Budujemy nowy mur

Pół poniedziałku zeszło mi na oglądaniu niemieckich transmisji z uroczystości 20. rocznicy obalenia Muru. Mur ów nie tylko dzielił Berlin, ale przede wszystkim był symbolem powojennego podziału Europy. Podziału, który właśnie 20 lat temu zaczął zanikać, zrazu pokojowo, ale potem i nie bez form odrażających (Rumunia), czy wręcz barbarzyńskich (Jugosławia).

Przypomniano też, że, mimo całej, niekwestionowanej spontaniczności zrywu Wschodnich Niemców, tak naprawdę gra toczyła się ponad nimi, a słynny polityczny apel o zburzenie muru dużo wcześniej wygłosił Amerykanin, kierując go do Rosjanina (Ronald Reagan w trakcie wizyty w Berlinie: "Mister Gorbachev, turn down this wall!").

Dziwne to zresztą były układy - z jednej strony mury, straże i zasieki, z drugiej zaś NRD, jako jedyne w tzw. demoludach, nadawało program radiowy w "zachodnim" paśmie częstotliwości fal ultrakrótkich, i - również jako jedyne - w swoich telewizorach stosowało "zachodnią" częstotliwość różnicową fonii.

Co często podkreślano w poniedziałkowych programach - znacznie gorsze od murów betonowych i ceglanych są mury mentalne, bo te tkwią głęboko w świadomości ludzi, ludzie ci zaś, mimo, że murów dawno nie ma, ciągle zachowują się tak, jakby one stały.

Mur Berliński nie był ani pierwszy, ani ostatni. Po ten, w pewnym sensie desperacki, środek sięgano tysiące lat temu, wznosząc Wielki Mur Chiński, czy - bliżej nas - Mur Hadriana, w poprzek północnej części Wielkiej Brytanii. Dziś mamy świeży mur odgradzający Meksyk od USA i równie nowy - między Izraelem a Zachodnim Wybrzeżem. Niedaleko zresztą trzeba szukać - swoje małe murki budujemy pracowicie sami, ogradzając nimi całe osiedla i kompleksy domów.

Rodzajem murów były, od niepamiętnych czasów, zabiegi cenzorskie, mające nie dopuszczać zgubnych ponoć treści do oczu i uszu maluczkich. Swoistymi murami były próby zagłuszania nieprawomyślnych stacji radiowych, czy - o czym niedawno tu pisałem - nawet telewizji satelitarnej. Nowy, wielki mur chiński tkwi i działa w ruterach i komputerach.

I kto teraz zamierza pójść tym sprawdzonym tropem? Ano, pewien kraj rozciągający się między Bałtykiem i Tatrami. Chodzi oczywiście i wyłącznie o hazardzistów i pedofilów, no może jeszcze o kilku takich, czy owakich.

So far, so good - ale nie w tym rzecz, tylko w samym mechanizmie. Jak ten wirtualny murek stworzymy, to wtedy wystarczy już tylko cegiełka-parametr, by go ciut podwyższyć bądź poszerzyć. A chętnych do dokładania - wprost albo metodą "delikatnej" sugestii - znajdzie się, że hej!

Kontrolować ma to prezes UKE, teraz osoba kompetentna i w działaniu apolityczna. Ale niech no nam tylko potem stanie na drodze, gdy taka czy inna wpływowa siła będzie chciała to, czy tamto - według swojego widzimisię - przyblokować. Stanie na drodze - to go zmieciemy i wstawimy swojego, który może nie będzie odróżniał częstotliwości od częstości, ale za to ta ostatnia, na zasadzie powszechnej w jego kołach obsesji, będzie mu się kołatała po głowie tyle przaśnym, co frywolnym: "cztery razy po dwa razy". I przed dołożeniem kolejnych cegiełek do muru z pewnością taki się nie zawaha.

I nawet ekran informujący o blokowaniu, niczym wtręt w tekście sygnalizujący ingerencję schyłkowej Mysiej, się nie pojawi, bo i po co? Nie było strony? Dziwne, widocznie jakiś tam gdzieś serwer, coś nie ten tego...

No i przecież ktoś będzie musiał, z niewyobrażalną przykrością i obrzydzeniem, poświęcać się i oglądać wszystko, by wiedzieć, co wskazywać do wycinania. Takim zapewnimy bypassy. Sieciowe - by mogli widzieć, czego inni nie widzą, i sercowe - by, od tego co ujrzą, ich stare serca nie dostały zawału.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200