy tyle, przejął Veritas Software. Podobną, bo - w pierwszej reakcji - wydającej się równie bezsensowną.

Pojęcie bezpieczeństwa informatycznego jest dzisiaj tak rozciągliwe, że jedna z głównych specjalności Veritasa, czyli kopie bezpieczeństwa, dawała się łatwo skojarzyć z, zajmującym się nieco inaczej widzianym bezpieczeństwem, Symantekiem. A jeżeli czegoś mi tu żal, to niepowtarzalnych, corocznych konferencji Veritas Vision, które, jak żadne inne dotąd, naprawdę potrafiły rozpościerać wizje i inspirować. Czyniły to udanie i z wyczuciem, nie popadając w czcze wizjonerstwo, a próby nawiązywania do tej tradycji przez Symanteka nie są zbyt udane.

Widać z tego, że łącząc można kumulować kapitały, moce wytwórcze i produkty, zyskiwać nawet rynki i klientów, ale przepada przy takiej okazji coś ulotnego, przesądzającego o niezwykłości i niepowtarzalności danej konstelacji ludzi, o kulturze, którą wspólnie stworzyli i o efektach ich - czasem może i burzliwego - ale jednak w sumie twórczego współdziałania.

Kupuje więc sobie Intel McAfiego, a szum wokół tego jest tak wielki, że nawet niedawne przejęcie firmy-legendy, czyli SUNa przez Oracle, można - w porównaniu - uznać za minione niemal bez echa.

Jedni pytają: - Po co im to?, drudzy chwalą za odważny krok, przyznając jednak, że jego kierunek nie do końca jest jasny, jeszcze inni, nieliczni, są przekonani, że wielcy, jak Intel czy Oracle, muszą prostu od czasu do czasu coś sobie kupić, bo roznosi ich nadmiar powodzenia i płynącej z niego gotówki (czego klasycznym już przykładem było, gdy, będący na szczytach powodzenia, Novell, sprawił sobie, za spore pieniądze i wraz z całą firmą USL, Unixa, z którym nie bardzo wiedział, co począć i w końcu sprzedał dalej).

Nie brak też głosów o płynących z tego przejęcia zagrożeniach, a to dla Microsoftu, a to dla Symanteka (któremu nb. w roku 1998, Intel sprzedał swą część zajmującą się walką ze złośliwym oprogramowaniem), a nawet - nie bardzo wiadomo dlaczego - dla HP i IBM.

Nikt jakoś jednak nie wspomina, że, być może, wkrótce, w odwecie, AMD kupi sobie np. Kasperskiego, bo i w tej działce nie może być od rywala gorszy.

Może nachodzi mnie czarnowidztwo, ale ta sprawa najbardziej kojarzy mi się z... Meksykiem, a właściwie z tym, że tamtejsza władza, przegrywając, wojnę już niemal, z kartelami narkotykowymi, zaczyna przebąkiwać o ich legalizacji, jako drodze do zwycięstwa.

Z oprogramowaniem złośliwym jest podobnie - nikt już nie jest w stanie powiedzieć, że jego urządzenia są na pewno czyste, a niedawne przeniknięcie tego oprogramowania do kostek z firmwarem Nie-Byle-Jakiej-Przecież-Firmy, to krok do zagnieżdżenia się go już w czystym sprzęcie. Pierwszymi ofiarami mogą tu być co bardziej rozwinięte telefony. To zaś oznaczałoby, że ruch Intela, to po prostu gest tyle rozpaczy, co (jeszcze) nadziei.

Ale - wszystko ma być przecież "network enabled" - od lodówki, po telewizor i łóżeczko dziecięce. Time-to-market wygrywa ze zdrowym rozsądkiem i żądzą zysku, a zagubiony w tym konsument jeszcze nie nauczył się dobrze korzystać z jednego, a już, by nie wydać się mało nowoczesnym, musi kupować następne, które tym głównie będzie się różnić od poprzedniego, że jest jeszcze bardziej podatne na niebezpieczeństwa. I nawet, wymyślone przez kogoś, tyle dowcipne, co złośliwe, hasło "McAfee Inside", niewiele tu pomoże.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200