Sprzedawać zajebiste media

Przeglądając stare notatki z wypowiedziami internetowymi różnych osób, zorientowałem się, że wiele z nich dotyczy tego samego tematu. A mianowicie sposobu (albo sposobów) na zapewnienie dochodów twórcom w epoce internetu.

Jest to bowiem temat ważny dla wszystkich, a szczególnie dla tych, którzy za utwory nie chcą płacić wprost. Historia ostatnich 150 lat pokazuje, że twórca muzyki mógł łatwo zarobić na życie nie tylko wykonując swoją sztukę na żywo, ale również poprzez udział w sprzedaży mediów. Były to nuty na papierze, karty perforowane dla pianoli, nagrania na wałkach, płyty szelakowe, taśmy magnetofonowe, kasety, wreszcie płyty CD.

Na nagraniach cyfrowych skończyło się, bo można je było idealnie skopiować. Internet dodał tu świetną możliwość przesyłania kopii. Podobny los spotkał filmy: ruchome zdjęcia, celuloid, taśma VHS, DVD. Także fotografię. A teraz spotyka książki, to jest otwiera możliwości ich kopiowania cyfrowego. O ile jednak muzycy dalej mogą zarabiać na występach, o tyle filmowcy, pisarze i fotograficy takich możliwości już nie mają. I tu przychodzą z pomocą życzliwi, którzy jak jeden mąż radzą, aby artysta żył ze sprzedaży innych mediów. Na myśli mają koszulki z emblematem twórcy albo elementami jego twórczości, albumy ilustrujące proces tworzenia, specjalne wersje utworów (zwykle płyty) podpisane osobiście przez mistrza i wydane w "limitowanym" nakładzie (słowo "ograniczonym" jakoś tu nie pasuje), wreszcie płatne zaproszenia na osobiste spotkania z artystą. O metodach internetowych, czyli działalności na portalach społecznościowych, nie wspominam, gdyż te, niestety, jak na razie, pieniędzy nikomu nie przynoszą. Zresztą, media działają w przypadku już znanych osób, tworząc współczesny wariant tzw. paragrafu 22: sławni są tylko ludzie, którzy już trafili na pierwsze strony gazet.

No właśnie, skoro o gazetach mowa, to problem dotyczy także dziennikarzy, w tym niżej podpisanego autora. Albowiem dobrze działający model prasy, która sprzedawała papierowe medium wraz z reklamami (podobnie jak w modelu biznesowym radia i telewizji), powoli kończy się. Firmy wolą reklamować się w internecie, bo mogą tam kontrolować wydatki na reklamę oraz łatwo wybierać grupy odbiorców, do których adresują swój przekaz. Internet przyzwyczaił nas do darmowych informacji. Cóż z tego, że większość z nich jest powtarzaniem tego samego za pomocą metody kopiowania i wklejania? Nikt już nie czyta dłuższych tekstów, zadowalając się tytułem oraz wstępem. Dlatego blogi powinny być krótkie. Najlepiej trzyzdaniowe, bo tyle da radę przeczytać każdy. Dobrze jeśli nie zawierają zbyt trudnych i długich słów. Najlepiej, aby już w tytule były wulgaryzmy. Muszę się przyznać, że sam czasami stosuję się do tych zaleceń - efekty w postaci zwiększonej oglądalności (czytelnicy trafiają tam poprzez wyszukiwarki) są jak najbardziej mierzalne.

Zdając sobie sprawę z końca pewnej epoki, zacząłem już przygotowania do produkcji koszulek z moim zdjęciem. To znaczy, zapuściłem długie włosy oraz staram się schudnąć. Jak wiadomo każdemu, Photoshop wprawdzie pomaga, ale nie do końca. Poza tym, ćwiczę podpis, aby był on trudny do podrobienia. Dlatego nie będzie to podpis cyfrowy, tylko jak najbardziej tradycyjny, piórem wiecznym. Rozważam też możliwość zostania nadwornym błaznem u jakiegoś prezydenta albo choćby i ministra lub prezesa dużej firmy. Przy pańskim stole da się pożywić. Z pisania, niestety, już nie.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200