Smoku, gdzie jesteś?

Dobry Pan Bóg oraz Redaktor Naczelny pozwalają mi uprawiać tę grządkę już od ponad dekady. Gdy sięgnę do starych felietonów zadziwia mnie, jak wiele miejsca w mojej publicystyce zajmował Microsoft. W tle nieomal każdej dyskusji i każdego problemu pojawiał się koncern z Redmond lub któryś z jego produktów.

Wiele razy w swoim życiu musiałem się tłumaczyć z szacunku, jakim darzę Microsoft i jego produkty, bo w moim środowisku uznawane to było za towarzyskie faux pas. Teraz przestało. Microsoft powoli przestaje wywoływać irytację, ale bynajmniej nie dlatego, że informatycy zaczęli go lubić. Przeciwnie, powoli przestają się nim interesować.

Ostatnie lata to dla koncernu z Redmond pasmo... nie, nie porażek, ale nieudanych prób powrotu "na krawędź" technologicznego postępu i pierwsze strony gazet. Microsoft nie wygrał nieomal żadnej wojny, które w ostatnich latach rozpoczął; wiele zdecydowanie przegrał. Przegrał wojnę o przeglądarkę - ostatnia kampania reklamowa IE8 to raczej łabędzi śpiew w sytuacji, gdy alternatywne środowiska (w tej liczbie Firefox, Safari, Chrome i Opera) rozwijają się szybciej i dynamiczniej, zarówno pod względem technologii, jak i popularności. Nie wygrał wojny o wyszukiwarkę, choć Bing prezentuje się naprawdę nieźle. Z kretesem przegrywa w środowiskach mobilnych - walkowerem oddał wojnę o hardware, a udział rynkowy platformy Windows Mobile topnieje w oczach. Na naszych oczach przegrywa wojnę o Office, coraz bardziej przyciskany do cenowego muru przez darmowe lub tanie alternatywy jak Open Office czy Google Docs. Walka a tzw. back-end, serwery i platformy bazodanowe czy aplikacyjne nie została przegrana, ale nie została też wygrana - nieomal w żadnej linii produktowej Steve Ballmer nie wyprowadził firmy na pozycję lidera.

Co robią tysiące ludzi, których zatrudnia Microsoft? Kiedy zobaczymy efekty miliardów przeznaczonych na innowacje? Gdzie podziała się legendarna skuteczność machiny sprzedażowej i marketingowej, którą zawsze górowała nad konkurencją? Czy zobaczymy jeszcze systemy operacyjne, które nie są faceliftingiem wcześniejszych z kilkoma mało istotnymi dodatkami?

Dlatego wołam dziś: smoku, gdzie jesteś? W przeszłości bywało różnie, miałem Ci za złe zwłaszcza chwyty poniżej pasa, jak korzystanie z nieudokumentowanego API, taktykę embrace, extend, extinguish, FUD z Linuxem i wojny patentowe, którymi próbowałeś zdusić konkurencję. Ale Twoi konkurenci też, umówmy się, nie mają kryształowych sumień.

Smoku, obudź się! Świat informatyki bez Ciebie wydaje się mniej ciekawy!

Smoku, gdzie jesteś?
W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200