Po kryzysie?

Tegoroczne Forum Bankowe organizowane przez Związek Banków Polskich, trzymało wysoki poziom do samego końca, czego dowodem było i to, że do tegoż końca wytrwała większość uczestników.

Jedną z metod ostrzegania banków przed podejmowaniem nadmiernego ryzyka miała być Druga Umowa Bazylejska. Tak wypadło, że w Europie zakresem jej oddziaływania objęto wszystkie banki, podczas gdy Amerykanie uznali, że wystarczy jeżeli wymogom Umowy poddani zostaną tylko najwięksi. No i tak jakoś się tam porobiło, że mali w większości przetrwali kryzys w niezłej kondycji, a co spotkało niektórych wielkich, wiemy...

Po zaklajstrowaniu głównych objawów kryzysu, tu i tam, ochoczo przystąpiono do budowania kolejnych piramid finansowych instrumentów pochodnych, ale nadzór bankowy uważnie się przygląda i kombinuje, jak całą tę działkę wziąć pod kontrolę. A kontrola jest tu tak trudna, jak samo rozumienie mechanizmu tych operacji, z czym do końca nie radzą sobie nawet sami uczestnicy tej gry.

W USA ma się wkrótce pojawić projekt ustawy regulującej tę dziedzinę, ale i podczas naszego Forum Bankowego nie brakło - jak to niektórzy określali - "pomruków" nadzoru bankowego, zapowiadających zaostrzenie kryteriów kontroli ryzyk podejmowanych przez banki.

I tu pojawia się nam rola informatyki, bez której nie byłoby przecież Drugiej Umowy. Wszak zaraz po apogeum kryzysu pojawiło się kilka głosów o tym, jak to informatycy z okolic Wall Street pisali bardzo "specjalne" programy pod żądania swych mocodawców, ale głosy te dziwnie szybko ucichły, a wokół sprawy nie wywiązała się żadna dyskusja czy polemika.

No i tu docieramy do sedna sprawy - w jakim stopniu za skutki użycia narzędzia mogą odpowiadać jego twórcy? W szczególności, gdy narzędziem jest program komputerowy, bo właśnie w USA aresztowano dwóch informatyków, którzy pracowali dla Bernarda Madoffa, skazanego niedawno za budowę piramidy finansowej o bezprecedensowej skali i wielkości. Informatycy ci mieli pisać "specjalne" programy, które pomagały Madoffowi ukrywać faktyczny stan spraw. I teraz grożą im wysokie grzywny oraz po 30 lat więzienia.

Zatrzymano też w Irlandii, ale na krótko (24 godziny, plus 7 przerwy na odpoczynek) i bez postawienia formalnych zarzutów, byłego szefa karnie upaństwowionego banku Ango-Irish. Szef ten przeksięgował, podobno, do zaprzyjaźnionej firmy ubezpieczeniowej własny w tym banku kredyt (coś w pobliżu 100 mln. euro) oraz miał organizować tzw. złoty krąg osób, które za pieniądze banku nabywały jego akcje w celu zwiększenia ich wartości na giełdzie (by nie wspomnieć o kilkumiliardowej "chwilówce" z tej samej firmy ubezpieczeniowej, na czas dorocznego audytu ksiąg banku). Związane z tym operacje musiał przecież ktoś wykonywać i zatwierdzać, bo chyba sam szef nie siadał przed terminalem systemu transakcyjnego. Czy i tu będą zarzuty?

Tak przy okazji - postępowanie irlandzkiego wymiaru sprawiedliwości w tej sprawie warto porównać z naszymi praktykami długotrwałych aresztów "wydobywczych".

A amerykańską próbę objęcia nadzorem swobodnych ciągle, ryzykownych operacji finansowych, świetnie komentuje niedawna ilustracja z Washington Post. Przedstawia ona regulatora i przedstawiciela Wall Street. Ten pierwszy pyta drugiego: - Co sądzicie o naszych planach? Ten zaś odpowiada długą tyradą, pełną branżowego żargonu, co to będzie się działo, jakie to złożone operacje będą miały miejsce, zanim ich ostatecznym efektem będzie zamierzone bankructwo. I dodaje na koniec: A potem wystąpimy o pomoc ze środków publicznych.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200